Brzanka i zjazd Kolosa
-
DST
52.93km
-
Teren
15.00km
-
Czas
02:25
-
VAVG
21.90km/h
-
VMAX
72.97km/h
-
Temperatura
28.0°C
-
Kalorie 2012kcal
-
Podjazdy
666m
-
Sprzęt Specialized Hardrock
-
Aktywność Jazda na rowerze
Plan był prosty- trasa około 50 kilometrów w średnim tempie. Trasa do ustalenia, pierwotny plan zakładał Łękawkę, Słoną i Wał/Lubinkę, ale gdy już dojechałem do drogi Tuchów-Zalasowa pomyślałem że już tak blisko Brzanki że żal nie jechać. Widać zachorowałem na to samo co Mirek. Sam podjazd na Brzankę dosyć ciężko z początku bo w słońcu, później w cieniu było ok. Zjazd do Burzyna jak zwykle szybko i dalej już asfaltem przez Tuchów do Piotrkowic. Pod sklepem jak zwykle zbiegowisko, na samej Słonej już tylko zjazd Kolosa. Nie wiedziałem czy dobrze zjadę ale się udało. Miałem jeszcze na Lubinkę jechać, zobaczyłem na licznik, ale na dziś już wystarczy i dojazd do domu. Tragedii nie było, udało się kilka podjazdów mocniej podjechać, przerw brak więc nic tylko jeździć dalej :) Szatańskie przewyższenie :) A prędkości nie wierzyć, tylko 72 było z górki :P
Podwieczorek MTB
-
DST
60.18km
-
Teren
20.00km
-
Czas
03:18
-
VAVG
18.24km/h
-
VMAX
60.00km/h
-
Podjazdy
500m
-
Sprzęt Specialized Hardrock
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dopiero dziś odczułem zmęczenie Liwoczem, nie było tragedii ale rewelacji też nie. Umyłem rower, nasmarowałem łańcuch i pojechałem na Podwieczorek MTB. Na miejsce dojechałem dosyć wolno, skład dziś skromny: Krysia, Iza i ja. Nie każdy ma czas, ale nic ruszamy w kierunku Koszyc. Z Rzuchowej fajnym skrótem do Szczepanowic, przez pole ziemniaków. Dalej zielonym szlakiem, najpierw zjazd, później strumyk i zaczęły się schody. Od samego strumyka ostro w górę, później kawałek łagodniej i znów ostrzej. Decyduję się zrzucić na młynek, nie zdarza mi się to często, dodatkowo muszę wykonać rundkę w dół aby bieg się zmienił. Dalej siedzę już maksymalnie z przodu siodełka, z jednym uślizgiem i ruszeniem z miejsca udaje się dojechać jakieś 20 metrów przed końcem lasu.
Nie opłacało się męczyć z ruszaniem pod górkę więc podprowadziłem i zacząłem kręcić kółka bo one już tam były... komary. Dalej asfaltem i zjazd do Doliny Izy, z prawej strony szlabanu na zjeździe niebezpieczny rów. Na dole całkiem przyjemnie, prawy but mokry po niezbyt udanej przeprawie przez strumyk. Podjazd lekki ale ciągnie się strasznie. Jedzie się już lepiej, zawsze potrzebuję długiej rozgrzewki gdy jestem zmęczony po długiej trasie. Dalej w kierunku Wału i zjazd do Pleśnej żółtym szlakiem. Przypomniało mi się że w drodze na Jamną już tam jechałem na pół-flaku. Objazdem podjeżdżamy na Lubinkę, jest łagodniej ale nie płasko, dalej zjeżdżamy na Błonie i do Mościc. Powrót wałami Białej.
