Setka
-
DST
109.45km
-
Czas
03:35
-
VAVG
30.54km/h
-
VMAX
95.80km/h
-
Kalorie 4431kcal
-
Podjazdy
1273m
-
Sprzęt Scott Foil Premium Di2
-
Aktywność Jazda na rowerze
3 maja nie jeździłem, nie wszyscy mieli wolne, rano się nie zebrałem, wieczorem nie bardzo były siły na coś konkretniejszego niż 10km. Dziś z wyjazdem długo zwlekałem. W końcu 12:25 ruszam, najpierw z kluczem do Marcina. Jechało się ciężko, czuje się jakbym był chory czy coś w tym stylu. Ledwo ledwo ale kręce, coś koło 20 minut i jestem na miejscu, trochę się zagadaliśmy i średnia spadla bo człowiek bez autopauzy jeździ. W końcu odjechałem, nawet fajnie się złożyło bo kilka minut wyszło słońce. Kawałek podjazdu na Lubinkę i jadę drogą której nie lubie czyli wzdłuż Dunajca.
Wjazd do lasu © labudu
Strumyk w Rudzie © labudu
Tak mnie jakoś wzięło, najpierw kawałek za busem, później kawałek wolniej żeby omijać świeże łaty na asfalcie- do tego były one posypane drobnymi kamykami. Dojeżdżam do Janowic i w prawo, zatrzymuję się w sklepie bo paliwa potrzeba. Celem jazdy na dziś jest podjazd w Siemiechowie, Rafał zrobił tam koma, trzeba go pokonać żeby sobie nie myślał że dobry jest. Ale najpierw jakieś jeszcze kręcenie po płaskim, dojeżdżam do Zakliczyna i pomyślałem że nigdy nie jechałem przez Rude Kameralną. Pojechałem wiec w tamtym kierunku, początek poszedł gładko, ale w samej Rudzie jak się zaczął podjazd to przepychanie z młynka, strasznie słaby jestem dziś. Szybko zleciało i jestem na głównej drodze na Zakliczyn. Jakieś skutery mnie mijają ze dwa razy, pewnie jakby mocniej dokręcił to by nie dały rady bo tak kręcą. Na rondzie skręt na Siemiechów i jazda w górę pod wyciąg. Tam raczej spokojnie bo też nie ma czym kręcić. Wyjeżdżam pod wyciąg i teraz skupienie trzeba zrobić KOMa. Trochę po płaskim i się zaczyna, zakręciłem mocniej, z 200 metrów i coś mnie zatrzymało, musiałem zrzucić na młynek i dalej kręcić z siodełka. Dobrze że segment ma tylko 800 metrów, jakoś to przecierpiałem, byłem zdziwiony że aż tak ciężko idzie. Wyjeżdżam do góry, okazało się że czas to 2:53 czyli sporo ponad minutę poprawiony czas Rafała. No to teraz w dół na Lubinkę.
Za trakorem © labudu
Zjeżdżam i Marcin wczoraj zrobił Koma od sklepu. Dokręcam na zjazdach, składam się jak najszybciej mogę, na przedostatnim zakręcie, ostatnim w prawo taki 90* za późno sobie dohamowuję- oj było gorąco, linia taka mało wyścigowa, prawie kołem na poboczu ale udało się zostać w asfalcie. Myślę sobie no to po komie, później wyszło na jedno bo strava nie zaliczyła mi tego odcinka. Dalej miała być Słona Góra ale w Pleśnej okazało się że kładą nowy asfalt i muszę jechać dookola przez Łowczów. Kawałek po płaskim, kawałek za traktorem i podjazd. No wężykiem trochę jechałem tak cieżko było. Wyjechałem i zjazd do Poręby pod pętle, podjazd do góry, tam kom bo zawsze tam gadaliśmy. Melduję się w domu po 109km, wystarczy.
Ala rozjazd
-
DST
51.69km
-
Czas
01:52
-
VAVG
27.69km/h
-
VMAX
60.50km/h
-
Kalorie 2221kcal
-
Podjazdy
683m
-
Sprzęt Scott Foil Premium Di2
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dziś nijako rozjazd po klasyku, nie żebym musiał go robić ale jakoś nie mogłem się zebrać na nic więcej. Najpierw polami do Piotrkowic, tam zjazd w dół do Łowczowa i podjazd średnim tempem do góry na Rychwałd. Dalej przejazd na Lubinkę, podjazd obok wyciągu dalej standard- zjazd obok sklepu w Szczepanowicach, przejazd przez Błonie Koszyce i przez Woźniczną do domu.
