labudu prowadzi tutaj blog rowerowy

longer na dwóch kołach

Środa

  • DST 12.00km
  • Czas 00:40
  • VAVG 18.00km/h
  • Podjazdy 100m
  • Sprzęt Kross
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 4 marca 2015 | dodano: 13.03.2015



na siłe

  • DST 19.33km
  • Czas 00:40
  • VAVG 28.99km/h
  • Podjazdy 300m
  • Sprzęt Scott Foil Premium Di2
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 4 marca 2015 | dodano: 11.03.2015

Trochę na siłe po 21 rundy po Zawadzie, Nowodworzu i Tarnowcu



Wtorek

  • DST 12.00km
  • Czas 00:40
  • VAVG 18.00km/h
  • Podjazdy 100m
  • Sprzęt Kross
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 3 marca 2015 | dodano: 13.03.2015



Wtorek NIE MTB

  • DST 37.70km
  • Czas 01:13
  • VAVG 30.99km/h
  • Podjazdy 150m
  • Sprzęt Scott Foil Premium Di2
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 3 marca 2015 | dodano: 11.03.2015

No żeby nie było za pięknie nie będzie teraz śladów na endomondo czy stravie. Powód- Lumia z powodów bliżej nieokreślonych spotkała się z ziemią i nie działa :P Więc bez obaw że mnie ktoś namierzy najpierw do Piotrkowic na pętle. Dalej płasko przez Łękawice Skrzyszów i Obwodnica :D I dziękuję dobranoc bo najwyższa pora :)



Poniedziałek

  • DST 12.00km
  • Czas 00:40
  • VAVG 18.00km/h
  • Podjazdy 100m
  • Sprzęt Kross
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 2 marca 2015 | dodano: 13.03.2015



Wokół Brzanki

  • DST 74.23km
  • Czas 02:37
  • VAVG 28.37km/h
  • VMAX 75.00km/h
  • Kalorie 2881kcal
  • Podjazdy 1145m
  • Sprzęt Scott Foil Premium Di2
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 1 marca 2015 | dodano: 11.03.2015

