Lipiec, 2015
Dystans całkowity: | 1534.39 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 51:19 |
Średnia prędkość: | 29.90 km/h |
Maksymalna prędkość: | 86.00 km/h |
Suma podjazdów: | 15227 m |
Maks. tętno maksymalne: | 194 (96 %) |
Maks. tętno średnie: | 163 (81 %) |
Suma kalorii: | 55270 kcal |
Liczba aktywności: | 23 |
Średnio na aktywność: | 66.71 km i 2h 13m |
Więcej statystyk |
Kross Road Tour- Łopuszna
-
DST
112.88km
-
Czas
03:24
-
VAVG
33.20km/h
-
VMAX
65.00km/h
-
Kalorie 4074kcal
-
Podjazdy
1075m
-
Sprzęt Scott Foil Premium Di2
-
Aktywność Jazda na rowerze
Tydzień po Zakopanym kolejny start w kalendarzu, tym razem to Kross Road Tour. Już przed startem odechciało mi się jechać, ale skoro już zapłaciłem to się poświęciłem. Organizacyjnie jak dla mnie porażka miesiąca, a zaczęło się to niemal tydzień przed zawodami. Było napisane w ustawienie na starcie w sektorach, jak ktoś chce lepszy to pismo co najmniej 7 dni przed startem. Żadnego maila nie pisałem, bo 1 sektora na pewno bym nie dostał, a czy jadę z 3 czy 4 to różnicy wielkiej nie zrobi, bo i tak na pierwszych kilometrach czy tam pierwszym podjeździe podjadę sobie do przodu. Wtorek przed zawodami pojawia się super informacja, start nie jest jedną grupą, tylko sektory jadą w odstępie od siebie co 2 minuty !!!! Porażka jak na wyścig szosowy. No ale wycofać się to szkoda kasy. Dodatkowo jeszcze ze 2-3dni przed zawodami informacja że w ruchu zamkniętym pierwsze 5 km, reszta przy otwartym, a za przejechanie linii środkowej dyskwalifikacja. Normalnie bomba.Tak samo jakby się zgadać z kilkoma osobami na szose i sie przejechać.
No ale nadszedł ten dzień, słońce świeci, ptaszki śpiewają :P tym razem biorę tylko dwa bidony do koszyków, nic nie kitram po kieszeniach. Bufetów na trasie nie ma :) Przyjeżdżam na miejsce, znów spotykam Mirka wcześnie przed startem. On to chyba śpi w miejscu zawodów. Zapisanie się i te sprawy, chip na widelec, zabezpieczam wpierw miejsce czarną taśmą. Kaucja za numerek- 100zł, a jak ktoś zgubi chipa to gratis 80euro do oddania, pozdro, lepiej przypiąć dwoma zipami. Mirek jeszcze jedzie autem obejrzeć trasę, ja jadę sprawdzić czy wsio w rowerze chodzi tak jak trzeba. Przejeżdżam obok startu, oddalony od biura o jakieś 1.5km. Jadę dalej, w oddali widać tatry, pogoda ok więc będzie się miło jechać. Patrzę na początek trasy, niby płasko ale pod wiatr więc średnio. Tym bardziej że plan jest aby na początku gonić 4 grupę. Okazało się że dojechałem do miejscowości Frydman, położonej nad Jeziorem Czorsztyńskim, czyli gdzieś 10-11 km trasy. Aha to miła rozgrzewka 20 km wyjdzie. Powrót tą samą trasą, ale odpuściłem ze dwa zęby z kasety. Pod startem już tłoczno od rowerów.
Widoki © labudu
Pod startem tłumy rowerów, kręcą się tam i z powrotem. Ja też trochę pokręciłem, trochę lipa bo zorientowałem się że po wczorajszym wystrzale dętki przy pompowaniu coś z obręczą nie tak, stwierdzam że chyba się przetarła od hamowania i wybrzuszylo ja na zewnątrz i przez to szarpie przy hamowaniu, więc luzuje hamulec i jadę o jednym. Może dojadę, ustawienie w sektorach- największe nieporozumienie. Ustawiamy się w ostatnim sektorze, ja z Tomkiem wyglądamy najbardziej to, jak ja to mówię poza tym same kobiety w ciąży i dzieci. No ale dobra, z przodu pierwszy sektor najlepszych, w drugim sektorze całe JMP, w trzecim trzy osoby a w czwartym jeden Pan z Nutraxu. Ktoś mądrze pomyślał i połączyli sektory 2,3,4, niby mądrze ale dla nas to oznacza to że musimy gonić cały sektor JMP. No to dziękuje można jechać z młynka całą trasę bo to i tak bezsens.
