Marzec, 2015
Dystans całkowity: | 1246.01 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 48:26 |
Średnia prędkość: | 25.73 km/h |
Maksymalna prędkość: | 75.00 km/h |
Suma podjazdów: | 12742 m |
Suma kalorii: | 15578 kcal |
Liczba aktywności: | 35 |
Średnio na aktywność: | 35.60 km i 1h 23m |
Więcej statystyk |
Niedziela wieczór
-
DST
59.58km
-
Czas
01:55
-
VAVG
31.09km/h
-
Podjazdy
400m
-
Sprzęt Scott Foil Premium Di2
-
Aktywność Jazda na rowerze
Tak jakoś się zebrałem blisko zmroku, do południa padało wiec była lipa. Niestety wilgotność powietrza mnie zniszczyła, zimno było. Do tego wziąłem zwykłe rękawiczki i zwykłe skarpety :P A ochraniacz nie zrobił tego co powinien. Najpierw na Rychwałd bo wybieram się już tam od dawna a wybrać sie nie mogłem. Wyjeżdżam całkiem mało zmęczony na górę i dzwoni Seba. Tak zeszło 20 minut, w międzyczasie rozglądam się, coś chłodno a tam śnieg pomiedzy trawą leży. No ok, jadę w dół w kierunku Lichwina, objeżdżam wieś dookoła, niby trochę cieplej, ale całkiem ciepło to się zrobiło ale jak zjechałem w normalne wysokości do Pleśnej. Dalej do Rzuchowej, na prostej ktos mruga światłami, nie wiem czy to przez lampkę czy ktoś znajomy- ale świeciła na 10% i dosyć w dół więc nie wiem o co biega :) Dojazd do Nowodworza i skręt na Łękawkę, tam podjazd i znowu w dół do Skrzyszowa. Tam leci fajnie, tylko gdyby nie te dziury. Wbijam na obwodnice i moment jestem w domu :)
Sobota
-
DST
19.87km
-
Czas
00:35
-
VAVG
34.06km/h
-
Podjazdy
100m
-
Sprzęt Scott Foil Premium Di2
-
Aktywność Jazda na rowerze
Tak jakoś nie było czasu to tylko do Rzuchowej pętelka i powrót, dziękuje dobranoc
Testując złom
-
DST
28.21km
-
Czas
01:00
-
VAVG
28.21km/h
-
Podjazdy
200m
-
Sprzęt Scott Foil Premium Di2
-
Aktywność Jazda na rowerze
Najpierw na Marcinkę bo Kolos gdzieś kręci, pojechałem zobaczyłem, później jeszcze pojechaliśmy razem pod kościół. Dalej już sam posłuchać co w scottcie trzeszczy. Trzeszczy generalnie wszystko, nie mam jakoś zaufania do tego roweru teraz ale potestować trzeba. Na Słoną górę, zjazd w dół do Pleśnej i dalej wzdłuż Białej do Tarnowca i do domu
Niedokończona jazda
-
DST
34.23km
-
Czas
01:05
-
VAVG
31.60km/h
-
Podjazdy
400m
-
Sprzęt Scott Foil Premium Di2
-
Aktywność Jazda na rowerze
Udało się wrócić z zajęć o czasie :) Zaleta mojego profilu dyplomowania czyli totalna olewka :) Wróciłem do domu, szybki objadek i w drogę. Jest kilka minut po 17 więc w sumie na godzinkę tylko póki jasno i ciepło :) Najpierw zjazd do Tarnowca, miałem jechać na Rychwałd ale mi się nie chciało więc myślę że krócej i ciekawiej będzie na słoną. Jadę do Pleśnej, jakoś tak bez weny, Niewyspany jestem bo po jeździe z Marcinem musiałem jeszcze robić projekty i wstałem w sumie o 4 rano żeby je skończyć. Do tego niby wcześniej jakoś bardzo mocno nie jeździłem ale czuć zmęczenie. Dotoczyłem się do Pleśnej i myślę - Słona bo podjazd mnie obudzi trochę, a słońce już dosyć nisko było to mogłoby za długo wyjść. Wyjeżdżam na Słoną serpentynami, a raczej się toczę- wrzucam młynek i największą z tyłu i toczę się do góry. Na koma nie ma co iść