Trochę mnie tu nie było , było to spowodowane kilkoma rzeczami, zaczynając od elita, przez problemy z komputerem a na studiach kończąc, ale może to i lepiej. Teraz postaram się nadrobić zaległości. Ta sesja pewnie jeszcze długo się nie skończy, komputer działa ale co to za działanie :P a Zimowy Klasyk Shimano Elite był więc już też po sprawie :) Emocje minęły, więc i tekst będzie spokojniejszy i krótszy. Tylko trochę szkoda bo nijako 3 miesiące przygotowań, a teraz po jakby brakuje motywacji. Cieszy fakt, że pomimo chyba najgorszego semestru na studiach (masa projektów), nieco cięższej zimy i ograniczenia czasowego jakiego sobie narzuciłem przez dojazdy udało zrobić się lepszą formę niż rok temu, zachowując przy tym radość z jazdy. Do tego jazda na trenażerach w Bikersporcie jako super zabawa która pozwoliła się sprawdzić, ale wymuszała też kolejne przerwy w jeździe. Eliminacje w Bieniasz Bike przejechane poprawnie , robiąc niemal identyczne waty jak rok temu ale na dłuższej trasie prognozowała dobrze. Udało mi się ugrać trochę sekund nad Maksem czy Mirkiem gdzie rok temu mieliśmy niemal te same czasy. Skończyło się na finale w Swarzędzu i 11 miejscu mimo że wszystkie wskaźniki i czasy wskazywały że jest lepiej. 1100 km drogi samochodem po to żeby zobaczyć zawody na dwóch trenażerach które generowały różne obciążenie- dla mnie pomyłka. Do tego inne niedopatrzenia z wagą, 4 trenażery i rolka na rozgrzewkę- no nie popisali się, ale rok temu wgl nikt nie pomyślał o wadze i to był dopiero bezsens. Chcąc porównać czasy nie mogliśmy się połapać bo nie było żadnej proporcjonalności, gdy siadałem do startu musiałem zrobić czas chyba 8:13. Ruszyłem, trenażer bez koła a czuję jakby koło się ślizgało albo urwałbym łańcuch- czyli jednak coś co robi 3500W też idzie zaświrować nogą. Ale już nie idzie długo kręcić szybko, moment shamowało do realnej prędkości i jak się okazało przez pół minuty nie zostawiłem konkurenta na więcej niż 10 metrów. Kto mnie zna powie niemożliwe- ale jednak, pierwsza górka zostaję, nie idzie ukręcić czasu porównywalnego do pierwszego, konkurtent też minimalnie z przodu. Ostatni zjazd czas niby nie najgorszy, raptem kilka sekund do urwania ale nogi już nie ma. A ostatni podjazd dosyć długi, jadę jadę ciągnie się, ale prędkość nie ta, w pewnym momencie ledwo przepycham z blatu. Słyszę że czas na 1 miejsce upłynął - a do mety sporo oj sporo- w 10 czy 15 sekund nie przejadę 500 metrów- odpuszczam trochę bo to nie ma sensu. Jadę kawałek i mi wróciło więc końcówka jeszcze mocno- czas 9:26 czyli około 1:15 do zwycięzcy. Uczucie to co zwykle- czyli problemy z równowagą przez 20 minut. Dobrze że ten trenażer stoi sztywno bo inaczej przez pierwsze pół minuty po mecie byłaby gleba. Później jakoś obserwuję co się dzieje na zawodach. Analizujemy- zdecydowanie lepsze czasy są na lewym trenażerze, ja jechałem na prawym. Później jedzie osoba startująca ze sklepu Bikersport- jedzie na lewym trenażerze- wyprzedza mnie mniej więcej o minute, ostatecznie zajmuje 3 miejsce. Wtedy już byłem pewny- coś jest nie tak, jechałem nieoficjalnie w Krakowie eliminacje, paradoksalnie zrobiłem tam najlepszy czas ze swoich prób 8:09, było to w czasie gdy w Tarnowie zrobiłem czas 8:22. Później jeszcze w Tarnowie urwałem 11 sekund, w Krakowie już nie startowałem. Zarówno tu i tu trenażer działał prawidłowo, a Jacek miał w Krakowie czas coś 8:2x czyli jakieś 15 sekund gorzej, a teraz tyle mnie zostawił. Z sklepu Fogt Bikes było podobnie, różnica coś koło 2 minut pomiędzy dwoma zawodnikami mającymi podobne czasy elimiacji- klucz- zależy kto z której strony wystartował. Także już się utwierdziłem w swoim- prawy a lewy trenażer to osobne zawody powinny być rozgrywane- ale co zrobić, już za późno. Na prawym trenażerze miałem chyba 2 czas, ale tylko kilka sekund zabrakło więc może wiedząc w końcówce że o coś się jedzie dałoby się nadrobić. Nie wiem, wiem że 11 miesce nie oddaje tego jak pojechałem, oczywiście wszyscy uważają że mogę pojechać szybko tylko 2 minuty no ale... wygrał ten co miał wygrać. Następna okazja na odegranie się- za rok.