Debiut na szosie, Klasyk Beskidzki 2015
-
DST
70.00km
-
Czas
02:45
-
VAVG
25.45km/h
-
VMAX
79.60km/h
-
Kalorie 2536kcal
-
Podjazdy
773m
-
Sprzęt Scott Foil Premium Di2
-
Aktywność Jazda na rowerze
W czwartek wieczorem się dowiedziałem że mam wolny 1 maj. Kolega mnie namawiał na Klasyk Beskidzki, wahałem się ale w końcu się zdecydowałem. Założyłem żółte opony, jakoś przed 8 wyjazd, sklepy pozamykane dobrze że są stacje benzynowe. Wziąłem od Krzyśka żel i jeden miałem z losowania z Pucharu Tarnowa. Dętke też profilaktycznie wziąłem od niego, chociaż kapeć to od razu oznacza koniec zabawy bo co to za frajda przyjechać w ogonie. Koło 9 melduję się miejscu, jeszcze w telefonie gps mi zaświrował i musiałem jechać na tzw czuja, ale akurat trafiłem od razu, większym problemem było to że nie działało endomondo. Nie wiem, z 15 minut przed startem dopiero zadziałało. Nawet się rozgrzać zapomniałem bo cały czas endo próbowałem uruchomić :) nie no żartuję, zapisałem się, nawet sporo numerów zostało. Ostatecznie wystartowało coś ponad 280 osób. Krótko mówiąc będzie masakra na starcie. Ustawienie w sektorze to istna dżungla, o sektorach jak w mtb tutaj chyba nie słyszeli. Jest ekipa BikerSportu i ISportu i to w sumie z nimi spędzam większość dzisiejszego dnia. Jadę na rozgrzewkę, najpierw gdzieś pod tamę ale miejsca mało i śledziłem Mirka który jechał gdzieś bardziej na otwartą przestrzeń. Pogadaliśmy chwilę, z 6 km przejechaliśmy i już ustawiają do startu. Mirek grozi że się odegra za trenażery w zimie, w sumie ma szanse na podjazdach, ale zobaczymy. Do sektora wjechałem wcześnie, aby być dosyć z przodu bo jednak boję się tego tłumu na starcie. Jestem w miarę z przodu, później ludzie jakoś dochodzą z boku, z góry i z podziemi i jestem pewnie koło setki. Rozglądam się dookoła, niby pierwszy raz na szosie a osób całkiem sporo znajomych. 2-3 osoby obok mnie stoi Arek z Gorlic, gdzieś z tyłu Bike Brothers, Supreme Style Mates, gdzieś tam Wojtek z Sokoła mignął obok, z przodu widzę Filipa Twomarku- kolejna szansa na odegranie się za zimę z trenażerów. Oczekiwanie na radiowóz i inne pierdoły. W końcu wychodzimy z parkingu na główną drogę, masę ludzi się wpycha spoza sektora, taka polska dzicz. Jeszcze jak wyjechaliśmy to dwa auta przejeżdżają, drugie potrzebuje dużo więcej miejsca, nie bez śmiechu mija mój komentarz żeby zrobić więcej miejsca bo kobiete wysłali w taki tłum. W końcu zbiera się grupa i ruszamy, z początku delikatnie, wpinam się w bloki i patrzę dookoła i palce na klamki.
Jedzie ktoś na szose w tlenie? © labudu
Ktoś to organizuje © labudu
Wyglądam jakby 20kg mniej © labudu
Uważać trzeba bo skończyć na asfalcie to żaden problem, do tego dziury na asfalcie. KIA driver chyba pomylił sobie rundę honorową z rundą kwalifikacyjną F1- ciężko było za gościem nadążyć. W jednym miejscu jak peleton shamował to rower stanął mi z lekka bokiem, te opony dobre są, trzymają i lekko się kręcą, ale przy nagłych hamowaniach to potrafią wężyki po asfalcie narysować. Dojeżdżamy do skrzyżowania, hamowanie, czuć zapach palonych klocków, jedziemy w lewo, chorągiewka i zaczyna się jazda. Na początek formowanie szeregu czyli 3 kilometrowy podjazd ze średnim nachyleniem 7%. Byłem trochę zdziwiony jak lekko to idzie, na początku był tłok, później się trochę przeluźniło. Jadę obok Maćka z isportu i w sumie dosyć długo jedziemy blisko siebie. Do tyłu się nie oglądać, nie chcę się dołować ile tam ludu. W sumie tylko po to się tutaj jedzie szybciej żeby nie jechać w tłumie z trzepakami. Ze dwa mocniejsze zrywy na tym podjeździe ale wszystko się trzymamy, wyjeżdżam na górę, coś się rozglądam, jestem w pierwszej grupce, jest nas może z 15, może więcej nie widzę. I zaczyna się zjazd specjalnie nikt tam nie chce ciągnąć, co za polityka. Myślę sobie spróbuje. Ktoś tam uciekł do przodu, to tak dospawaliśmy. Później kawałek płaskiego też jakoś ze współpracą ciężko. Jadę trochę z przodu ale nie dam się tyrać. Zjeżdżam na bok, a ludzie za mną. Widać wszyscy liderzy i każdy zaatakuje dopiero na ostatnim podjeździe. Po wyścigu Arek się śmiał że jak próbowałem zjechać ze zmiany to reszta jak wahlarz zjeżdżała za mną i bywało niebezpiecznie. Ja zwalniam inni też zwalniają- barana sobie znaleźli.