Jeszcze taki filmik z neta
Wtorek MTB na żółtym szlaku
-
DST
128.25km
-
Teren
50.00km
-
Czas
06:45
-
VAVG
19.00km/h
-
VMAX
77.71km/h
-
Temperatura
27.0°C
-
Kalorie 6000kcal
-
Podjazdy
1800m
-
Sprzęt Specialized Hardrock
-
Aktywność Jazda na rowerze
O 9:30 na start. Szykuje się bonus do standardowej Brzanki. Pod kościółkiem zjawił się oczywiście Prezes ze Staszkiem oraz Olek, Wojtek, Mateusz i ja:) Ruszamy i szutrem, dalej przez Łękawkę. Zjazd singielkiem Mirka dosyć szybki-nie ma to jak w końcu dwa sprawne heble :) Standardowo obok Stalbomatu w górę, w międzyczasie coś nagrywam, już widać że tworzą się peletony bo nie każdy może nadążyć za czekającym na nas Olkiem. Przed szczytem odbijamy w kierunku Ostrego Kamienia i dalej zjazd asfaltem na Żurową. Tam oczywiście szybko, ponad 70km/h. Dojeżdżamy do Delikatesów, przerwa i jedziemy dalej. Sporo asfaltu, jedziemy przed siebie. Gdy ostatnio jechaliśmy na Liwocz to kręciliśmy nieco po tych drogach tuż przed Liwoczem więc sądziłem że jadąc cały czas prosto dojedziemy tam gdzie potrzeba. Myliłem się i dojeżdżamy do drogi Biecz-Jasło. Mirek się nieco przeraził widząc znak Jasło 10km, ja osobiście myślałem że dojechaliśmy do tej drogi na Pilzno.
Jesteśmy w Skołoszynie, pytamy miejscowego ale młody jest i terenu jeszcze nie zna. Ratujemy się techniką, Wojtek ma GPS na ramie, wracamy się z 300 metrów i odbijamy na Lisów. Była jeszcze druga opcja by jechać główną drogą do Kołaczyc. Dalej trochę asfaltami, był fajny pagórek i dojeżdżamy blisko Kołaczyc. W oddali widać wielki Krzyż, pokazuje się też żółty szlak. Czyli jesteśmy u celu, początek Drogi Krzyżowej i żółtego szlaku-Jedziemy na Brzankę. Koniec asfaltu- podjeżdżamy do góry. Mały bufecik, czekamy na Kicaja. Dalej w górę, dosyć szybko ta droga na Liwocz leci i już jesteśmy na szczycie. Z początku nie dowierzałem bo kiedyś ta droga była dłuższa ale narzekać nie zamierzam. Na Liwoczu oczywiście odpoczynek i lecimy dalej bo nas noc złapie.
Z Liwocza już na początku fajne zjazdy, niby sucho ale woda zrobiła swoje i jest trochę dziur. Taktyka na najbliższe kilometry jest prosta-trzymać się żółtych plamek na drzewach. W kilku miejscach trzeba dobrze patrzeć gdzie one są ale dajemy radę. Mateuszowi już ciężko przychodzi każdy kilometr, Staszek miał kryzys ale po żelu przeszło. Aż później gdy Mateusz odbił na asfalcie do domu to Staszek pojechał na przód, nie odbił na żółty szlak i w efekcie do Bacówki dojechał sam, jakieś dobre 20-30 minut za nami. Więc na Brzance zdążyliśmy sobie odpocząć. Pojawił się pomysł jazdy żółtym szlakiem aż do Lubaszowej, ale nie wszyscy mieli jeszcze ochotę i postanowiliśmy odpuścić. Zjazd do Burzyna i od Tuchowa wzdłuż Białej aby nie było podjazdu. W Tarnowcu odbijamy z Wojtkiem na Zawadę a Mirek z Olkiem lecą Tuchowską na Tarnów. Staszek pojechał wzdłuż torów. Mateusz również szczęśliwie dojechał do domu i tak zakończył się chyba najdłuższy w historii wtorek MTB, w domu byłem kilka minut przed godziną 19.