12 niby ma być start, ale jeszcze wcześniej przemowy wójta, dziadka, prezesa itp nie wiadomo w sumie po co. Ruszają dwie pierwsze grupy, my dalej stoimy na starcie. W końcu start, jak zwykle ścisk i problemy z wpięciem się w pedały. Początek myślę zobaczę jak goście ciągną. Ktoś tam wyjeżdża ale bez szału, początkowo plan był taki zeby się przebić do wcześniejszej grupy ale gonić samemu grupę JMP- nie ma szans. Wyjeżdżam na czele grupy, zakręciłem kilka razy mocniej, oglądam się i jestem sam.... Ale ktoś jedzie kilkanaście metrów za mną, machnąłem ręką poczekałem, przyglądam się- kobieta. No super grupę mam skoro żaden facet koła nie utrzymał. No ale nic, jedziemy w dwójkę, a w zasadzie to sam, bo jakoś tylko ja kręce z przodu. Tempo wydaje się być nienajgorsze, niby odjeżdzam grupie z tyłu ale jakoś nie mogę ich całkiem urwać, tam pewnie się dosyć spinają żeby nas nie zgubić. Myślę by odpuścić, ale nie, bo wyniku i tak nie będzie ale liczy się fun :D 12 kilometr, zaczyna się trochę podjazdu, ukrainka wychodzi na chwilę na zmianę, ale tylko gdzieś na pół kilometra. Kij z taką współpracą, po kolei mijamy jakiś niedobitków z grupy wcześniej. Dojeżdżamy do jakiejś dwójki i grupa się rozrosła do 4 osob. Koło Zamku w Niedzicy tragedia, niby jedzie przed nami jakaś Skoda Citigo, czy też VW UP, nie pamiętam ale co z tego jak wsio się kotłuje i jedziemy w korku. Na rondzie to trzeba się prawie zatrzymać, Dalej kawałek pod lekką górę, więcej osób jakby, kończy się na tym że dojeżdża nas grupa z tyłu ale kij, dalej nie ma kto ciągnąc. Na jednym podjeździe widać jakąś grupkę z przodu, próbuje dojechać ale się nie udaje, próbowałem szarpnąć sam bo szkoda ciągnąć darmozjazdów, ale nie było czym i po kilkuset metrach mnie doszli. Na drugim wielkim podjeździe dochodzimy gościa z JMP, pytam czy dawno został za grupą. Wygląda na to że gość się poświęcił i gonił 1 grupe. Ja już bardzo nie mam czym jechać dalej, dogonić grupę raczej nie ma szans, a raczej jada szybciej więc bez sensu się zajeżdżać.
Było jeziorko © labudu
Dalej się wiozę w grupie, dając kilka zmian, z czasem jest ich coraz więcej i znowu spory kawałek ciągnę. Później ktoś inny ciągnie i zrobiło się trochę krzyku bo przegapił strzałkę i nie skręcił w prawo. Dobry zawodnik, ja zdążyłem skręcić na czas. Dokręcamy trochę i zaczyna się druga pętla, czyli jest sukces, nie doszła nas pierwsza grupa z krótkiego dystansu. Dalej to samo, jedziemy na zmiany, w miarę równomierne. Podjazd ciągną chłopaki w miarę równo, kawałek po płaskim i znów trafiamy w ten korek koło zamku. Taki że nie da się jechać, jeszcze policjanci zgłupieli trochę na rondzie. Nie ma co czekać na tych patałachów, przejeżdżam kostka jak kilku innych zresztą. Kręcimy po płaskim, już raczej się chowam bo zostawiam siły na końcówkę. Ukrainka próbuje atakować kilka razy, kilka razy udaje się skontrować. Po drodze mijamy gościa z krzywym kołem, czyli była jakaś przygoda z przodu. Później okazuje się że leżało z sześciu, między innymi Mirek z Matesów. Koło gościa zatrzymuje się auto pilota, my jedziemy dalej bez obstawy. Podjeżdża Tomek, mówi że zastanawia sie kiedy zaatakować, mówię że nie bardzo mam czym ale ostatni podjazd to będzie dobra okazja, ale ja się nie spinam bo i tak Was na finiszu objadę :P Niedługo przed podjazdem