Z przodu mniejszy tłok © labudu Jakoś po 10 km, w Jaszkowej ciągnę kawałek, ale widzę że szału z nogą nie ma zjeżdżam, ale nikt nie ciagnie zbytnio- bajabongo normalnie. Ciekawe jak tył jedzie, kawałek przed Brunarową znowu wychodzę do przodu, myślę pociagnę trochę może coś ruszy. Ale gdzie tam, nic nie jedzie, myśle jadę z przodu, może jakieś fajne fotki będą jak prowadzę peleton a i tak tutaj o nic nie jadę. Akurat w Brunarowej obok kościoła sporo osób stało ale fotek żadnych nie widziałem stamtąd. Później jakby zjeżdżdżam do tyłu, Skrzyżowanie, Filip rusza w ucieczkę, też chyba próbowałem się złapać ale nie było wielkiego sensu. Gdzieś później gnieciemy się po płaskim, peleton mija Wojtek w aucie i mówi że druga grupa nas goni. W peletonie wywołało to śmiech, że dziwne by było gdyby nas nie gonili. Ewidentnie chcieli żeby grupy się zjechały. Dalej jeszcze Filip coś próbował ale nic się nie udawało, w pewnym momencie patrzę a jadę sam kilkanaście metrów przed resztą- no dobra, wracam bo sam nie dam rady. Z tyłu pewnie się śmiali że trzepak nie umie na szosie jeździć i się wozić.
Mercedes jako serwis- powodzi się © labudu
Ja to ten czwarty, Filip prowadzi © labudu
Jedziemy jedziemy, pytam się Maćka który kilometr- ja oczywiście dalej bez licznika jeżdżę, Pytam Maćka który kilometr- 25, o fajnie a dopiero wyjechaliśmy. Na Skrzyżowaniu w lewo i widać że będzie jakiś podjazd, wyciągam batona, raz gryzę i zatrzęsło rowerem i baton poszedł na asfalt. Ciekawe czy go ktoś rozjedzie. Podjazd dosyć mocno, 11% tam maksymalnie chyba było, był gorszy moment ale postanowiłem się sprężyć bo to jedna górka a dalej to jakoś pójdzie z grupą. Na asfalcie napisy niczym z protouru, fajnie że nawet o to zadbali :) Podjazd minął dosyć szybko, utrzymałem się w grupie i to nawet tak w połowie a nie podjeżdżałem w czubie tylko raczej ze środka. Na zjeździe dosyć dziurawo, wyprzedza mnie Batek, ja tak staram się uważać trochę żeby kół nie porozwalać. Wyjeżdżamy na fajne otwarte tereny, widać daleko, ale za chwile ostre hamowanie, skrzyżowanie i pełny ogień. Ciężko się utrzymać w grupie, trochę się rozciąga ale daje radę. Może nikt nie urwie przerzutki tak jak wcześniej. Teraz trochę szarpanie ale ciągle mocno i zakręty. Gdzieś tam, Bartek poszedł mocno do przodu, Maciek próbuje uciekać, dołaczam do niego bo na finisz na ostatnim podjeździe nie ma co liczyć, ciągniemy może kilkaset metrów ale widać trzymają nas na dystans wiec to dalej nie ma sensu i na mostku czekamy na grupe. Za mostkiem wydaje się uspokaja, jadę koło Filipa z przodu grupy, ujechaliśmy niecałe 2 kilometry, coś miękko, patrzę na koło kapeć. Patrzę czy coś jeszcze na tym ujadę, niby jadę ale widać szybko ucieka i zaraz jest już na zero. Zatrzymuję się na poboczu, akurat przy dwóch turystach na rowerach. Mają pompke bo ja oczywiście nie zabrałem. Całe szczęście miałem zapasową dętkę. Wprawy w zmianie dętki na trasie też niewiele, do tego nerwy że może jeszcze uda się do sensownej grupy załapać. Według endo dętke zmieniłem w 8.5 minuty, no szału nie ma. Tyłka nie urwało w każdym razie. Przejeżdżają dwie grupy, po cichu liczyłem że uda mi się złapać do grupy Daniela, niestety przejechała, trafiłem dopiero na czwartą grupę. Przed czwartą grupą jechało dwóch kolarzy, ja wyjechałem z 50 metrów przed grupą i chwila zastanowienia czy się wozić w peletonie czy próbować samemu. Słynne hasło dopóki walczysz jesteś zwycięzcą i postanowiłem ruszyć sam. Najwyżej będzie wstyd jak mnie złapią. Mijam pierwszego kolarza jadącego przed grupą więc chyba nie jest źle, powoli odjeżdżam grupie, mijam Wojtka z Tarnowa- myślałem że zrobimy jakiś wspólny pościg - nie ma szans, Wojtek już bez sił. Więc jadę sam. Wygląda na to że powoli odjeżdżam, ciekawe ile do mety. Dojeżdżam do Uścia Gorlickiego, skręt w prawo i do góry. Nie wiadomo czy cisnąć czy nie, bo w sumie nie ma po co, pewnie i tak już jestem dwieście któryś. Pierwszej grupy na pewno nie dogonię.