Początek Lipca
-
DST
42.97km
-
Teren
13.00km
-
Czas
02:06
-
VAVG
20.46km/h
-
VMAX
52.12km/h
-
Temperatura
27.0°C
-
Podjazdy
500m
-
Sprzęt Specialized Hardrock
-
Aktywność Jazda na rowerze
Mega zakwasy po wczoraj, ale jakoś się zebrałem na rower. Krótko bo krótko ale wieczorem żużel. Pojechałem na Trzemesną, wczorajszy zjazd na którym było Łubudubu przejechany na lajcie, z chłodną głową to pikuś. Dalej na Karwodrżę i lasem do Łękawki. Zjazd przez Marcinkę i do miasta. Pokręciłem się po rowerowych, na Bandrowskiego tylne koło poszło w górę bo zaparkowałbym w Passacie. Z początku driver miał wonty, ale później przemówiłem mu do rozsądku tak że się pytał czy mi się nic nie stało(nie ma to jak jazda z papierosem w ręku, bez kierunkowskazów i patrzenia w lusterka). A przypominam rowerom w korku wolno wyprzedzać z prawej strony :) Na Wałowej spotykam Kamila, chwilę rozmawiamy i dalej do BB zwrócić dług. Powrót wałami Białej-ale tam zarosło.
III Rajd Sokołów
-
DST
60.22km
-
Teren
18.00km
-
Czas
03:06
-
VAVG
19.43km/h
-
VMAX
63.00km/h
-
Temperatura
20.0°C
-
Podjazdy
600m
-
Sprzęt Specialized Hardrock
-
Aktywność Jazda na rowerze
Rano najpierw do kościoła rowerem, później czas się zebrać na rynek. Miał z nami jechać jeszcze jeden kolarz, ale jednak nie jest jeszcze przygotowany na takie trasy więc odpuścił. Ale wraz z braćmi zjeżdżamy do Tarnowca gdzie czeka niezawodny Barteko. Jedziemy powoli bo Paweł by nie nadążył, ale i tak na Tuchowskiej ponad 30 jest, Bartek każdą chwilę do treningu wykorzysta i jedzie nie w strumieniu aby mieć ciężej :) Na Rynku sporo ludzi, ale liczyłem że na ostatni moment zjadą się tłumy co nie nastąpiło. Jakieś tam gadanie bla bla i jedziemy na Piłsudzkiego aby się podzielić. Paweł do amatorów, Bartek do pożeraczy asfaltu i tyle go widziałem na dziś. My tam jakoś się zebraliśmy z Krzyśkiem w grupie super mega zaawansowane MTB. Ale pierwsze prognozy są takie że jedziemy na autostradę i 20 km w kierunku Krakowa i później nawrót. Oczywiście asfaltowym poboczem aby było terenowo. Nie no żartuję, mają być jakieś płaskie szutry itp.
Ruszamy i przebijamy się Spokojną pod Błonie. Dalej obok Lipia, ja Lipiem żeby było ciekawiej. Na Woli świruje coś licznik, ale po kilku poprawkach jest ok. Nie pokazuje jak niektórym w opowieściach 110km/h za tirem więc jest dobrze(swoją drogą w Polsce tiry mają ograniczenie przepisami do 80km/h a tzw kagańcem około 90km/h więc z całym szacunkiem ale tę historię miedzy włożyć między Brzechwę i Andersena). Dojeżdżamy do Pogórskiej Woli a ja ciągle mam wrażenie że pomyliłem grupy i jadę w dwójce. Tak sobie jedziemy, w takiej grupie jeździć nie umiem, a nawet żeby się z kimś poszarpać na podjazdach nie ma jak bo towar to deficytowy. Pojawił się jakiś szutrowy podjazd to byłem całkiem z tyłu akurat. No od tak, miejscami były miejsca wymyte wodą. Później pojawił się podjazd, trochę błotny. I co chwile ktoś na najlepszej ścieżce uślizguje, zatrzymuje. Ja daję na prawo i największym błotem cisnę do góry. Dojeżdżam do Burii i tak sobie jedziemy, na skrzyżowaniu jadę gdzieś szutrem w lewo kilkaset metrów i podjeżdżam sobie. Akurat jak jestem przy skrzyżowaniu to przejechały ostatnie osoby z peletonu.