znowu atakuje ukrainka, myślę sobie a jedź sobie zaraz podjazd i zjazd to dojdziemy. Na podjeździe odjeżdżam od grupy tak by trzymać równy dystans do ukrainki. I to się udaje, ale podjeżdża do niej jej serwisowa Skoda Superb. Z tyłu raczej spokojnie, nie maja chłopaki czym jechac, myślałem że Tomek odskoczy ale nic z tego, więc jadę swoje równo do góry. Troszkę jakbym odrobił do Ukrainki, szczyt wyprzedza ją auto serwisowe, chyba się za nim holowała, bo kurna dokręcając z góry nie mogłem dogonić pewnie 50kg dziewczyny, w normalnych warunkach- yhy na pewno. Jeszcze zaczęło kropić na podjeździe co przerodziło się w deszcz. Dobrze że mam opony na mokre więc mogę cisnąc. Dosyć mocno podjazdy, krótko mówiąc byle do mety na pełnym ogniu. Skręt w prawo tam gdzie wcześniej przegapili, stoi auto fotografa, za nim citroen, muszę zwolnić bo z drugiej strony jedzie auto, auto przejeżdża wyprzedzam, a citroen też zaczął omijać stojące auto. Było blisko ale bez kontaktu, lekki wkurw ale jadę dalej, dojeżdżam do wsi gdzie się kończy pętla, skrzyżowanie obstawione przez strazaków, chcę skręcić w lewo ale z lewej jadą psy policjanci, musiałem shamować prawie do zera, skrajna nieodpowiedzialność z ich strony, gdyby to nie był wyścig to bym pojechał za nimi ich opierdzielić. Ostatnie 2.5 km do mety, dosyć mocno, nawet już asfalt suchy, mocny finisz i jak się okazało czas 2:15:02, 13 sekund gorzej od Mirka, miejsce 18 open, 5 w M1. Kijowo, do auta, dekoracji nie będzie, poszedłem jeszcze na wagę do diagnostixa ale coś zryty wynik wyszedł, wyszło 8.6% tłuszczu przy wadze 93.5kg a to niemożliwe że tak mało. Później lunęło deszczem, przyjechał Marcin autem więc się zwinęliśmy. Za organizacje należy się trója na szynach, bo kijowo ale plus taki że jest się gdzie pościgać, następnym razem będzie trzeba iść do 1 sektora i tyle. Nawet na fotki się nie załapałem, znaczy jestem na 1 ale rozmazany. Dziekuje dobranoc
Padało © labudu
Obwo
-
DST
26.96km
-
Czas
00:51
-
VAVG
31.72km/h
-
VMAX
67.00km/h
-
Kalorie 1200kcal
-
Podjazdy
185m
-
Sprzęt Scott Foil Premium Di2
-
Aktywność Jazda na rowerze
Wyjazd o 22:51, tylko na obwodnice :P
Zakliczyn
-
DST
70.35km
-
Czas
02:18
-
VAVG
30.59km/h
-
VMAX
54.00km/h
-
Kalorie 3078kcal
-
Podjazdy
525m
-
Sprzęt Scott Foil Premium Di2
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dziś wyjazd o 19:57- ehh nie chce mi się zebrać wcześniej :/ Dziś znowu na Słoną przez Łękawkę, ale wiedziałem że zaraz się ściemni więc już raczej głównymi drogami. Tak więc spokojny zjazd do Tuchowa i dalej monotonne kręcenie na Gromnik. Tam na rondzie skręt na Zakliczyn, chyba dawno tą drogą rowerem nie jechałem. Gdy dojechałem do Zakliczyna to już było ciemnawo więc trzeba wracać, standardowo serpentynkami na Lubince, końcówka znów przez Obwodnice. Przejeżdżam i melduję się w domu.
Rychwałd
-
DST
40.28km
-
Czas
01:21
-
VAVG
29.84km/h
-
VMAX
80.34km/h
-
Kalorie 1744kcal
-
Podjazdy
541m
-
Sprzęt Scott Foil Premium Di2
-
Aktywność Jazda na rowerze
Wyjazd o 19:41, tak jakoś się nie chce po tej Tatrze. Najkrótszą drogą na Słoną, jakoś przepchałem ten podjazd, zjazd do Łowczowa i podjazd na Rychwałd. Tam to dało mi w kość, zjazd do Pleśnej główną drogą i dokręcenie przez Obwodnice bo wczoraj była lipa z kilometrami, dziś też więc byłby wstyd...