W niedzielę więc w powoli klarującej się stałej grupie czyli ja, Olek, Krzysiek i Marcin K. wybraliśmy się na szoskę :) Wyjazd jakoś 13:30 bo nie każdy może się wyrobić na 10 a miało być krócej bo chłopaki coś jeździli. Ja jakoś tak jechałem bez weny, nie mogłem się skupić na jeździe, myślami ciągle byłem gdzieś indziej. Najpierw w kierunku Łękawicy i do góry na Trzemesną. Jakoś się nie szarpię bo czuć kwas po wczoraj, czyli znak że nie było w tlenie... Na górze pogawędka, bo jakoś nikomu się nie chce jechać dziś :) Dobra w końcu ruszamy, do Tuchowa główną drogą prowadzę peleton. Takim dobrym średnim tempem, skręcamy w Lubaszowej tak jak na Brzankę i prowadzenie obejmuje Marcin. Nie będę się ciągle targał pod wiatr, tempo delikatnie spada. Zaczyna się łagodny podjazd- no leci jak zwykle, nawet łagodniejszy się wydaje niż ostatnio- czyli chyba dobrze :) Skręcamy na skrzyżowaniu na końcowy fragment podjazdu na Brzankę. Bez jakiejś mega spiny wyjeżdżam na górę samotnie, od skrzyżowania w jakieś 7 minut, strava ześwirowała i nie zaliczyła Koma bo kij wie gdzie jest koniec :D Wyjechałem na górę, usiadłem na betonie i czekam, przyjeżdżają Olek z Marcinem i przy rozmowie czekamy na Krzyśka. Czekamy czekamy nie ma, patrzę na telefon - aha sms sprzed kilkunastu minut że Krzysiek nie jedzie na górę tylko dalej w kierunku Ołpin- no to fajnie :) Możemy czekać a teraz musimy gonić. Zjazd w dół, Olek chyba chciał zrobić ślad na masce Civica jak mnie wyprzedzał, i dalej po płaskim w kierunku Ołpin. No trochę mnie poniosło goniąc Krzyśka więc musiałem odpuścić bo bym jechał sam :P Nie no noga nie podaje, ale i tak jestem nienormalny:P Skręt w lewo obok szkoły i w górę. Z początku spokojnie, później jechał jakiś skuter czy co i trochę jakby się zacząłem ścigać, oczywiście wyprzedził mnie gdzieś na płaskim ale tak zostało że już bardzo nie zwolniłem do samej góry. Cały podjazd zrobiłem ze średnią coś ponad 24km/h ale strasznie mało miarodajne bo tam raz w górę raz po płaskim . Na górze zastanawiam się czy dobrze skręciłem ale zdzwaniamy się z Krzyśkiem i jednak dobrze skręcilem. Po chwili przyjeżdża reszta i jedziemy dalej. Dosyć szybki zjazd do Ryglic, czyli jednak na dziurach też można pomykać. Końcówka do Tuchowa aby bliżej i żeby nie główną drogą to skręt na Piotrkowice i obok kościoła w górę. Taka górka to nie górka idzie się przyzwyczaić. Zjazd w dół do Poręby, pocisnąłem trochę, średnia 60 czy tam 62km/h (zależy na którym odcinku) i kom :) Dojazd do Tarnowca, znowu gadane i do domu :)



Niedzielna w peletonie

  • DST 100.94km
  • Czas 03:38
  • VAVG 27.78km/h
  • VMAX 64.00km/h
  • Kalorie 3969kcal
  • Podjazdy 1217m
  • Sprzęt Scott Foil Premium Di2
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 22 lutego 2015 | dodano: 25.02.2015

Niedziela, próba zebrania większego peletonu. ale w Tarnowie to chyba już nikt na szose nie jeździ. Albo robią forme po cichu a później i tak nic z tego nie wyjdzie, bo jazda na jakieś liczby wykresy nigdy nie zastąpi rywalizacji z kimś innym :P Ale niech żyją dalej w swoim głupim świecie :D Tak więc kilka minut po 12 wyjeżdżamy z Krzyśkiem do Tarnowca. Na podjeździe spotykamy Kamila, niestety nie pojedzie z nami- dziś pierwszy raz na rowerze więc nie da rady. Chwilkę pogadaliśmy i dalej w drogę bo podobno widział Olka na skrzyżowaniu. Tak więc w dół, Olek jest, nikogo więcej- czyli skład dopisał :D Ruszamy w kierunku Lubinki, cel na dziś to Ruda Kameralna. Po płaskim bardzo spokojnie , tak 35 a za mostem nawet mniej. Na moście liczyliśmy że ktoś jeszcze będzie czekał ale było pusto. Lubinkę podjeżdżamy z Olkiem tak 19km/h czyli ciut wolniej niż 2 dni temu. Jedziemy po płaskim, z naprzeciwka jedzie Iza- konkurencja nie śpi, łapka w górę i jedziemy dalej, nawet Krzysiek nas od razu dogonił. Przejeżdżamy skrzyżowanie i w dół do Janowic, dziś spokojniej bo ostatnio jechałem sam, dziś Olek się zdołał utrzymać zaraz za mną. Przejeżdżamy obok sklepu w Janowicach i grupka kolarzy na pitstopie- Brzesko? chyba tak- zawracamy bo mieli tutaj jakoś jechać, spodziewaliśmy się ich na podjeździe na Lubinkę, a okazało się że oni jadą w tym samym kierunku co my. Chwila rozmyślań jedziemy razem kawałek :D