Później kolejne jakieś zebranie. Znowu? Ja sobie pokręcę po okolicy :) Podobno z SPD się nie mogłem wypiąć, a później lecimy laskiem w dół. Tam fajny zjeździk błotny, wpakowałem się za kogoś w koleinę. I tak sobie powoli jadę, hamując bo pół drogi zatarasowane bo ktoś chyba nie wie do czego SPD służy. Podpowiem do lepszego pedałowania a PRZEDE WSZYSTKIM do stabilności na zjazdach. A ja tylnego hamulca nie mam, za to mam niezłego nerwa już. W końcu gdzieś zbyt mocno zahamowałem i się położyłem w lewo na brzegu. Szybko wstaje i skręcam na środek, dokręcam i w dół, nie hamuję. Nie było to mądre bo przy prędkości pewnie 35-40 wpadam w miękkie błoto i wysiadka z roweru przez kiere. Jak było-agresywnie, a zakończyło się efektownie :D Troszkę się ubrudziłem, bidon do koszyka i dalej. Miłosz ma śmiechu co nie miara. Gdzieś na postoju Tomek stwierdza że mam oponę tyłu do wymiany, inni to potwierdzają. A to przecież opona kupiona kilka dni przed Pucharem Tarnowa czyli ma 3? tygodnie. Sorry ten rower jeździ, nie stoi na wystawie. A asfaltu też się trafi sporo bo ma być teren a wyjdzie nieraz prawie sam asfalt, a swoje ważę.
Później łąka którą TRZEBA prowadzić. Ja jadę, ale później jest jakaś koleina i chcąc wyminąć innych mnie podbija a ciężko mi stamtąd ruszyć więc przeprowadzam z 5 metrów. Dalej zjeżdżamy do Łękawki i w kierunku Zawady. Na tzw Granicach widzę z przodu rozprowadzanie się peletonu. Szykują się jakby co najmniej ktoś finiszować miał. Przebiłem się do przodu i przede mną podjazd pod Pętle autobusową, krótki do podjechania z blatu. Tak też robię, lewym pasem mijam rozprowadzaczy. Efekt taki że nieco się porwało, Buria w zasadzie na kole, ktoś tam z tyłu też dosyć blisko jest. Po Zawadzie jadę sobie przyzwoitym tempem, podjazd obok szkoły-ten jest dłuższy ale łagodniejszy. W kontakcie zostaje już chyba tylko Buria. Obok sklepu jedziemy sobie bardziej lajtowo, wszystko rozstrzygnie się obok kościoła. Do połowy górki jedziemy koło w koło, Później łapię 1/4 koła przewagi, na samej końcówce już max i wydawało mi się że miałem co najmniej długość roweru przewagi. No jako gospodarz nie mogę się dać pokonać w Zawadzie. Zawijam na cmentarz do kranu żeby się nieco przemyć i zjeżdżam przez las pod restauracji. Tam jestem około 13, siedzimy z pół godziny i z braćmi zawijamy do domu.