Koniec ciągnięcia © labudu
Podjazd podjechany tak średnio na jeża, oglądam się do tyłu widzę grupę, z przodu jadą jakieś niedobitki z 3 grupy. Jakieś aparaty na poboczu, zwalniam bo może to fotoradar a szkoda mandat dostać. Bezpieczeństwo przede wszystkim, wyjeżdżam do góry, na wypłaszczeniu mijam tych niedobitków, pewnie się zastanowili co gośc tutaj robi jak tak wyprzedza. No przykładowo kolega z Bieniasz Teamu odpuścił bo i po co jechać dalej. Może nie miał dętki, może jest przeznaczony tylko na zwycięstwa- nie wiem. Ja jadę swoje, zjazd w dół, coś leżało na środku asfaltu, kilka delikatnych zakrętów, trochę więcej gór. W Kunkowej wcinam żela, bo tak myślę do mety z 20 km to wypada coś dotankować. Jadę już mocniej bo do mety bliżej to myślę nie zajadę się już, chwilka jazdy po wsi i widzę na asfalcie napis 2km. No niemożliwe jakiś błąd, za chwilę widzę kościoł czy co to było i skręt w lewo. No faktycznie to juz ostatni podjazd, patrzyłem na google street view. Skręcam w lewo- no dobra to teraz na maxa. Widzę busa jadącego za poprzednią grupą w górze podjazdu. A za busem reprezentanta Bike Brothers Oshee Team, mają forme chłopaki :) Ostatni podjazd 1.2 km jak to mówią w trupa. Z początku mocno aczkolwiek delikatnie, coś tam przycisnąłem, minąłem Harnasia z BBOT dojeżdżam do busa. No nie spodziewali mnie się tak wcześnie, widać nikt nie patrzył w lusterka ale jak dojechałem blisko to akurat zjechali. Drugie auto delikatnie pukam w blache i też zjeżdżają. Zaczynam wyprzedzać hurra coś się dzieje. Do mety dojeżdżam nie czując prawie nóg i czarno przed oczami, wszyscy myślą że jestem kolejną lamą z danej grupy, ale czas był przyzwoity, strava podaje że tylko 29 sekund gorszy od zwycięzcy na ostatnim podjeździe. Czyli jakbyśmy równo zaczęli to byłaby pierwsza dziesiątka i podium w kategorii.... a maks to 15 miejsce myśle. No ale tak nie było, jestem 105 na 265 osób które ukończyło. Strata do zwycięzcy 9:56, sporo.. odliczając zmianę dętki nie wychodzi tak źle biorąc pod uwagę to że jechałem sam już tak jakoś bez motywacji. Debiut jak się patrzy, nawet w pierwszej setce nie byłem, taki trochę wnerwiony jadę w kierunku biura zawodów które jest de facto 5 kilometrów od mety :P
Peleton © labudu
Trzepak w daszku © labudu
Ale zatrzymuję się koło Matesów. Bartek podsumowuje mój występ: Łabno Ty to jednak koń jesteś żeby taki tyłek wytargać pod te podjazdy z pierwszą grupą. Przy okazji dowiaduję się że urwana przerzutka czy kapeć to nie były największe atrakcje tego wyścigu- po mecie auto przejechało po stopie, jeden gość ukręcił korbe, inny pedało a jeszcze innemu poszło kilka szprych w chyba karbonowym kole. Po chwili przyjeżdza gościu który z 5km targał na kapciu do mety- no mnie by było obręczy szkoda, ale kto bogatemu zabroni. Zjazd do samochodów, Mirek podobno wie jak tam trafić ale w sumie wystarczy jechać za innymi. Na zjeździe miła pogawędka z kimś tam, nawet trochę pokropiło. Podjazd pod zaporę w ramach rozjazdu i dalej pakowanie i tego typu rzeczy, nic ciekawego. Czekanie na dekoracje, w sumie nie wiem po co, ale zawsze miło pogadać.