Zalasowa
-
DST
53.71km
-
Czas
01:38
-
VAVG
32.88km/h
-
VMAX
78.00km/h
-
Kalorie 2435kcal
-
Podjazdy
395m
-
Sprzęt Scott Foil Premium Di2
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dzień po wyścigu, zmęczenie spore. Planu na trasę jak zwykle zero więc może coś po płaskim. Najpierw do Skrzyszowa, później przez Szynwałd do Zalasowej. Niby po płaskim a cały czas czuję się jakbym jechał pod górę... Zjazd Partyzantów do Tuchowa i dalej po płaskim przez Zabłędze. Droga na wprost prowadziła przez Trzy Kopce, ale to za dużo podjazdów, jadę wzdłuż rzeki :P Pleśna, dalej wybrałem ciut dłuższy wariant bo przez Rzuchową bo już dosyć spoko się jechało, ale na podjazdy się nie zdecydowałem. Końcówka oczywiście do góry do Zawady i jestem w domu
Tatra Road Race 2015
-
DST
117.01km
-
Czas
04:07
-
VAVG
28.42km/h
-
VMAX
86.00km/h
-
Kalorie 4852kcal
-
Podjazdy
2742m
-
Sprzęt Scott Foil Premium Di2
-
Aktywność Jazda na rowerze
W końcu długo wyczekiwana niedziela 11 lipca. Gdy zobaczyłem informacje że jest wyścig Tatra Road Race powiedziałem sobie że muszę tam być. Niestety jak to zwykle bywa jakieś terminy się nakładają i ludzie się rozdzielają się gdzie startować. Dziś termin pokrył się z Maratonem w Skrzyszowie, więc spory % ludzi z Tarnowa znajdował się tam. Nie wiedzą co stracili chociaż Paweł również się sporo napracował przy organizacji, i jednak co wyścig u siebie to u siebie. Ja jednak wolę do Zakopanego na szosę.
Niedziela rano, pobudka jakoś pomiędzy 4:30 a 5:00, miałem wczoraj smarować łańcuch ale popatrzyłem na rower i pomyślałem że po co jak ma jeszcze fabryczny smar :) Wziąłem drugi w zapas jakby coś było nie tak. Rano jeszcze pakowanie bo wcześniej to nigdy jakoś nie mogę się zebrać. Wyjazd jakoś kilka minut po godzinie 6, droga szła dosyć sprawnie, yanosik robi jednak robotę :) , wahałem się czy jechać Zakopianką czy przez Czarny Dunajec, tablice pokazywało że zakopianką szybciej, ale napotkałem na to:
Korek na zakopiance © labudu
Korek na dobre kilka minut stania, całe szczęście jest dosyć wcześnie i w miarę sprawnie to szło, jakoś około 8:45 melduje się na miejscu. Od razu duży plus dla organizatorów- całe pół ulicy przeznaczone na parking. Coś jakby w Tarnowie zamknąć pół Słonecznej albo Jana Pawła na całej długości i przeznaczyć na parking, a ruch puścić tylko 1 nitką. Wjazd tylko dla startujących- miejsca było aż zanadto a i rozkręcić się można było. Poszedłem z buta pod biuro zawodów, wsio wygląda profesjonalnie, pomiar czasu przez Timedo, kolejek w biurze nie ma wcale, dostaję numer 86, jeden na plecy, drugi na sztyce- ten na sztyce fajny bajer, ciekawe ile osób będzie jeszcze z nim przez miesiąc jeździć :P Blisko startu spotykam Mirka z Matesów, trochę jest zdziwiony co ja robię w górach... Wracam pod auto, powoli się przebieram, pakuje do kieszonek, przypinam numerki, zacząłem się zastanawiać jak przypiąłem numerek na koszulce bo 86 a 98 to w sumie to samo. Na szczęście przypiąłem dobrze, jest kilku znajomych z Krakowa, pojawia się też Piotrek z Brzeska
Parking © labudu
Ja już niemal gotowy, Piotrek ledwo co zjawił się na miejscu- korki na Zakopiance, nie jeden miał dziś z tym problem. Ja nie lubię tak na ostatnią chwile, dość tak startowałem w Pucharze Tarnowa i mi starczy. Kilka innych znajomych twarzy się pojawiło, a ja się zastanawiam jaki kask- ostatecznie biorę czerwony, jednak wygodniejszy- z trzepackim daszkiem, no i podejmuję decyzje o 3 bidonie do kieszonki.Trochę ciąży, trochę problem z zapakowaniem tego na miejsce ale się udało. W końcu zamykam auto, biorę rower i w drogę. Jakaś prowizoryczna rozgrzewka, trochę z Piotrkiem, później sam, dziwna ta moja rozgrzewka była, głównie jeździłem góra dół pod hotel. W sumie to i tak wszyscy się rozgrzejemy na rozjazdówce. Kręce kręce, a czasu niby jeszcze sporo, a ja dalej bez licznika. W końcu coś się dzieje, ustawiamy się na starcie, ja tak nie z początku i nie z końca, i tak na pierwszym podjeździe przesunę się na przód- no przynajmniej taki jest plan. Jeszcze mowa powitalna, wyjaśnienie zasad, ostatnie spojrzenie na Tatry, w czasie wyścigu raczej nie będzie na to czasu i czas ruszać.