nawet bo bez sensu. Wyjechałem do góry i rzeczywiście zaczęło się jechać lepiej :) ja zawsze powtarzam- grzeję się 10 kilometrów a najlepiej na podjeździe. Wypłaszczenie na Słonej przelatuje z blatu i myśle sobie - jest fajnie :) Zjeżdżam pod zajazd pod Grzybem, właczam lampki bo droga od Tuchowa to droga od Tuchowa i można się spodziewać klaksonów. W dół lece dosyć szybko, później przez Porębe równo z samochodami. Na podjeździe obok kościoła już jednak nie wytrzumuje tempa aut więc zostaje. Przejeżdżam przez Nowodworze, dojeżdżam do Tarnowca, mama czeka na przystanku, machnąłem ręką i skręcam do Zawady. Jadę dobrym tempem do góry, słyszę że z tyłu męczy się stary jelcz. Dogania mnie na zakręcie 150 metrów od domu, myślę sobie - to pojadę kawałek wyżej na przystanek i wrócę równo z mamą do domu. Ostatni zakręt, autobus zaczyna mnie wyprzedzać i wtedy zza zakrętu wyjechało auto. Odbiłem w prawo, autobus też odbił, usłyszałem huk i ocknąłem się na asfalcie. Autobus jedzie ale po chwili się zatrzymał, próbuje się podnieść, patrzę za mną stoi BMW. Wstaje, patrze na rower, widzę w jednym kawałku, koła jakoś bardzo niepogięte, czyli pewnie skończy się na rysach. Patrzę na leżący rower- aż się łezka w oku zakręciła- taki fajny był, tyle zbierania, tyle składania, żadnej ryski a teraz już nigdy nie będzie jak przed wypadkiem. Noga napierdziela, więcej w sumie nie czuje, Przyszedł kierowca- niby twierdzi że się zmieści i mnie nie potrącił. Później jakoś zmienił zdanie, do tego obsłuchało mu się trochę od świadka- bo jak można wyprzedzać na zakręcie, na wąskiej drodze ... Jakbym nawet zdążył odbić to skończyłbym w głębokiej betonowej fosie. Kierowca w sumie chyba myśli że wstane i się rozjedziemy dalej, ale no way- ile razy słyszę i widzę jak mijają nas(rowerzystów) na tzw gazetę- kara musi być. Dzwonię na 112, przyjeżdża policja i pogotowie. Pierwsze- co się stało, drugie badanie alkomatem. Już to co mnie wkurzyło że pierwszy byłem badany- czyli widać stereotyp najebanego na rowerze wiecznie żywy. Jesienią miałem sytuacje że spośród całego korku aut alkomatem byłem badany tylko ja- na rowerze. Dziś badanie wykazało 3 - jak to zwykle u rowerzystów bywa- każdy narąbany. 3 zera oczywiście, za chwilę przyjechała karetka badanie czy ruszam nogami, od razu kołnierz i do karetki. Jakieś tam badania, przychodzi policjant że kierowca twierdzi że nie miałem świateł włączonych. No twierdził też że się zmieści wyprzedzając.... Na szczęście są świadkowie- światła były właczone, poza tym co za róznica, jasno jeszcze było, a już był w połowie manewru wyprzedzania czyli musiał mnie widzieć. Po prostu myślał że stary jelcz wyprzedzi rowerzystę pod górkę jak Ferrari Malucha a tak się nie stało. Chciałem zostać w Zawadzie, ale po konsultacji zdecydowałem się na pierwszą w życiu podróż karetką. Rower tata wziął do domu, a policjanci też niekumaci- numeru ramy nie mogli znaleźć w rowerze, Krzysiek im dopiero pokazał. .. W szpitalu jak się okazało trafiłem na lekarza kolarza, prześwietlenie - nic nie mam złamanego, tylko potłuczenia i o godz 20:38 wychodzę do domu. Trochę pochodzę jak kaleka ale jeszcze niejednego KOMa zrobię, czy na Scottcie - zobaczymy. Jeździjcie w kaskach, a kierowcom przypominam - metr od rowerzysty a można i więcej