Peleton Brzeski
Peleton Brzeski © labudu

Peleton
Peleton © labudu

W Zakliczynie
W Zakliczynie © labudu

Ruszamy w kierunku Zakliczyna- małe zdziwienie co się dzieje :D  Peleton 9 osobowy a my jedziemy z młynka? Postanawiam coś podciągnąć tempo, jadę na przód peletonu i powoli przyspieszam. Dojechaliśmy pod Malinkę to dalej już myśle równo. Mijamy jakiegoś miejscowego rowerzystę kawałek dalej się oglądać jedziemy tylko w 3 Tarnowską grupa. Brzesko z tyłu to zwalniamy, jakieś tam fotki porobiliśmy i dalej zbieramy się w grupe. Spokojnym tempem dojeżdżamy do Zakliczyna i przez most na Melsztyn. Tam głownie Piotrek prowadził, gdzieś tam wyjechałem i zaraz był skręt na Gwoździec chyba. Zbieramy grupę, zjeżdżają się za godzinę. Kręcimy chwile po płaskim, tam gdzie drogę przecinał Maraton Wojnicki po kamienistym wąwozie. Zaczyna się coś do góry, pytam gdzie ten Kom- za kawałek. Widzę jakieś tasowania z przodu więc zbieram Olka, 2 mocniejsze obroty korbą i jedziemy do przodu. Wiem że ten podjazd jest średnio łagodny i dosyć długi. Jadę tak na tętnie ok 150-160, jak noga zaczyna palić to delikatnie odpuszczam, jedziemy jedziemy i gdzie jest koniec nie wiemy. Na kole nam nikt nie siedzi więc pierwsze wypłaszczenie, chyba koniec ale dla pewności jedziemy do momentu gdzie zaczyna się zjazd. Nawracamy, jedzie Krzysiek, grupa Brzeska czeka wcześniej koło przystanku czyli tam się musiał KOM kończyć. Można było z tego podjazdu wycisnąć sporo więcej myślę, Olek miejscami miał coś 310W  a to dosyć sporo. Ale tak żebyśmy zrobili najlepszy czas to wydawało mi się za mało. W domu okazało się że chyba 9 sekund brakło do mojego ubiegłorocznego wyniku, ale i tak nasza dwójka jest na tym podjeździe najszybsza bo o sekundę pokonaliśmy czas Piotrka. Na górze Baton Break, zebrali się wszyscy i gotowi do jazdy to zjeżdżamy serpentynkami w dół. Trochę chamskie są jak się ich nie zna bo zaciskające ale udaje się szybko zjechać Po zjeździe w Łoniowej obok stacji benzynowej odłączamy się od grupy i jedziemy już dalej sami na Złotą. Kawałek podjazdu i wielkie zdziwienie bo rondo gdzieś w polach. Zjeżdamy przez Złotą, strasznie podobna miejscowość jak Rybna obok Krakowa, niemal identycznie się przejeżdża. Dojeżdżamy do głównej drogi na Jurków, skręt na rondzie na Czchów i lecimy równo z tirami. Nie no trochę wolniej - tak 36km/h. Skręcamy z Krzyśkiem w lewo na zaporę- Olek pojechał dalej, chyba dobrze mu się jechało i pętelkę wokół jeziora chciał zrobić :)

Wielka woda
Wielka woda © labudu

W czchowie
W czchowie © labudu

Przejazd przez tamę i dalej już bardzo spokojnie do Zakliczyna. W ogóle od zapory człowiek czuł się już jakby w domu. W Zakliczynie na Rondzie w prawo na Gromnik i tam to mi się dobrze jechało. Przejechałem skręt na Siemiechów którego nie znałem wiec pojechaliśmy głowną drogą pod Jurasówkę.

Widok z Siemiechowa
Widok z Siemiechowa © labudu

Na górze Krzyśka jeszcze nie ma więc jedziemy pod górną stacje wyciągu- to nie był zły pomysł bo na drodze jeden żwir i rowery się ubrudziły. Ale nie ma tego złego- jadąc w kierunku Wału też woda i lód na drodze wiec rowery były brudne i tak. Z Rychwałdu to już standardowo jak najszybciej do domu, chwila pogawędki w Tarnowcu obok szkoły i w górę. 