Czerwiec zakończony, 1500km zrobione a jeżdżone w zasadzie od połowy i to nie tak jak być powinno
Sobota MTB
-
DST
71.52km
-
Teren
30.00km
-
Czas
03:25
-
VAVG
20.93km/h
-
VMAX
56.38km/h
-
Temperatura
22.0°C
-
Podjazdy
400m
-
Sprzęt Specialized Hardrock
-
Aktywność Jazda na rowerze
Czas się wybrać na Wtorek MTB w sobotę. Zbiórka w Lipiu, z domu startuję z Krzyśkiem więc szybko przez Marcinkę i os Zielone do Lipia. Tam pusto, ślady jakieś są ale tylko opon Speca, a Mirek ze Staszkiem jeżdżą na ubóstwianych przez nich Saguaro. No to kręcimy w koło coby komary nie pogryzły. Minutę przed czasem przyjeżdża Mirek, Staszek i Maciek czyli nowa osoba z Forum Rowerum. Ruszamy oczywiście przez Lipie i na Wolę Rzędzińską. I dalej już standardową trasą do Czarnej. Płasko, przy rozmowach ale tempo podobno dobre. Ja tam nawet nie zauważyłem kiedy do Czarnej dojechaliśmy, no może pamiętam omijanie szlabanów bo Mirek często miał z tym problemy. W Czarnej Mirek chce nas zabrać gdzieś na grzyby. Jedziemy jakoś dłużej przez Czarną i odbijamy. Komary są, asfaltu nie ma więc może być. Staram się jakieś filmiki szufladą nagrać. Wracamy do Jodłówki, Staszek się odłącza bo nocka w robocie czeka. Swoją droga miał zawitać na Rajd Sokołów ale wygląda na to że zmęczenie go zmogło. A my wracamy początkowo podobną trasą, ale później tak aby kierować się na Skrzyszów. W Ładnej fajne odcinki z kałużami, pod Mercury Marketem Maciek leci na Tarnów bo czas goni. Reszta leci na Kruk. Trasa znana, podjazdy w Kruku suche. Na drogę znów ktoś dosypuje gruz, wyjeżdżamy na asfalt, Krzyśkowi ucieka powietrze. Złapał konkretne szkło w oponę, ale wróci do domu pieszo. Żegnajcie przyjaciele, z Mirkiem jedziemy na szuter, trudno jedziemy do ostatniego. Zjeżdżamy pod obwodnice, Mirek w prawo ja w lewo i jestem w domu. Rowery do mycia i montowanie filmiku.
/2885379
Pada deszcz
-
DST
14.74km
-
Czas
00:44
-
VAVG
20.10km/h
-
VMAX
43.59km/h
-
Temperatura
17.0°C
-
Podjazdy
150m
-
Sprzęt Specialized Hardrock
-
Aktywność Jazda na rowerze
Powoli w deszczu aby się nie schlapać do Braci Rowerowej. Hak już przykręcony nie na patent, hamulec polepszony i naklejka nalepiona. Pozostaje tylko czekać na ośkę. Gdy wyjeżdżałem wydawało się że nie pada, później zaczęło mocniej, a w drodze powrotnej to już prawie lało. Piątek MTB ze względu na pogodę został odwołany ;/
Czwartek MTB
-
DST
63.94km
-
Teren
12.00km
-
Czas
03:13
-
VAVG
19.88km/h
-
VMAX
53.96km/h
-
Temperatura
22.0°C
-
Kalorie 2000kcal
-
Podjazdy
604m
-
Sprzęt Specialized Hardrock
-
Aktywność Jazda na rowerze
Najpierw trochę o serwisie
Po wczorajszych przygodach dziś bawienie się ze sprzętem. Czyli od wczoraj to rozkręcone zostało dobre 70% roweru. Konus się uszkodził, ściągałem go szlifierką, z 10 w domu nie pasuje żaden ostatecznie zmieniłem ośkę na taką bez szybkozamykacza. Po wyprostowaniu haka przy wkręcaniu poszła główka od śruby. No fajnie, tymczasowo rozwiązane patentem. Prawe łożysko suportu to kręcić się w ogóle nie chciało. Ostatecznie rower złożony 45 minut przed startem spod Biedronki. O dziwo udało się bez większych problemów(no poza przerzutką bo podkładka aby śruba nie wadziła o kasetę zmieniła jej działanie a nie regulowałem jej bo po powrocie do oryginału będzie z głowy) przejechać trasę a pomyśleć że niedługo przed startem miałem telefon w ręce aby zadzwonić że mnie nie będzie bo roweru nie dam rady złożyć.