Dworzec
-
DST
12.00km
-
Czas
00:40
-
VAVG
18.00km/h
-
Sprzęt Kross
-
Aktywność Jazda na rowerze
Na dworzec i z powrotem, rano już bez lampek :D
Obwodnica
-
DST
59.20km
-
Czas
02:00
-
VAVG
29.60km/h
-
Podjazdy
300m
-
Sprzęt Scott Foil Premium Di2
-
Aktywność Jazda na rowerze
Jeden z ostatnich dni przed zmianą czasu. Dla mnie to taka
zmiana że jazda zamiast w słońcu to w świetle Mactronica jeszcze. Dziś
minimalnie wcześniej powrót z zajęć to udało się wyjechać jakoś po 18, w każdym
razie nie było jeszcze całkiem ciemno. Podobno Czajnik gdzieś miał jechać
kręcić ale nie odbiera telefonu. Plan więc żeby nie dublować wczorajszej jazdy
to najpierw z wiatrem na obwonicę a później wspinaczka na Rychwałd, bo Krzysiek
dziś tam był. Z
początku szybko aby jak najwięcej zrobić za dnia, ale lampka od samego początku
włączona dla bezpieczeństwa. W Tarnowcu chwila w korku bo auto skręcało a to za
nim jechało jakoś dziko i strach było wyrzedzać. Dojechałem do obwodnicy,
wjeżdżam węzłem w kierunku zachodnim, jeszcze na pasie wyjazdowym widzę że za
wiaduktem kolejowym mruga coś czerwonego. Migało ze 3-5 sekund i znikło-
mocniesze od lamp samochodów- pewnie Marcin z Wallem. Więc pomijam to że jestem
nie rozgrzany tylko rura do przodu. Dobrze że z wiatrem to szybciej leci,
prędkość pewnie koło 50. Mijam zakręt znowu chwilę pomrugało na szczycie
podjazdu i znikło. Gdy wyjechałem na równine byłem już pewny że to jest Marcin,
ale nie szło go tak szybko dogonić- czyli się zagina. Dla niepoznaki wyłączyłem
przednią lampkę na wypadek jakby się obejrzał i żeby się nie zorientował.
Dojeżdżam do węzła,
skręcamy na miasto, już niewiele brakuje. Skrzyżowanie i skręca znów na
obwodnice. To gitara, już go mam J
Oj słabo podjazdy Panie Marcinie, żeby jechał szybciej popchałem go za plecy.
Ciekawe jaka była jego pierwsza myśl. Ustatliliśmy że jedziemy razem, coś tam
ileś minut miał się zaginać, a później spokojnie. Nie wiem nie zauważyłem tego
zaginać :D I jedziemy tak pod wiatr, no szału nie ma z prędkością, dobrze że
nie mamy liczników. Jakoś tak lecimy, problemy z siodełkami, kierownicami jak zawsze, przerwa pod
Taurusem żeby coś niby podregulować. Nawracamy i znów na Krakowską, ale
nawrócić też nie jest tak łatwo. Wgl nie wiem co się dzieje, odkąd otworzyli
autostrade z Krakowa do Tarnowa jeszcze nie spotkałem tak dużego ruchu na
Obwodnicy- no raz jak całe KTA wracało z żużla był chyba większy, co ciekawe
ruch wzmożony to robią pomiar ruchu w dwóch punktach na obwodnicy. Na pewno wynik wyjdzie bardzo realny. W tą
stronę będzie bardziej z wiatrem więc lecimy nieco szybciej. Chwilami grubo
pona 50- tak jak w Kiepskich było- Panie już grubo po 7- no faktycznie 4 po.
Max chyba 55był, ale ileż tak można- znaczy no ja bym mógł ale przyczepką
zaczęło nieco miotać więc musiałem zwolnić. Dalej już spokojniej chociaż tempo
też złe nie było, Na Krakowskiej jeszcze decyzja o jednej rundzie po obwonicy.
