Niedokończona jazda
-
DST
34.23km
-
Czas
01:05
-
VAVG
31.60km/h
-
Podjazdy
400m
-
Sprzęt Scott Foil Premium Di2
-
Aktywność Jazda na rowerze
Udało się wrócić z zajęć o czasie :) Zaleta mojego profilu dyplomowania czyli totalna olewka :) Wróciłem do domu, szybki objadek i w drogę. Jest kilka minut po 17 więc w sumie na godzinkę tylko póki jasno i ciepło :) Najpierw zjazd do Tarnowca, miałem jechać na Rychwałd ale mi się nie chciało więc myślę że krócej i ciekawiej będzie na słoną. Jadę do Pleśnej, jakoś tak bez weny, Niewyspany jestem bo po jeździe z Marcinem musiałem jeszcze robić projekty i wstałem w sumie o 4 rano żeby je skończyć. Do tego niby wcześniej jakoś bardzo mocno nie jeździłem ale czuć zmęczenie. Dotoczyłem się do Pleśnej i myślę - Słona bo podjazd mnie obudzi trochę, a słońce już dosyć nisko było to mogłoby za długo wyjść. Wyjeżdżam na Słoną serpentynami, a raczej się toczę- wrzucam młynek i największą z tyłu i toczę się do góry. Na koma nie ma co iść nawet bo bez sensu. Wyjechałem do góry i rzeczywiście zaczęło się jechać lepiej :) ja zawsze powtarzam- grzeję się 10 kilometrów a najlepiej na podjeździe. Wypłaszczenie na Słonej przelatuje z blatu i myśle sobie - jest fajnie :) Zjeżdżam pod zajazd pod Grzybem, właczam lampki bo droga od Tuchowa to droga od Tuchowa i można się spodziewać klaksonów. W dół lece dosyć szybko, później przez Porębe równo z samochodami. Na podjeździe obok kościoła już jednak nie wytrzumuje tempa aut więc zostaje. Przejeżdżam przez Nowodworze, dojeżdżam do Tarnowca, mama czeka na przystanku, machnąłem ręką i skręcam do Zawady. Jadę dobrym tempem do góry, słyszę że z tyłu męczy się stary jelcz. Dogania mnie na zakręcie 150 metrów od domu, myślę sobie - to pojadę kawałek wyżej na przystanek i wrócę równo z mamą do domu. Ostatni zakręt, autobus zaczyna mnie wyprzedzać i wtedy zza zakrętu wyjechało auto. Odbiłem w prawo, autobus też odbił, usłyszałem huk i ocknąłem się na asfalcie. Autobus jedzie ale po chwili się zatrzymał, próbuje się podnieść, patrzę za mną stoi BMW. Wstaje, patrze na rower, widzę w jednym kawałku, koła jakoś bardzo niepogięte, czyli pewnie skończy się na rysach. Patrzę na leżący rower- aż się łezka w oku zakręciła- taki fajny był, tyle zbierania, tyle składania, żadnej ryski a teraz już nigdy nie będzie jak przed wypadkiem. Noga napierdziela, więcej w sumie nie czuje, Przyszedł kierowca- niby twierdzi że się zmieści i mnie nie potrącił. Później jakoś zmienił zdanie, do tego obsłuchało mu się trochę od świadka- bo jak można wyprzedzać na zakręcie, na wąskiej drodze ... Jakbym nawet zdążył odbić to skończyłbym w głębokiej betonowej fosie. Kierowca w sumie chyba myśli że wstane i się rozjedziemy dalej, ale no way- ile razy słyszę i widzę jak mijają nas(rowerzystów) na tzw gazetę- kara musi być. Dzwonię na 112, przyjeżdża policja i pogotowie. Pierwsze- co się stało, drugie badanie alkomatem. Już to co mnie wkurzyło że pierwszy byłem badany- czyli widać stereotyp najebanego na rowerze wiecznie żywy. Jesienią miałem sytuacje że spośród całego korku aut alkomatem byłem badany tylko ja- na rowerze. Dziś badanie wykazało 3 - jak to zwykle u rowerzystów bywa- każdy narąbany. 3 zera oczywiście, za chwilę przyjechała karetka badanie czy ruszam nogami, od razu kołnierz i do karetki. Jakieś tam badania, przychodzi policjant że kierowca twierdzi że nie miałem świateł włączonych. No twierdził też że się zmieści wyprzedzając.... Na szczęście są świadkowie- światła były właczone, poza tym co za róznica, jasno jeszcze było, a już był w połowie manewru wyprzedzania czyli musiał mnie widzieć. Po prostu myślał że stary jelcz wyprzedzi rowerzystę pod górkę jak Ferrari Malucha a tak się nie stało. Chciałem zostać w Zawadzie, ale po konsultacji zdecydowałem się na pierwszą w życiu podróż karetką. Rower tata wziął do domu, a policjanci też niekumaci- numeru ramy nie mogli znaleźć w rowerze, Krzysiek im dopiero pokazał. .. W szpitalu jak się okazało trafiłem na lekarza kolarza, prześwietlenie - nic nie mam złamanego, tylko potłuczenia i o godz 20:38 wychodzę do domu. Trochę pochodzę jak kaleka ale jeszcze niejednego KOMa zrobię, czy na Scottcie - zobaczymy. Jeździjcie w kaskach, a kierowcom przypominam - metr od rowerzysty a można i więcej
komentarze