Dzięki chłopaki za jazdę :) Wpadnijcie kiedyś jeszcze na tą stronę Dunajca :D

A po powrocie do domu... i na tym kończę - 11 dni na wolnym powietrzu, 10 dni jazdy, 700km pasuje odpocząć trochę a rower naładować
Na oparach
Na oparach © labudu



Sobotni rozjazd

  • DST 59.20km
  • Czas 02:12
  • VAVG 26.91km/h
  • VMAX 64.00km/h
  • Kalorie 2531kcal
  • Podjazdy 1115m
  • Sprzęt Scott Foil Premium Di2
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 21 lutego 2015 | dodano: 25.02.2015

Powiedziałem sobie że mimo wszystko póki jest pogoda do niedzieli jeżdżę codziennie na rowerze. Chociaż trochę męczące już to było ale tak sobie umyślałem to trzeba :) Trochę wiało więc wpadł pomysł żeby na Rychwałd. Tak też spokojnie przez Tarnowiec i Radlną dotoczyłem się do Pleśnej i zacząłem podjazd na Rychwałd. Od początku wiedziałem że po wczorajszym Rożnowie dziś trzeba delikatniej, ale z każdym metrem wydawało się że zmęczenie puszcza i jest lepiej. Na górę wyjeżdżam w 15:22 i sobie myślę że wracać do domu z 30 kilometrami to trochę wstyd. Zjechałem pod Rotunde do Pleśnej i nawrót- znów na Rychwałd. Tym razem nie jechało się dobrze - czas wyszedł 15:51, już miałem wracać do domu ale 2 powtórzenia to nie powtórzenia i jadę 3 raz :) Tym razem to chyba była tragedia- jadę bo jadę, niby czas wyszedł 15:17 czyli najlepszy dziś ale jak przed długa prostą ktoś zjeżdżał na szosie w dół to nie bardzo poznałem. Okazało się że to Piotrek z Tuchowa ale poznałem tylko bo niewiele wyżej od asfaltu był napis na ramie roweru, do góry w zasadzie nie spojrzałem. Wyjeżdżam na górę zjeżdżam i widzę ze Piotrek podjeżdża. Może będzie jeszcze raz zjeżdżał to zobacze gdzie się miniemy. Nawróciłem i 4 raz w górę na Rychwałd. Tym razem była jakby motywacja żeby jechać szybciej to wyszło 13:48. Piotrka już niestety nie spotkałem, pewnie pojechał do Tuchowa, ale na serpentynkach Marcin jechał autem. Na koniec już tylko zjazd w dół i do chaty odpocząć



Nad Morze Rożnowskie

  • DST 129.22km
  • Czas 04:45
  • VAVG 27.20km/h
  • VMAX 82.00km/h
  • Kalorie 4995kcal
  • Podjazdy 1966m
  • Sprzęt Scott Foil Premium Di2
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 20 lutego 2015 | dodano: 25.02.2015

Pogoda się utrzymuje ładna, chętnych.... hmmm brak, poza trzema osobami- Krzysiek, Olek i ja. Wyjazd z samego rana, wyruszamy z Krzyśkiem z domu kilka minut po godzinie 10. Zjeżdżamy do Tarnowca, jeszcze na chwilkę do sklepu i przyjeżdża Olek. Wyruszamy równym tempem w kierunku Lubinki. Lubinke podjeżdżamy z Olkiem ze średnią 20km/h - dobrze ale bez szału, Krzysiek z tego co pamiętam został z tyłu. Szybki zjazd z Lubinki, powoli zaczynam czuć ten rower w zakrętach, już nie boję się pochylić także jestem zadowolony :) Dotaczamy się do Zakliczyna, tam Krzysiek zaczyna marudzić że zawraca bo nie czuje się dziś dobrze. Ale udaje nam się go przekonać, Olek tam jakieś skróty znajduje w razie W i ostatecznie jedziemy dalej w trójkę, tyle że już wolniej. Z początku Krzysiek prowadzi peleton, później na tych samych przełożeniach to ja staram się jechać z przodu. Trochę nie wyszło w Paleśnicy bo tam kawałek hopki jest niby jechałem na tym samym przełożeniu ale to było pod górkę :) Za Paleśnicą miłe zaskoczenie- elementy nowego asfaltu na tych największych dziurach. A tuż za nimi podjazd, tam to jest co podjeżdżać, podobno oszukali nas z nachyleniem ale to już nie moja wina :D Kawałek podjazdu, trochę Olek mnie przegonił ale wyjechaliśmy równo na górę. Chwila (dłuższa) czekania na Krzyśka i przerwa na batona. Jakiś piechur przyjechał busem i idzie gdzieś w pola zwiedzać, ale miał mape to może się nie zgubi :) Zjazd w dół, strasznie nierówno omijamy dziury i jesteśmy strąbieni przez samochód- wyprzedzający nas na podwójnej ciągłe, także nie wiem kto powinien kogo strąbić że jedziemy środkiem pasa :) Dojeżdżamy do Gródka nad Dunajcem i naszym oczom ukazuje się częściowo zamarznięte morze. Znajdujemy przyzwoitą miejscówkę i robimy kilka zdjęć :) 