Ta już spokojnie żeby był czas na ominięcie kota i cegieł leżących na poboczu-
ehh ta tarnowska obwodnica... Pod Merkurym
tym razem nawrót wiaduktem aby było
więcej podjazdów- od czegoś trzeba zacząć. Zrobić taki wiadukt nad obwodnicą
100 razy w ciągu dnia to by i
przewyższenia wyszły sensowne :D Powrót
na krakowską i chwila pogawędki obok sklepu. To ja już jadę do domu, samemu to
spokojnie mogłem kręcić na tyle szybko ile chciałem. W Tarnowcu też jest pomiar
ruchu zauważyłem a Zawada podjechana już spokojnie, a projekty się same zrobią
Dworzec
-
DST
12.00km
-
Czas
00:40
-
VAVG
18.00km/h
-
Podjazdy
100m
-
Sprzęt Kross
-
Aktywność Jazda na rowerze
Nie ma to jak wstać o 4:30(idąc spać o 2:40) żeby zdążyć na 7:30 na zajęcia, ubrać się i przypomnieć sobie o potrzebie wydrukowania jeszcze jednej kartki z maila, zalogować się i przeczytać maila wysłanego dnia wcześniejszego że zajęć nie ma. Godzina 5:05- nie wiadomo czy to iść spać czy co ze sobą zrobić. Ostatecznie wyjazd na dworzec kilka minut po 7, a powrót około 17 jeszcze za widoku :)
Dworzec
-
DST
12.00km
-
Czas
00:40
-
VAVG
18.00km/h
-
Podjazdy
100m
-
Sprzęt Kross
-
Aktywność Jazda na rowerze
Rano koło 7, powrót po 19
Wieczorem
-
DST
40.54km
-
Czas
01:20
-
VAVG
30.41km/h
-
Podjazdy
300m
-
Sprzęt Scott Foil Premium Di2
-
Aktywność Jazda na rowerze
Wyjazd dosyć późno, około 20:30 ale pasuje jechać. Najpierw do Tarnowca i w kierunku na Łękawkę główną drogą. Plan na dziś jest taki aby jeden kierunek objechać pomiędzy górkami, a w drugi ten z wiatrem obwodnicą. Zjazd do Skrzyszowa i na DK94 aż do węzła na Krakowskiej. Dalej wiaduktem do Koszyc i przez Kłokową wracam do domu :)
Lubinka-podjazdy
-
DST
92.30km
-
Czas
04:00
-
VAVG
23.07km/h
-
Kalorie 3700kcal
-
Podjazdy
2000m
-
Sprzęt Scott Foil Premium Di2
-
Aktywność Jazda na rowerze
Pierwszy dzień lepszej pogody po kilku dniach opadów. Plany
były takie że miałem jechać sam, ale ostatecznie pomysł Krynicy czy Gorlic nie
wypadlił i kręciliśmy wokół komina. Krzysiek początkowo nie chciał jechać przez
przeziębienie, ale ostatecznie dał się namówić. Głownym organizatorem
oczywiście Olek, myślałem że jedziemy tylko we dwóch, ale na szczęście była
większa grupa. Ostatecznie ruszamy w składzie ja, Olek, Krzysiek, Maks i Marcin
K. Marcin Cz mimo zapowiedzi się nie pojawił, czas ucieka więc jedziemy bez
niego.