Co ty do mnie mówisz © labudu
Widoki © labudu
Góry © labudu
Pierwsza myśl po starcie- byle się wpiąć, druga- byle się nie wyłożyć. Najpierw zjazd zakrętami do głównej ulicy i minięcie bramek na szlabany. Na płaskim dosyć spokojnie, takie były zapowiedzi że start lotny nie będzie miał jakiegoś mega tempa.
Kolejne © labudu
Jazda © labudu
Z początku jadę tak w połowie grupy, założenie było takie żeby się nie przemęczać, ale jak widzę że Mirek jedzie na przód grupy to ja też. Tempo takie że można robić co się chce, tylko trzeba uważać na tylne koło żeby komuś nie podjechać. Całe szczęście rozjazdówka po płaskim albo lekko pod górę więc nie ma wyrywaczy 50km/h. Trochę się dłuży ta rozjazdówka ale przynajmniej się dogrzałem do końca. Widać jakąś drogę w prawo, czyli to będzie start ostry bo zaczęło się robić nieco bardziej nerwowo.
Rozjazdówka © labudu
W cieniu © labudu
Na podjeździe tempo mocne ale stabile, bez szarpań, aczkolwiek różnice w nachyleniu dają swoje. Noga na podjazdach tragedia, ale nadzieja umiera ostatnia i liczę że się rozgrzeje z czasem. Jakoś połowa podjazdu, zaczyna być coraz ciężej, noga zaczyna palić ale trzeba dać radę. Już wydaje się końcówka podjazdu, grupa się rozciągnęła a z góry jedzie samochód i zaczyna dyskusje z sędziami blokujac całą drogę. Chwila zwątpienia i specjalnie nikt się nie powstrzymywał- każdy przejechał tam gdzie akurat było miejsce. Także przejechaliśmy jakoś a tuż za autami grupa zwęszyła okazje i mocno na pedały.
Czołówka © labudu
Pierwszy Podjazd © labudu
Ostro © labudu
W oddali widać już że podjazd się powoli kończy, w nogach zaczyna palić, kilkuosobowa grupka dała mocno w korby. Ja pomyślałem że odpuszczam, w sumie to nogi same odmówiły trochę posłuszeństwa..., oni tak gnają bo premia górska jest, pewnie poczekają na szczycie. Cały czas widać są niedaleko, ale wyjechaliśmy na górę i okazało się że ich nie ma. Czyli zarąbiście, 7 osób można powiedzieć poza naszym zasięgiem. No to fajnie, jeszcze gość z JMP delikatnie odjechał i zaczęło się gonienie. Oczywiście jak to ze mną na szosie, każdy by się woził tylko na kole, pomyślałem że się poświęce i dojedziemy tego pojedynczego gościa, a później może czołówke.
Z Daleka © labudu
Gonimy © labudu
W końcu udało się dojechać fluo koszulke, pewnie z 80% za moją sprawą. Całe szczęście kolega z JMP nie chce za bardzo wozić się na dojechanie do mety, współpracujemy przez dosyć długi czas. Tempo wydaje się szło nie najgorsze, mega długie zjazdy. Niestety kolega z JMP zjeżdża dosyć asekuracyjnie, na czym troszkę tracimy. Ja też nie chcę za bardzo szaleć bo można się nadziać na coś mało ciekawego. Kolega z JMP jest obeznany z trasą, mówi mi jak są dziury to samo jak coś niebezpieczniejszego na zjeździe. Bardzo miła atmosfera. Są i kibice niestety jakoś nie możemy się dowiedzieć jaką mamy stratę, chyba dużą skoro nikogo nie widać z przodu ;/
Grupowo © labudu
Na zjeździe pojawia się też kilku cwaniaków co niby są dobrzy, szkoda że na płaskim tak nie jadą szybko bo moment się chowają za plecami, a strata się sama nie odrobi. Nie wiem który kilometr, pytam kolegów, bez licznika przynajmniej mam głowę wolna. Po jakimś czasie stwierdzamy że we dwóch nie będziemy ciągnąc darmozjadów i zjeżdżamy w tył grupy, ale tak to jakoś wyszło że później znów często pojawialiśmy się z przodu. Skręt w prawo, sprawdzamy czy wszyscy są i jedziemy dalej. Pytam JMP czy długi ten podjazd- jeszcze się nie zaczął. Aha czyli jest ciekawie, później okazało się że to Pitoniówka, no jakoś poszło, nawet z przodu dosyć jechałem. Zobaczymy jak będzie za drugim razem. Na górze bufet, biorę kubek wody.