Rowerki
Rowerki © labudu

Heheheh
Heheheh © labudu

Woda z lodem
Woda z lodem © labudu

Telefony Telefony
Telefony Telefony © labudu


Znowu rowery
Znowu rowery © labudu

A może by tak wyjechać w Bieszczady- Sprawdziłem na Garminie - za dużo kilometrów
A może by tak wyjechać w Bieszczady- Sprawdziłem na Garminie - za dużo kilometrów © labudu

Pod dwóch dniach odpoczynku ruszamy w dalszą drogę. Teraz czeka nas spokojny podjazd na jakąś tam górę :P Wyjeżdżamy od tak równym tempem, ale końcówka to już mocno była nie wiadomo czemu. Czekamy chwilkę na Krzyśka i zjazd w dół. Strasznie buja na tym asfalcie, metody były dwie- albo zwolnić albo pozwolić rowerowi samemu jechać a tylko kontrolować aby mniej więcej w drodze się mieścił. Moim zdaniem to była zdecydowanie lepsza opcja więc ją wybrałem i na dole jestem pierwszy. W Wielogłowach skręcamy w kierunku Łososiny i Krzyśkowi chyba niemoc minęła bo lecimy cały czas 36 i nie narzeka. Droga mija bardzo ciekawie asfalt dwie linie i setki mijających nas samochodów. W sumie możnabyło je liczyć z nudów ale chyba nikt się tego nie podjął. W końcu naszym oczom ukazuje się podjazd na Tęgoborze. Kilka serpentynek o długosci 1.5km ze średnim nachyleniem 7%(max 16% chyba na zakręcie). Zajmuje mi to 4 i pół minuty, czyli średnia niecałe 20km/h, Olek przyjeżdża jakieś 10 sekund za mną, Krzysiek za niecałe 2 minuty, chociaż wydawało mi się że był bliżej. Wgl fajna sprawa na takich serpentynach jedziesz sobie pierwszy i patrzysz w dół jak jadą kolejni- na prostej czy w lesie tak tego nie widać. Na szczycie zatrzymuję się na przystanku a w nagrodę miły zjazd:D

W końcu zjazd :)
W końcu zjazd :) © labudu

Po zjeździe jedziemy po płaskim 38km/h i Krzysiek dalej nie narzeka :D Z głównej drogi skręcamy w prawo na Witkowice i tam czeka nas jazda w górę. Najpierw fajnymi krętymi drogami, jedna hopka i kawałek po płaskim. W końcu przejeżdżamy przez most i robimy chwile przerwy. 


Cofee Break
Cofee Break © labudu

Z innej perspektywy
Z innej perspektywy © labudu

A za nami most
A za nami most © labudu

Za mostem znów dłuższy odcinek płaskiego i jakiś większy podjazd. Z początku niepozorny kawałek w lesie, później jeszcze kawałek po wsi. Starałem się jechać równo okazało się że zrobiłem Koma, było to 1.7km podjazdu ze średnim nachyleniem 10%, max podobno 26(wg stravy). Można było się zmeczyć a predkość to już nie 30 ale 12-13 km/h :D Na górę wyjeżdżam i widzę takie widoczki.