Sam goniąc grupe © labudu
Było nie było, debiut udany, wynik raczej słaby ale też był defekt, opona co ciekawe nie była rozcięta , raczej dobicie do obręczy albo złe założenie dętki chociaż to sprawdzałem dokładnie. Pucharu nie ma :P ale chociaż będą fajne fotki, no i pro skarpetki :P co prawda nie fluo ale czarne ale fajna rzecz. Szacun dla ludzi z Gorlic że chce im się organizować takie coś, i to nie pierwszy raz, trzeba przyznać że fajnie to wygląda. A ja czy się odnalazłem na szosie, wydaje mi się że tak, co prawda dystans był krótki, zamieszanie na starcie ale poza tym jechało się naprawdę miło, trochę doszkolenia typu wożenie się w peletonie brakuje bo człowieka za bardzo rwie do przodu ale tutaj jestem w miarę w pierwszej połowie stawki a na mtb wożę tyły. Poza tym szosówke mam przyzwoitą, góralem zawsze odstawałem sprzętowo, teraz nie mam go wcale. Pożyjemy zobaczymy, wpis w końcu zakończony, trochę mi z tym zeszło ale jeszcze mamy maj więc w miarę aktualne :)
Ciemno w oczach © labudu
Po południu
-
DST
57.72km
-
Czas
02:19
-
VAVG
24.92km/h
-
VMAX
69.70km/h
-
Kalorie 2239kcal
-
Podjazdy
773m
-
Sprzęt Scott Foil Premium Di2
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dziś z zasady miało być luźniej, te 130km z KWK trzeba jakoś rozjechać, a jeszcze w głowie coś tam świta odnośnie 1 maja. Wyjazd jakoś 17:15, w Tarnowcu. Olkowi jeszcze udaje się Krzyśka namówić na jazdę który niby pojechał tylko do BikeBrothers po coś tam. Startujemy, miałem jechać na Rychwałd ale Trzemesna- coś ciekawszego niż tylko ciągle ten Rychwał i Lubinka. Podjazd i zjeżdżamy do Karwodrzy. Później przez Zabłędze do Łowczowa a tam zamknięte szlabany na przejeździe kolejowym. Dalej podjazd na Rychwałd, nie idzie jakoś szczególnie lekko ale wspólnie ustalamy że nie bijemy KOMa Marcinowi, niech się jeszcze trochę pocieszy. Wyjeżdżamy na górę i na wprost. Zjazd do Lubinki i dalej do Szczepanowic. Końcówka przez Zgłobice, tam kręcenie za Marcinem, akurat go spotykamy i skończyło się na gadaniu a do domu wracamy Krakowską i Przemysłową już po zachodzie słońca.
KWK- sponiewierało
-
DST
129.60km
-
Czas
04:22
-
VAVG
29.68km/h
-
VMAX
84.20km/h
-
Kalorie 2500kcal
-
Podjazdy
1670m
-
Sprzęt Scott Foil Premium Di2
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dziś z Tarnowa startował Karpacki Wyścig Kurierów, a ja na zajęciach. Ale udało się tak wykombinować że o 11:10 byłem w Tarnowie. Szybki powrót do domu, bidon wody i w drogę. Wyjazd o 11:32, decyzja- dobra jadę w kierunku startu. Przebijam się przez Tarnów, czuć trochę wiatr, koło trasy widzę ze jeszcze nie jadą więc kieruję się w kierunku startu. Udaje mi się dojechać pod sam start i jeszcze czekam :D Dostrzegam Krzyśka z Olkiem, jak rusza peleton widzę też Piotrka i zabieram się z nimi. Jedziemy w końcówce aut, ale i tak nas przegania sędzia, więc zwalniamy i jedziemy za ostatnim busem. Mega szarpanie, ewidentnie formują grupe bo co chwila zero i ogień, do tego na prostej widzimy peleton a tak wolno to oni na pewno nie jadą. W końcu skręt na Łękawice i zaczął się ogień. Jedziemy trochę w grupie, później samochody nam odjeżdżają, w sumie chyba trzymam się najdłużej wyścigu, w pewnym momencie odpuszczam i zacząłem czekać na Krzyśka. Ale na serpentynkach widzę że auta są jeszcze blisko więc spróbowałem jeszcze gonić. W Łękawce taki mały myk tubylca czyli pojechałem przez Łękawkę- ostrzej ale ciut krócej. Wyjeżdżam na główną drogę do Tuchowa i widzę przed sobą policyjną Alfę. Czyli dalej mam wyścig w zasięgu wzroku. Alfa zwalnia i się zatrzymuje, nieprzyjemna sytuacja kolarz w betonowym rowie, przy prędkości 60-70km/h to nie wróży nic dobrego. Były jakieś podejrzenia o złamanym biodrze czy coś, skończyło się podobno mniej groźnie, głowa coś ucierpiała ale nogi całe. Ruszam dalej w dół, grupa pewnie już odjechała kawałek. Dojeżdżam do Zabłędzy, przy skręcie na Karwodrze widzę pierwsze motocykle podjeżdżają ul. Partyzantów. Kawałek przed skrętem widzę tam też grupę. Jadę w tą ulicę, zaczynam podjazd, widzę ktoś jedzie do góry, a ktoś inny na góralu zjeżdża w dół. To Piotrek, wygląda na to że wszystkich objechał a teraz robi podjazd drugi raz żeby nie czekać na resztę. Kilka słów i jadę dalej a tam Leszek Bajorek, zwolniłem do jego tempa i tak sobie dojechaliśmy do świateł w Zalasowej. Przyjeżdża Krzysiek, Olek- Piotrek już się nie pojawia. Stoimy tam chwilę, zobaczenie na rozpiske wyścigu i decyzja że czekamy na drugi podjazd w Tuchowie. Podjechaliśmy pod Galerie Tuchowską i czekamy na Partyzantów.