Jadymy © labudu
Zjazd do Bańskiej, znowu można by szybciej, trochę wychodzę na zmianę i tak sobie jedziemy. Dojeżdżamy chyba do najbardziej wysuniętego na północ fragmentu trasy . Skręt w lewo, kawałek lekko pod górkę i zjazd. Na zjeździe widać w oddali pierwszą grupkę. Ale oni są na podjeździe kawałek dalej już jednak. W sumie dalsze gonienie nijako bez sensu skoro tyle odjechali. Ale ciągle staramy się jechać przyzwoitym tempem. Kawałek po płaskim, staram się odpocząć, czuje że trochę za mocno pojechany początek. Trochę takiej wijącej się drogi, ale trasa dobrze oznaczona, jadąc z tyłu można pooglądać krajobraz.
Grupowo © labudu
Zaczyna się drugi większy podjazd na tej pętli, z początku dwie serpentynki, później łagodnie dosyć ale długo. Ciągnie się i ciągnie ten podjazd, co zakręt to znowu w górę, gdzieś w połowie ktoś nam mówi że mamy 6 minut straty, później że 5, 4 i te wersje się zmieniają. Ostateczna dokladna wersja to 3:45, czyli nie ma po co ciągnąć. Od razu tempo jakby spadło, bo i po co się spieszyć jak i tak nie dogonimy a z tyłu pewnie nic większego się nie dzieje. Byle wyjechać na górę i zacząć w końcu tą drugą pętle- bo ciągnie się ona i ciągnie. W końcu wyjeżdżamy na górę, znajome skrzyżowanie i odcinek deja vu. Zjazdy już bardziej znajome, można bardziej pocisnąć, Tym razem koledzy bardziej aktywni i jadą bardziej z przodu. Mniejsze podjazdy już idą ciężko, a jeden taki nagania do prowadzenia grupy, a miałem się wozić, daję kilka zmian.
Ciągne © labudu
Na tle gór © labudu
W końcu dojeżdżamy do słynnej już Pitoniówki, szczerze mówiąc nie wiem jak to podjadę drugi raz, taktyka podobna jak za pierwszym razem, czyli przed ścianką nieco odpuścić i odpocząć. Wszyscy robią tak samo i dalej ciut mocniej jazda. Bardzo ciężko, czuć że brakuje przełożenia. Niektórzy chcieli linki pourywać bezskutecznie zmieniając przełożenie na lżejsze. Zaczyna się właściwy podjazd, tempo takie że pieszo byłoby szybciej, po głowie chodzą myśli by podprowadzić rower ale szybko je odrzuciłem. Przód widzę powoli odjeżdża, szczególnie kolega z JMP ma jeszcze sporo sił w nogach i ucieka nam już chyba definitywnie. Na Pitoniówce ma doping rodziny to pewnie się popiusuje, ale jednak nie, ucieka na poważnie :) Chętnie bym z nim pojechał ale niestety nie ma czym. Mój sukces- ciągle jadę przed Mirkiem.
Pitoniówka © labudu
Na szczycie bufet, tym razem biorę izotonik, tak dla odmiany. Oprócz tego doping niczym na pro wyścigach kolarskich, na prośbę organizatorów Władze Gminy Szaflary "załatwiły" orkiestre która sobie grała.
Orkiestra © labudu
Czyli teraz już w mniejszej grupie. Odrobić nie bardzo, przynajmniej ja już nie mam czym. Na zjeździe jak zawsze dosyć w czubie ale chłopaki widzę na zjazdach najwięcej umieją odrabiać. Po płaskim coś próbujemy ciągnąć ale nie czuję się zbytnio na siłach, do tego taki jeden ciągle pogania żeby ciągnęli wszyscy tylko nie on. Caritas Polska szuka, daje zmiany ale takie normalnie nie wydłużone jak zazwyczaj. Generalnie to na pościg JMP już nie ma co liczyć. Dojeżdżamy do Szaflar, jadę z przodu może chociaż fotki będą.
