Nad Morze Rożnowskie
-
DST
129.22km
-
Czas
04:45
-
VAVG
27.20km/h
-
VMAX
82.00km/h
-
Kalorie 4995kcal
-
Podjazdy
1966m
-
Sprzęt Scott Foil Premium Di2
-
Aktywność Jazda na rowerze
Pogoda się utrzymuje ładna, chętnych.... hmmm brak, poza trzema osobami- Krzysiek, Olek i ja. Wyjazd z samego rana, wyruszamy z Krzyśkiem z domu kilka minut po godzinie 10. Zjeżdżamy do Tarnowca, jeszcze na chwilkę do sklepu i przyjeżdża Olek. Wyruszamy równym tempem w kierunku Lubinki. Lubinke podjeżdżamy z Olkiem ze średnią 20km/h - dobrze ale bez szału, Krzysiek z tego co pamiętam został z tyłu. Szybki zjazd z Lubinki, powoli zaczynam czuć ten rower w zakrętach, już nie boję się pochylić także jestem zadowolony :) Dotaczamy się do Zakliczyna, tam Krzysiek zaczyna marudzić że zawraca bo nie czuje się dziś dobrze. Ale udaje nam się go przekonać, Olek tam jakieś skróty znajduje w razie W i ostatecznie jedziemy dalej w trójkę, tyle że już wolniej. Z początku Krzysiek prowadzi peleton, później na tych samych przełożeniach to ja staram się jechać z przodu. Trochę nie wyszło w Paleśnicy bo tam kawałek hopki jest niby jechałem na tym samym przełożeniu ale to było pod górkę :) Za Paleśnicą miłe zaskoczenie- elementy nowego asfaltu na tych największych dziurach. A tuż za nimi podjazd, tam to jest co podjeżdżać, podobno oszukali nas z nachyleniem ale to już nie moja wina :D Kawałek podjazdu, trochę Olek mnie przegonił ale wyjechaliśmy równo na górę. Chwila (dłuższa) czekania na Krzyśka i przerwa na batona. Jakiś piechur przyjechał busem i idzie gdzieś w pola zwiedzać, ale miał mape to może się nie zgubi :) Zjazd w dół, strasznie nierówno omijamy dziury i jesteśmy strąbieni przez samochód- wyprzedzający nas na podwójnej ciągłe, także nie wiem kto powinien kogo strąbić że jedziemy środkiem pasa :) Dojeżdżamy do Gródka nad Dunajcem i naszym oczom ukazuje się częściowo zamarznięte morze. Znajdujemy przyzwoitą miejscówkę i robimy kilka zdjęć :)
Rowerki © labudu
Heheheh © labudu
Woda z lodem © labudu
Telefony Telefony © labudu
Znowu rowery © labudu
A może by tak wyjechać w Bieszczady- Sprawdziłem na Garminie - za dużo kilometrów © labudu
Pod dwóch dniach odpoczynku ruszamy w dalszą drogę. Teraz czeka nas spokojny podjazd na jakąś tam górę :P Wyjeżdżamy od tak równym tempem, ale końcówka to już mocno była nie wiadomo czemu. Czekamy chwilkę na Krzyśka i zjazd w dół. Strasznie buja na tym asfalcie, metody były dwie- albo zwolnić albo pozwolić rowerowi samemu jechać a tylko kontrolować aby mniej więcej w drodze się mieścił. Moim zdaniem to była zdecydowanie lepsza opcja więc ją wybrałem i na dole jestem pierwszy. W Wielogłowach skręcamy w kierunku Łososiny i Krzyśkowi chyba niemoc minęła bo lecimy cały czas 36 i nie narzeka. Droga mija bardzo ciekawie asfalt dwie linie i setki mijających nas samochodów. W sumie możnabyło je liczyć z nudów ale chyba nikt się tego nie podjął. W końcu naszym oczom ukazuje się podjazd na Tęgoborze. Kilka serpentynek o długosci 1.5km ze średnim nachyleniem 7%(max 16% chyba na zakręcie). Zajmuje mi to 4 i pół minuty, czyli średnia niecałe 20km/h, Olek przyjeżdża jakieś 10 sekund za mną, Krzysiek za niecałe 2 minuty, chociaż wydawało mi się że był bliżej. Wgl fajna sprawa na takich serpentynach jedziesz sobie pierwszy i patrzysz w dół jak jadą kolejni- na prostej czy w lesie tak tego nie widać. Na szczycie zatrzymuję się na przystanku a w nagrodę miły zjazd:D
W końcu zjazd :) © labudu
Po zjeździe jedziemy po płaskim 38km/h i Krzysiek dalej nie narzeka :D Z głównej drogi skręcamy w prawo na Witkowice i tam czeka nas jazda w górę. Najpierw fajnymi krętymi drogami, jedna hopka i kawałek po płaskim. W końcu przejeżdżamy przez most i robimy chwile przerwy.
Cofee Break © labudu
Z innej perspektywy © labudu
A za nami most © labudu
Za mostem znów dłuższy odcinek płaskiego i jakiś większy podjazd. Z początku niepozorny kawałek w lesie, później jeszcze kawałek po wsi. Starałem się jechać równo okazało się że zrobiłem Koma, było to 1.7km podjazdu ze średnim nachyleniem 10%, max podobno 26(wg stravy). Można było się zmeczyć a predkość to już nie 30 ale 12-13 km/h :D Na górę wyjeżdżam i widzę takie widoczki.
Brzeziny © labudu
Olek przyjeżdża po niecałych dwóch minutach, w międzyczasie jakieś dzieci jeżdżace na rowerkach. Dalej czekamy na Krzyśka i jedziemy dalej w stronę Paleśnicy. Przekichana droga bo topniejący śnieg tworzy wodę na drodze i zwalniamy żeby się nie pobrudzić :) i pomyśleć że jak człowiek jeździ po błocie to nigdy się nad tym nie zastanawia... tylko jedzie :) Zjazd do Paleśnicy fajny, tylko trochę ze żwirem przesadzili :) Paleśnicę przejeżdżamy prawie na wprost, wydawało się że asfalt się zaraz skończy ale to tylko taki mylny fragment a asfalt trwał dalej. Jakiś podjazd i wyjeżdżamy na pagórek skąd widać Jamną. Dalej ściana płaczu- tak ktoś na nazwał i podjeżdżamy do punktu widokowego znanego z wycieczek na Jamną, tam przerwa na batona i jedziemy dalej. Z Policht szybki zjazd, Olek siedzi mi na kole, prędkość ponad 70km/h choć wydawało się więcej bo jest tam co zjeżdżać. W Gromniku na rondzie skręcamy w lewo (dosłownie :) i bocznymi drogami przez Chojnik kierujemy się na Rychwałd. A z Rychwałdu to już na autopilocie dojazd do samego Tarnowca.
Wyjazd bardzo na plus, wyszło prawie 130km w super towarzystwie i pięknej pogodzie. Krótko mówiąc po co jechać do Calpe jak Calpe przyjechało do nas :D
link do trasy z endomondo
komentarze
A te Bieszczady to nie jest wcale głupi pomysł. Powiem więcej, od dość dawna chodzi mi po głowie, choć to naprawdę spora wyprawa, około 500km licząc dojazd, przyjazd i zrobienie pętli Bieszczadzkiej. Kiedyś powinno się jednak udać ;)