Podjazd © labudu
Po jakimś czasie widać motocykle, myślimy jeszcze chwilę trzeba czekać ale kilka sekund i pojawiają się sylwetki dwóch kolarzy. Jadą w ucieczce, co prawda ich przewaga to na moje oko około 40 sekund ale zawsze. Jadą podjazd, później przejeżdża peleton, jedzie kilka aut to my w drogę. Jadę gdzieś w pierwszej 10 aut, mijam chyba ze 3 auta i zjeżdżam na pobocze bo jakieś białe chce jechać do przodu. Wracam na drogę, jadę kawałek i ktoś na mnie krzyczy. Myślę sobie pewnie przeganiają żeby tu nie jechać, ale wsłuchuje się lepiej a to jakiś włoch się pyta ile mam lat. A po kiego mu to, zamieniliśmy kilka zdań takim włosko-angielskim i pojechałem do przodu. Znowu dojechałem do świateł w Zalasowej i czekam. Zjechała się grupa, gadamy sobie i jadą jakieś niedobitki, z 10 ich było, za nimi straż, szybka decyzja- jedziemy za nimi, oni gnać jakoś bardzo na pewno nie będą. Jedziemy i faktycznie tragedii nie ma, trzeba się pilnować bo Straż ma lekkie problemy z podjazdami, i na skrzyżowaniach lekkie szarpanie ale poza tym spoko. Dojeżdżamy do Ryglic i zaczyna się podjazd na Pasmo Brzanki. Jedziemy, jakoś tak średnio szybko, W sumie to jadę sam, później dojeżdża Olek a Krzysiek jedzie gdzieś bardziej z tyłu. Później kolarze jakby zwalniają tempo, jeden widać zostaje i jedzie już naprawdę powoli. W sumie odpocząłem na tym podjeździe. Koleś się zatrzymuje na górze, nieźle go ścięło, pakują go do busa. Czyli teraz czeka nas najgorsze- auta ruszą a my zostaniemy. Zjazd w dół, jeszcze jakoś się trzymamy, później nam odjeżdżają a my kręcimy swoje. Gdzieś później widzimy auta jeszcze na podjeździe ale akurat wtedy widzę bidon w fosie, i to bidon CCC więc warto się zatrzymać Lecimy dalej, Olek jakby zostawał z tyłu, my chcemy jeszcze do Ciężkowic jechać a on mówi że już prosto do domu jedzie. Jedziemy więc z Krzyśkiem we dwóch, ale zaczynam się czuć coraz gorzej, o bidonie wody i 2 cukierkach od Krzyśka to na taki dystans trochę słabo. Ostatecznie przejeżdżamy Gromnik i do Cięzkowic. Kawałek przed łapiemy się do jakiejś grupy norweskiej robiącej rozjazd. Chwile pokręciliśmy się po rynku i w drogę powrotną. jedziemy tak sobie, ale ze mną coraz gorzej- masakra- w tym roku to mnie jeszcze tak nie sponiewierało. W Gromniku trzeba dotankować więc przerwa, w Tuchowie tak samo bo tamto było za mało. Później jest ciut lepiej tak że dało się dotoczyć do domu, w sumie nie bardzo wiem kiedy. Wniosek- jeść. Dziś w sumie znalezione 3 bidony.
Start KWK © labudu
Tak o
-
DST
25.16km
-
Czas
00:53
-
VAVG
28.48km/h
-
VMAX
64.30km/h
-
Kalorie 1069kcal
-
Podjazdy
301m
-
Sprzęt Scott Foil Premium Di2
-
Aktywność Jazda na rowerze
Tak najbliżej prawdy to można by określić to rozjazdem. Nie wiem kto normalny jedzie na rower nie śpiąc całą noc a tylko to co w autobusie, ale pojechałem. Początek ok, noga fajnie podawała, później było trochę gorzej z głową więc bezpieczniej było wrócić do domu. Wyszła Słona-Rzuchowa i Zawada, fajne tak niecałą godzinkę tempo spokojne czyli rozjazd :)
Dworzec
-
DST
12.00km
-
Czas
00:40
-
VAVG
18.00km/h
-
Podjazdy
100m
-
Sprzęt Kross
-
Aktywność Jazda na rowerze
Jechać o 5 na dworzec i o 5:10 spotkać pana koszącego trawę, no niecodzienny widok.