Tak więc wyjazd, wydawało się chłodno, ale później było ok. Na Krakowskiej jezdnią ok 35km/h i zawsze przemykam na późnym zielonym-czyli pewnie światła na 35km/h ustawione są. Wygląda na to że tym razem się nie spóźniłem. Wygląda na to że odwiedzimy Marcinkę. Jedziemy, wzdłuż obwodnicy zauważam że korba jakby mało sztywna jest. Obok zjazdu na Tuchowskiej dokręcam bo okazało się że zapomniałem dokręcić na mocno, dokręciłem tylko w palcach bo chciałem jeszcze to poprawić. Na szutrze doganiam resztę, a jak się później okazało dogania nas Pan Adam. Wyjeżdżamy pod kościół, ja dziś spokojnie, nie mam ochoty się szarpać na niepewnym sprzęcie. Dalej na Trzemesną i zjazd na trasę Wtorku MTB. Na ulubionym kawałku Mirka Marcin ląduje na prawy bok. Byłem dosyć blisko ale omijam jego rower. Później wyjeżdżamy szutrem i zjeżdżamy pod jeziorka.
Przegapiłem nieco skręt ale po kilku metrach powrotu spokojnie w górę. Na górze chwila po płaskim i zaczął się zjazd. Oczywiście kombinowanie trasy :) Jakimiś polami, lasem kij wie czym, bo szlak gdzieś tu był i jesteśmy na Ryglickiej w Tuchowie. Na dole kolejny postój, spowodowany poprawkami przy sprzęcie po glebie numer dwa dla jeźdźcy fulla. Dalej asfaltami do Tuchowa, Karwodrży i Piotrkowic. Zjazd do Woźnicznej bardzo fajnym zjazdem, przyda się taka traska na przyszłość :) Dalej Koszycami i Zgłobicami do Tarnowa, odjechało nam się trochę do przodu ale miło było :) Zjazd z obwodnicy i za plecami namierzony bezprawnie używający klaksonu niejaki Marcin B. Przy Krakowskiej pożegnanie i wałami Białej do chaty. Strasznie tam zarosło ostatnimi czasy ;/
A link do trasy Marcina, ja się tak nie wlokłem :P
Tryb awaryjny
-
DST
18.39km
-
Teren
6.50km
-
Czas
01:01
-
VAVG
18.09km/h
-
VMAX
49.28km/h
-
Temperatura
17.0°C
-
Kalorie 850kcal
-
Podjazdy
207m
-
Sprzęt Specialized Hardrock
-
Aktywność Jazda na rowerze
Rano przeserwisowałem amorka, wylało się trochę wody z kałuż znad Dunajca ;/ Myślałem coby dziś sobie nie zrobić odpoczynku, tak dla zasady. Wieczorkiem jednak wyjechałem, do Kruku i później szutrem w górę na Trzemesną. Gdzieś po 10 kilometrze zaczęły się odzywać support i koła. Szkoda sprzętu więc powoli asfaltem w dół na Łękawkę i polami do Zawady. Im bliżej domu tym orkiestra zaczęła grać coraz głośniej, widać dziś odpoczynek był mi przeznaczony.
Radość z jazdy
-
DST
136.56km
-
Teren
25.00km
-
Czas
07:08
-
VAVG
19.14km/h
-
VMAX
61.60km/h
-
Temperatura
23.0°C
-
Kalorie 5919kcal
-
Podjazdy
1900m
-
Sprzęt Specialized Hardrock
-
Aktywność Jazda na rowerze
Z Mirkiem byłem umówiony na 9:00, a jeszcze o 8:40 suszyłem buty bo zapomniałem schować z balkonu a była burza ;/ Dojechałem prawie na czas, u mnie był czas, ale mój zegarek chyba coś spóźnia bo Mirek już był, a zawsze jest na styk. Jedziemy, na przejeździe zatrzymuje się pociag towarowy więc zwrot. Na Tuchowskiej Krysia przygotowała niespodziankę dla Mirka, no był bardzo zaskoczony. Trochę padało z początku, ale delikatnie, podjechaliśmy szutrem na Marcinkę i do Łękawicy. Tam znów kawałek szutru i bardziej asfaltami pokonaliśmy trasę na Brzankę. Singielek Mirka, no został lekko z tyłu, podjazd szutrem w lesie i standardowo już trasa na Brzankę pod Stalbomat i pod Bacówkę. Gdzieś na podjeździe od Stalbomatu przejeżdżam swój 5000km w tym sezonie :) ale zorientowałem się dopiero na szczycie. Pod Bacówką szykuje się jakieś ognisko. Z Brzanki zjechaliśmy dosyć nietypowo Polaną Morga. Czyste powietrze, widoki piękne :)
Dalej zjechaliśmy do Lubaszowej obok zakonu, również fajny zjazd. Mirkowi wpadł do głowy pomysł na powrót przez Meszną Opacką. Pytamy miejscowego czy tędy dojedziemy. Mamy nie skręcać w lewo, nie jechać prosto tylko skręcić w prawo :) i dalej obok lasu. Tak też zrobiliśmy, wyjazd na Rychwałd, zjazd do Łowczowa. Mirkowi na płaskim asfalcie strzela szprycha, cieniowana chyba 2.2/1.6/2.0 no to pozdro. Dalej na Pleśną, Woźniczną i już do domu.