Brzeziny
Brzeziny © labudu
Olek przyjeżdża po niecałych dwóch minutach, w międzyczasie jakieś dzieci jeżdżace na rowerkach. Dalej czekamy na Krzyśka i jedziemy dalej w stronę Paleśnicy. Przekichana droga bo topniejący śnieg tworzy wodę na drodze i zwalniamy żeby się nie pobrudzić :) i pomyśleć że jak człowiek jeździ po błocie to nigdy się nad tym nie zastanawia... tylko jedzie :) Zjazd do Paleśnicy fajny, tylko trochę ze żwirem przesadzili :) Paleśnicę przejeżdżamy prawie na wprost, wydawało się że asfalt się zaraz skończy ale to tylko taki mylny fragment a asfalt trwał dalej. Jakiś podjazd i wyjeżdżamy na pagórek skąd widać Jamną. Dalej ściana płaczu- tak ktoś na nazwał i  podjeżdżamy do punktu widokowego znanego z wycieczek na Jamną, tam przerwa na batona i jedziemy dalej. Z Policht szybki zjazd, Olek siedzi mi na kole, prędkość ponad 70km/h choć wydawało się więcej bo jest tam co zjeżdżać. W Gromniku na rondzie skręcamy w lewo (dosłownie :) i bocznymi drogami przez Chojnik kierujemy się na Rychwałd. A z Rychwałdu to już na autopilocie dojazd do samego Tarnowca. 

Wyjazd bardzo na plus, wyszło prawie 130km w super towarzystwie i pięknej pogodzie. Krótko mówiąc po co jechać do Calpe jak Calpe przyjechało do nas :D

link do trasy z endomondo



Gorszy dzień

  • DST 53.62km
  • Czas 01:57
  • VAVG 27.50km/h
  • VMAX 68.40km/h
  • Temperatura 4.0°C
  • Kalorie 2300kcal
  • Podjazdy 906m
  • Sprzęt Scott Foil Premium Di2
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 19 lutego 2015 | dodano: 19.02.2015

Dziś szczęśliwe wyjechałem jeszcze za dnia :) jakoś przed 14, chociaż i na tą porę nie mogłem się zebrać od rana- tak jakoś zimno się wydawało. Zjazd do Tarnowca, spory ruch na drodze na Tuchów więc chwilę musiałem poczekać. Ale płynne włączenie się i jedziem dalej- kierunek na Tuchów. Oczywiście nie będę jechał główną drogą więc odbijam w Nowodworzu w dół. Ale jakoś pierwszy podjazd ciężko już idzie, krótki zjazd i dojeżdżam do przejazdu w Kłokowej. Tam skręcam na Rzuchową i dalej kierunek Lubinka. Równym tempem z młynka wytoczyłem się na górę, dojazd do skrzyżowania i górą podobnie jak wczoraj zjeżdżam w okolice domu weselnego. Podjazd główną drogą, wyciąg na Lubince stoi w miejscu, liny z kilofami leżą na śniegu- chyba coś poszło nie tak. Wyjazd, kawałek po płaskim i zjazd do Pleśnej obok kościoła. Tam jakby zmrożony deszcz czy co to było, mnie to nie przestraszyło bo już w głowie miałem ułożony plan że jadę na Rychwałd. Koma może nie było ale na szczyt wyjechałem, od razu zjazd w dół i na Słoną. Słona dziś bardzo dała w kość nie wiem czemu, do tego utwierdziłem się w przekonaniu że czeka mnie wizyta w BieniaszBike bo ostatnio odnosiłem wrażenie że ogranicznik się przestawił- dziś już jestem tego pewien(albo przerzutka nawala pod obciążeniem w co wątpię :) w każdym razie czasem gubi mi największą zębatkę z tyłu, też kwestia włożenia koła w ramę pewien. Dobrze że akurat największa zębatka w szosie to jest takie coś czego sporadycznie używam :)  Do tego utwierdziłem się w przekonaniu że czas wracać do domu bo jakoś dziś mi wybitnie nie idzie ta jazda. Przeleciałem górą do Zawady, dodatkowo w Zawadzie też kropiło to nie wiadomo co. W domu byłem zdziwony- wyszło 53km, w niecałe 2 godziny czyli średnia 27.4km/h jak na taką słabą końcówkę to jestem zadowolony i 900 metrów przewyższenia- ale tego akurat się spodziewałem