Po wsi
-
DST
17.28km
-
Czas
00:39
-
VAVG
26.58km/h
-
VMAX
62.00km/h
-
Kalorie 734kcal
-
Podjazdy
413m
-
Sprzęt Scott Foil Premium Di2
-
Aktywność Jazda na rowerze
Tak jakoś nie było zbyt czasu na jazdę, dosyć późno powrót do domu, wyjazd na rower o 21:45 i żeby się zbytnio nie oddalać to 3.5 raza od Tarnowca koło szkoły do Zawady pod kościół. Tempo takie żeby nie zmarznąć. i jest 4 tys w 2014 roku
Dworzec
-
DST
12.00km
-
Czas
00:40
-
VAVG
18.00km/h
-
Podjazdy
100m
-
Sprzęt Kross
-
Aktywność Jazda na rowerze
Rano zimno, później ok na dworzec.
Puchar Tarnowa 2015 #Lipie
-
DST
35.17km
-
Teren
28.00km
-
Czas
01:50
-
VAVG
19.18km/h
-
VMAX
43.00km/h
-
Kalorie 1064kcal
-
Podjazdy
50m
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dziś niejako pierwsze zawody w sezonie, wczoraj były zawody akademickie w Krakowie, ale niestety beze mnie. A szkoda bo Tomka nie było i moje punkty by się przydały do generalki. ale kolejne zawody są w środę więc myślę wystartuję :) A dziś Puchar Tarnowa, pierwsza edycja z okrojonego tegorocznego cyklu. Lasek Lipie czyli płasko i nudno, ale tylko pozornie. Dla mnie PT to jak zwykle na wariackich papierach, chociaż dziś udało się wyrobić bardzo przyzwoicie- zdążyłem się nawet rozgrzać. Wczoraj nie objechałem trasy więc dziś się urwałem z pracy o 8:15 i do Lipia. Zapisałem się, szybko przebrałem i na trasę. Chłopaki dopiero się rozkładają, tak wgl teraz kto inny organizuje Puchar, jak na razie w moim odczuciu bardzo pozytywnie. Wjeżdżam na trasę, sporo liści, ale to się rozjeździ. Technicznie OK, nawet wielkich problemów nie ma. Ale noga jakaś dziwna dalej po tym crossfit, Zrobiłem dwa okrążenia w tzw tlenie, czas około 15 minut. Przyjeżdżam na metę, przyjechał Krzysiek ja zwijam się, później jeszcze po 10 przywożę rower żeby było mniej rozkładania. Ostatecznie do Lipia przyjeżdżam jakoś o 11:40 czyli 35 minut przed startem. Ale rower gotowy, numerki przypięte. Spokojnie zdążyłem się rozgrzać, ludzie przywieźli nowe karbony 29, ja pożyczyłem od Pawła 15kg Revela :P Do tego chory pomysł żeby jechać na blokach szosowych :) swoje mtb sprzedałem a pożyczać nie chciałem patrząc na to że w Lipiu wypinać się dużo nie trzeba, a blok szosowy teoretycznie lepiej przekazuje siłe w korbe więc można zaryzykować. Ustawianie do startu, jadę z drugiej linii, niby byłem pierwszy na liście ale to jest dżungla, ludzie mają niewiarygodne zdolności w przepychaniu się.