Trochę przerwy, i wieczorem mam się stawić pod Biedronką. Wyjeżdżam, no troszkę wieje, chłodno ale damy radę. Chcę wyjechać na Krakowską normalnie na drogę, ale pełno aut i cały odcinek pokonuję chodnikiem po lewej stronie. Ostatecznie za mostem przebijam się przez pas zieleni oddzielający jezdnie. Ekipa już czeka-Krysia, Iza, Marcin no i ja :D Jedziemy najpierw Czarną Drogą, zagadałem się z Marcinem, włączył się autopilot, pamiętam tylko dojazd do skrzyżowania ze Zbylitowską i później już sam wjazd na wały Dunajca. Kawałek wałami, później Buczyną i pola wzdłuż rzeki. Kałuże takie jak pamiętałem z jazdy z Krzyśkiem czyli pedałować nie ma po co bo buty będą mokre, i tak były :/ Z początku omijałem większą wodę, później już waliłem przez środek, ale frajda :)
Wzdłuż Dunajca aż po dom weselny, kawałek nowym asfaltem i zjazd do pitstopu. Dalej ciekawy szutrowy podjazd, było gdzie kręcić, ale bez młynka, jak cały dzisiejszy dzień :) Później asfaltem, zjazd pod pomnik i w końcu zobaczyłem te słynne okopy :D Dojazd do skrzyżowania na Lubince, tam się rozdzielamy bo kierowniczki wyjazdu mają dwie odmienne wizje trasy na odcinku pewnie kilkuset metrów. Ustalamy z Marcinem że jeden jedzie tu a drugi tu, ja pojechałem asfaltem. Minęła minuta może dwie i ekipa już w całości. Podjazd asfaltem na Wał, cały czas się zastanawiałem gdzie ta droga wyjeżdża bo nie kojarzyłem tam żadnego asfaltu. Dalej w kierunku kamieniołomu i podjazd pod wieże. Dalej już podobną trasą jak w południe, ale jednak inną... Zjazd do Łowczowa jeden skręt się różnił. W Łowczowie obok stacji dosmarowanie łańcucha bo podobno głośno chodził a ja tego nie słyszałem. W sumie nie dziwne, Brzanka + przejazd wzdłuż Dunajca dały w kość.
W Wojniczu spotykamy Żyrafe z kolegą, jedziemy kawałek razem, ale my odbijamy na Koszyce, oni jadą przez Tarnowiec. Podjazd w Rzuchowej na Koszyce fajnie szybko podjechany, odbicie na Zgłobice i obok Klasztoru. Wcześniej mijamy budujące się dosyć duże budynki jak na tę okolice. Później ekipa się rozjechała, dosyć się ściemniło, szybko przez Przemysłową, nawet kropić zaczęło ale sprawnie do domu. O dziwo sił jeszcze zostało :) To dobrze bo ostatnio mam fazę na jeżdżenie :D Zdjęć nie chciało mi się dziś robić, ale traskę do endo wklepałem :)
/10659371