Od tyłu © labudu
Gdzieś w grupie © labudu
Gdzieś kręcimy po płaskim i po hopkach, już raczej więcej się chowam, złapał mnie skurcz- myślę no to pojechałem czyli po zawodach, całe szczęście Tatry widać już coraz bliżej czyli do mety blisko. W kilometrach pewnie ze 20 ale dokładnie nikt nie wie ile, a do tego tak jakby Gubałówke trzeba jeszcze podjechać całą... Szukam w kieszonce magnezu, jakiś chyba przeterminowany był bo jakby grudki w nim były. Najważniejsze że pomógł i w miarę sprawny mogę jechać dalej. Znak że trzeba się oszczędzać. Zaczyna się drugi długi podjazd, Mirkowi już na samym starcie spada łańcuch przy redukcji, traci trochę, ale teraz podjazd to odrobi chłopak.
Się wozimy © labudu
Grupka jakby się przerzedza, coraz mniej osób, w sumie zostaje nas coś koło 6, także ze 2-3 zostało. Podjazd dosyć długi, jeszcze przed połową zaczynam odstawać od grupy. Ale to że pierwsze ciemno przed oczami to nic, trzeba jechać dalej, już pojechane w zasadzie wszystko i dospawałem te kilka metrów. Dalej kawałek mocniej, jadę ze stójki i się udaje w grupie. Wypłaszczenie to już łatwiej, chciało by się powiedzieć że odpoczynek ale nie ma tak lekko, dystans do grupy zostaje ok i jedziemy dalej razem. Końcówka podjazdu przed rozjazdem na pętle, jakby coś się zluzowało, trochę ciągłem ale zjeżdżam bo trzeba siły zachować. Chwilka rozmowy, gość lekko jest zdziwiony że z taką masą dalej jadę tak dobrze, a przecież to wyścig niby górski. Chciałoby się końcówkę lepiej ale nie było czym. Gdzieś tam stoją chłopaki i wołaja do każdego o bidon, mi akurat denerwuje zajmując miejsce w kieszonce, a że już pusty to poszedł do dzieciaków. Myślę się ucieszyli, a mi go nie szkoda :P zwykły stary isostar za 6zł...
Widok zajedwabisty © labudu
Ostatni podjazd to już dla mnie za dużo. Niby jadę do góry ale nie bardzo jest czym kręcić, w głowie standardowo myśli po co mi to, ale staram się jechać mocno i równo żeby sił na górę starczyło. Łatwo się mówi- jak cały czas widzę osoby z przodu. Trochę staram się odrobić, bo przecież oni też są zmęczeni. Odrabiani w takim tempie to trochę zejdzie bo jakoś mega nie ma czym kręcić, nogi za słabe już. Zakręt w prawo, ciemno przed oczami, zachwiało mnie tak że zjechałem na szutrowe pobocze, dosyć blisko barierek już było, chyba jednak ciut za mocno był ten początek, ważne też żeby flaka nie złapać.
Ogień © labudu
Na szczęście kończy się bez takich przygód i ciśnienie w kołach jest ok. Czyli teraz ciut wolniej żeby do mety dojechać. Słyszę motocykl z tyłu, ciekawa sytuacja za co wielkie brawa dla organizatorów, motocyklista podjeżdża do każdego z nas z pytaniem czy chce wodę. Ja wziąłem 3 bidony więc nie potrzebuję, na dwóch to właśnie tka by mi mniej więcej wody zabrakło. Jadę tak kawałek na 80%, i końcówkę na 110% bo już został tylko zjazd. Gdzieś tam z przodu migają mi przeciwnicy, jednak na wypłaszczeniu już ich nie widzę, czyli koniec;/ Wyjeżdżam na górę, ludzi jakby więcej. Końcówka podjazdu mocno bo tam jakaś droga leci. Zjazd dosyć szybki, wyprzedziłem auto użytkowe jakim jest golf trójka, myślę że mu tym zaimponowałem. Zjazd super oznakowany, w sumie skrzyżowań nie było tylko zakręty a strażacy stali. Na dole widzę że sporo odrobiłem do kogoś z JMP. Teraz kawałek płaskiego, no może lekko z górki więc jestem w lepszej sytuacji. Mocno kręce, doganiam i wyprzedzam fluo koszulkę. Jadę dalej mocno tak a 98% ażeby na ostatnim podjeździe jeszcze były siły. Oglądam się, przewaga ciut się powiększa ale bez szału, patrzę w przód i w oddali widzę jakąś koszulkę. Więc teraz już ogień dwa razy ponad norme. Skręt na podjazd do hotelu, rower widzę już na kolejnym zakręcie, nadzieja umiera ostatnia, podjazd z blatu i ze stójki. Nogi palą a do mety jeszcze kawałek. Widzę że jest szansa dojechać wcześniej na mete, kibice mówią mu żeby przyspieszył bo go objadę, ogląda się i trochę przyspiesza, ostatecznie kolega wyprzedzony może 20-30 metrów przez metą ale taki skurcz od wysiłku że nogę ledwo czułem. Ciężko się podeprzeć na betonie, kilka kółek w miejscu i jet lepiej.