Jedziemy © labudu
foto Kasia Pa
Na hopkach © labudu
foto Kasia Pa
Start to totalna klapa, nie mogę się wpiąć, w efekcie ze startu wyjeżdżam przedostatni... Startuje nas 13 osób. Od razu po zakręcie zabieram się za odrabianie strat po zewnętrznej po krzokach. Coś tam wyprzedziłem, zaraz koleiny po wycince drzew, tylko huk łańcuchów słychać. Dojeżdżamy do agrawek, wydaje się że dospawałem do grupy, ktoś z przodu się wyłożył, zrobiło się zamieszanie, musiałem się wypiąć i z buta. Później problemy z wpięciem, zanim się pozbierałem to ledwo widziałem kogokolwiek z przodu. Ale trzeba się spiąć bo nie zamierzam odpuszczać. Płaskie to mój sprzymierzeniec, tam akurat mam przewagę. Doganiam jakąs grupę, na korzeniach ktoś się zakopuje więc omijam, i dalej ogień. Wyprzedza mnie ktoś na pomarańczowym rowerze, moja kategoria, wcześniej jak liczyłem ile rowerów było przede mną to wychodzi na to ze jestem gdzieś koło 8-9 miejsca, startowało nas 13. Z przodu widzę stworzyła się grupka, chyba 2 albo 3 osób, z Benem na czele. Raz wydawało się że już prawie ich dogoniłem ale straciłem na technicznych fragmentach, niby problemów z nimi nie ma ale to nie jest to tempo co czołówka. Krzysiek startował kilka minut wcześniej, wyprzedziłem go akurat na prostej startowej. Na drugim okrążeniu łapie mnie kolka, muszę odpuścić. Gdzieś tam wyprzedzam Bena, na 2 albo 3 kółku, ale na korzeniach wypinam się z bloku i znowu jest lipa. Zanim się wpiałem to mnie objechali i znowu jestem z tyłu. Ale znalazłem już miejsce na płaskim gdzie zawsze dużo nadrabiam. gdy znowu im siadłem na kole to na krętym fragmencie to musieliśmy minąć kogoś wolniejszego z elity, na moje nieszczęście gość poszedł na zakręcie na liściach, a był to podjazd więc znowu kilka sekund w plecy. Biorę żel bo czuje że zapala się rezerwa w baku. Gdzieś pod koniec 3 kółka chyba ostatecznie wyprzedzam Bena, cisnę po płaskim żeby kawałek odjechać bo na zakrętach znowu stracę.
Gonię, ale to z innej kategorii © labudu
Kopny piasek © labudu
Co ciekawe gość na pomarańczowym rowerze cały czas jedzie komuś na kole, teraz odjechał od Bena i wozi się za mną. Trochę wnerwiające takie coś, ale gość drobniejszy, myślę sobie byle go nie puścić do przodu to może na finiszu dam radę. Wyprzedził mnie raz ale zaraz skontrowałem. Gdzieś tam pod koniec kółka po raz kolejny pojawia mi się koszulka Bieniasz Bike Team z numerkiem orlika. Teraz jakby był bliżej, pod koniec 4 okrążenia jestem już w zasadzie na kole, był to Paweł Chochołek. O pomarańczowym trochę zapomniałem, wiedziałem że z Pawłem to raczej szans nie mam ale gonić trzeba :) Mijam go na prostej za startem, orientujemy się że ścigamy się w tej samej kategorii i sru do mety. Wiedziałem że skończy się to na wożeniu i sprincie na mecie, ale odpuścić było ciężko bo pomarańczowy siedzi nam na kole, a reszta też pewnie niedaleko z tyłu. Jedziemy równym tempem, co ciekawe było to chyba najszybsze okrążenie nie licząc pierwszego bo ono to zawsze rządzi się swoimi prawami. Przed końcowym odcinkiem trasy już się robi trochę nerwowo, tam gdzie szerzej to ogień żeby nie wyprzedzili. Ale ostatecznie kawałek płaskiego szutru, z pół kilometra przed metą, ogień zza zakrętu, Paweł się ze mną zrównał, wyszedł na pół długości koła do przodu i musiałem odpuścić bo szybki zakręt w prawo a ja byłem z lewej. Myślę- nie zgubić i na ostatnim sprincie go zrobię. Straciłem na zakrętach z 3 metry ale przed końcem wyprzedzam, na kawałku trawiastej drogi nie udało się wyprzedzić więc został tylko ostatni sprint. Prosta startowa dosyć długa, ale pod górkę i trochę nierówna. Początek sprintu ciężki, ciężko odrobić te 2 metry żeby się zrównać, ostatecznie się udaje i dosyć jeszcze do mety, wyjeżdżam na prawą stronę aby wyprzedzić i to był błąd. Z kolei z lewej strony mało miejsca, ale może lepiej byłoby się pchać po lewej? nie wiem teraz już za późno, w każdym razie gdy jechałem z prawej i moje przednie koło było na wysokości Pawła tylnego koła to zmieniła się nawierzchnia, koło zamieliło, poszło pewnie z 30cm w bok i na tym zabawa się skończyła. Paweł piąte miejsce, ja szósty, co nie zmienia faktu że progres jest bo przyjechać w zasadzie równo z Pawłem, do tego po problemach ze startem, blokami do szosy i rowerze pewnie za 20% wartości jego roweru to nie jest źle, tym bardziej że zazwyczaj mijali mnie razem z Kubą Zamroźniakiem gdzieś w okolicach 3 kółka. Cieszy też fakt że ostatnie kółka były równie szybkie, a nawet szybsze niż te początkowe. A w zeszłym roku w Lipiu urwałem hak, więc w tym roku chociaż jakieś punkty są :)
Bo liczy się fun :) © labudu
foto Adam Winczura
Przed Pawłem © labudu
foto Kasia Pa
Wyniki © labudu
Podium © labudu
foto GoPro AGH