Ruszamy, Krzysiek poszedł z kopyta a miał zamulać dziś. Cel
dzisiejszej jazdy to Lubinka, bez udziwnień czyli cały czas pod górkę. Dobre
tempo utrzymuje się cał czas, ja jakoś zmulony jeszzcze jestem, trzeba się
porządnie rozgrzać żeby coś mocniej pojechać. Przejeżdżamy Świebodzin i dalej w
kierunku Pleśnej wzdłuż torów. W Pleśnej skręt obok kościoła i w końcu
przestaje być nudno. Trochę się zdziwiłem że Olek jedzie dosyć z tyłu. Ja z
Marcinem z przodu, Marcin wydaje się jechać ciut szybciej, ja niby jadę równo z
nim ale delikatnie odpuszczam bo to nie jedyny podjazd dziś. Wyjeżdżamy na górę
i chwila przerwy. Zjedża się reszta peletonu i dalej w kierunku na Lubinkę,
Krzysiek został trochę ale zaraz do nas dołączy. Jakie jest nasze zdziwienie
gdy dojeżdżamy do skrzyżowania i widzimy koszulkę Gomoli. Znalazł się Marcin i
niby jedzie z nami. Ale ma jechać z Krzyśkiem. Zjeżdżamy w dół w kierunku
Janowic ale zaraz skręcamy w lewo, kawałek w dół i solidny kawałek podjazdu.
Niektórzy mają obawy co do ich młynka 39 czy da radę. Ja sobie chwalę 34 :D Na
najostrzejszym fragmencie Olek wystrzelił do przodu- nie miałem z czego
kontrować więc zwolniłem do normalnej prędkości. Zjeżdżamy w dół, oj czuć na
zjeździe dopompowane opony- dziś przed wyjazdem sprawdziłem i miałem 6 atm,
dopompowałem do 8.5 . Na dole zbiórka, ale zagubionych nie ma.
Maks zawrócił już do domu, wcześniej kręcił a czasowo jest
ograniczony. Krzysiek jak udaje się z nim skontakować to jest na górze podjazdu
a Marcin Cz zaginął w niewyjaśnionych okolicznościach. Ruszamy więc na podjazd, na podjeździe słychać
że coś w rowerze jest do roboty- bo nowy suport raczej tak nie powinien
trzeszczeć- może to mufa suportu, może bębenek, może piasty bo wczoraj
widziałem że wymagają serwisu ale już nie było kiedy zrobić. Takze do
sprawdzenia w najbliższych dniach. Do góry wyjechaliśmy dosyć żwawo, na górze
czeka Krzysiek i jedziemy dalej. Zjazd do Janowic i kawałek wzdłuż Dunajca i
kolejny podjazd z kolei. Taki wąski w lesie, bardzo fajny J Wyjeżdżamy na górę,
kawałek po płaskim, zatrzymujemy się na skrzyżowaniu i z góry przyjeżdża Marcin
CzJ Ten to ma wyczucie-
zobaczył Maksa wracającego do domu to pojechał z nim kawałek. Ale do nas
dołączył więc my teraz tą samą drogą w dół pod dom weselny w Janowicach. Na
zjeździe podobno niebezpieczna sytuacja, Jadę widzę przez drzewa samochód za
zakrętem, zacząłem hamować, machnąłem chłopakom że coś jedzie tylko tyle że to
był zakręt, na zewnętrznej piasek po zimie, dostawiłem się maksymalnie do tego
piasku, pochylenie jak to na zakręcie, minąłem się jak to w takich przypadkach
blisko z autem. Jak Maricn później twierdził – to był suv a do auta od ramienia
zostało mi 2cm. Nie czułem jakoś tego, ale fakt było blisko. Znowu do góry, ale
tym razem skręt w prawo, tą drogą za wyciągiem co wsześniej zjeżdżaliśmy. To
dosyć długi podjazd jest więc można było pooglądać widoki :D
Zjazd do skrzyżowania na Lubince i peleton się nam wykrusza-
Czajnik wraca do domu, a Krzysiek za długo z nim dziś przebywał i stwierdził to
samo. Żeby było ciekawiej nie pojechał z nim tylko chciał go gonić, a ten
czmychnął mu gdzieś w krzoki i ostatecznie się nie spotkali. A my w kierunku na
Szczepanowice czy gdzie to tam jest :D Zjazd w dół obok golgoty i później
podjazd pod sklep. Zjazd dosyć fajny, podjazd jeszcze lepszy, ostatnio go chyba
podjeżdżałem „lata temu” na rajdzie z okazji 11 listopada, a chyba to 2012 rok
był. Pamiętam aż cała grupa go podjechała to zrobiłem go 3 razy z Jaśkiem i
jeszcze pogadaliśmy na górze pod sklepem :D Dalej w dół i główną drogą w
kierunku głównej drogi na Lubinkę. Jechaliśmy dosyć spokojnie jednak na końcu podjazdu Marcin zaczał
narzekać że za wolno jedziemy bo tylko 18km/h. Jak przycisnęliśmy to na
liczniku pojawiło się 30 a na pulsometrze 200 :P No ale ile tak można więc
przejechaliśmy drogę na wprost bo tam było w dół. Niestety jak się okało zaraz
było pod górkę a każdy metr przewyższenia czuć już coraz bardziej. Zjazd obok
kościoła w Pleśnej i prawie na wprost na Słoną Górę serpentynami. Barzo fajny
podjazd, z fajnymi widokami ale jakoś mało tam kolarzy spotykam, ostatnio chyba
Staszka Obcego ale to też już chyba z rok temu było. Wygląda na to że to
ostatnia porządna górka na dziś. Po płaskim aż miło się jedzie i na koniec
zjazd z Piotrkowic do Poręby. Dziś bez szaleństw, jak normalnie zjechaliśmy,
ale jednego kierowcę bolało żeby przejechać dalej od nas, tym razem najbliżej
auta był chyba Olek. Ale ludzie są dziwni 3 pasy, miejsca wystarczająco a i tak
przejedzie na centymetry od roweru, nie wiem może to jakiś nowy sport czy coś.
W Porębie od razu skręcamy na przeciwstok i wspinamy się do
Zawady bocznym asfaltem. Jechaliśmy na tyle wolno że wyprzedził nas pies
biegnący za autem, ale wbrew pozorom szybko biegał. Końcówka to już zamulanie
po Zawadzie pod kościoł, akurat trafiliśmy na tłumy ludzi i samochody wracające
z Gorzkich Żali/ów czy jak to się tam odmienia. Chwila pogawędki pod kościołem
i zjeżdżamy w dół, Olek skręca na Aleje Tarnowskich a z dołu widać jadącego
Pawła Sz. On nas namawia żebyśmy wyjechali na zamek na rowerach, a my jego na
obwodnice. Ostatecznie każdy udał się w swoją stronę. Z Marcinem wpadliśmy na obwodnice to był
ogień w szopie. Auta nas jakoś powoli wyprzdzają- jechaliśmy tak 48km/h. Tuż
przed podjazdem w Koszycach postanowiłem się lekko napędzić i wrzuciłem już na
blat-ośka- prędkość była 56km/h- uff jak to dobrze że tutaj do 100km/h wolno bo
podobno na rowrze też manadat mozna dostać za prędkość. Górkę pokonaliśmy
bardzo płynnie, możnaby stwierdzić że jej nie było gdyby nie ten pożar w nogach.
Końcówka już zdecydowanie wolniej, co nie znaczy że wolno J Marcin zostaje
wypucować rower na bezdotykowej a ja jeszcze kręcę w kierunku Merkurego. Tutaj
już niestety było pod wiatr wiec i prędkości mniejsze. Dodatkowo czułem nogi po
tym sprincie i tym dzisiejszym przewyższeniu, bez obawy można stwierdzić że na
Lubince zrobiliśmy blisko 2000metrów przewyższenia na dystansie coś koło 60km z
Tarnowa. Z moją obwodnicą i podjazdem do Zawady na koniec wyszło właśnie coś
ponad 2000m. Przy okazji że wolno na obwodnicy było to sobie zjadłem batona,
nawrót na węźle i znów z wiatrem w kierunku Tuchowskiej. Dziś to był
zdecydowanie dzień do jazdy na zachód bo z wiatrem, tylko ciekawe jak później
wrócić. Skręcam w kierunku Tarnowca i dalej spokojny podjazd na Zawadę nijako
będący rozjazdem na koniec dnia.
Świetna niedziela, zdjęć nie ma :P bo metalową obudową nie
zrobiłem. Komów też nie ma bo nie było endo. Współczuję tym co dziś cały czas
musieli się zmagać z wiatrem na płaskim :P