Na kresce © labudu
Powoli trzeba wrócić do stanu używalności, coś tam się napić, coś odsapnąć i patrzeć kto dojeżdża na metę. Zadowolenie jest bo można powiedzieć wyścig pojechany na maxa. Obowiązkowe wyłączenie endomondo, przy okazji smsy na telefonie, czyli jednak ktoś śledzi, prezydent jednak nie dzwonił :P na pewno jest sms od timedo. WOW 11 open i 3 w kat. M1 :) Poszło lekkie hura, ale przełknąć cokolwiek ciężko, jednak izo i żele na żołądek to średnio ;/ Rozmowy na mecie dobra czas się ogarnąć więc dojazd do auta. Przebieram się na cywila ale iść się nie chce więc pod hotel jadę znów rowerem. Jeszcze jadę po BigMilka ale ten rozpada się podczas jazdy brukiem;/ Swoją drogą człowiek się ogarnął, czeka dłuższą chwile a ludzie dalej jadą- współczuje. Ostatnia osoba dojechała jakoś w połowie dekoracji, ten gość co pchał rower jak go minęliśmy- brawa za motywacje. W międzyczasie okazuje się że jestem 10 open- gość który dziś wygrał ma licencje a w tym wyścigu jej mieć nie wolno. Dalej ceremoniały, nawet na pudło za kategorie musiałem wyjść, co prawda nie najwyższy stopień ale głowe miałem najwyżej, nagrody spoko, trochę za gorąco. Na końcu dekoracji losowanie z jakimiś akrobacjami, a jadę do domu bo już nie mam sił na żadne spacery po Zakopcu. Był pomysł żeby podjechać Laskową bo i tak tam przejeżdżam, ale myślę że 30% bym nie podjechał dziś...
Podium M1 © labudu
Droga powrotna zleciała spoko, Wielkie Gratulacje dla organizatorów, inni powinni się od nich uczyć jak się organizuje zawody. Parking zapewniony, trasa zabezpieczona, na mecie wszystko co potrzeba, widoki wspaniałe i miła atmosfera. Mam nadzieję widzimy się za rok przy większej frekwencji.
Test
-
DST
34.59km
-
Czas
01:08
-
VAVG
30.52km/h
-
VMAX
60.00km/h
-
Kalorie 1496kcal
-
Podjazdy
349m
-
Sprzęt Scott Foil Premium Di2
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dzień przed wyścigiem, założyłem żółte Vittorie więc pasuje na chwile się przejechać żeby nie było wtopy z kapciem jak na Klasyku Beskidzkim. Dodatkowo chyba największa głupota jaka może być- założyłem nowe siodełko- Selle Italia SLR, nie wiadomo czy wygodne i nie wiadomo jak ustawić żeby było wygodne, a jutro ponad 100km... Ustawiłem na czuja, w Błoniu jeszcze zmieniłem ustawienie i powinno być w miarę.
Selle Italia SLR © labudu
Stare i nowe © labudu
Trasa dziś lajtowo na rozkręcenie, do Kłokowej, dalej do Zgłobic, przez Błonie, podjazd na Lubinkę, zjazd do Pleśnej i powrót do domu. Z rowerem wygląda chyba wsio gra, podniosłem jeszcze w domu sztyce o ok 3mm bo jakby niżej na tym siodełku było. A dodatkowo wszedłem w posiadanie drogą kupna pompki Topeak :D może nie jest jakaś super ale mieści się w kieszonce i wygląda solidnie
Nowa pompka © labudu
Rower po starcie © labudu
W chłodzie Gródek
-
DST
101.72km
-
Czas
03:09
-
VAVG
32.29km/h
-
VMAX
64.00km/h
-
Kalorie 4565kcal
-
Podjazdy
809m
-
Sprzęt Scott Foil Premium Di2
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dziś dosyć dziwny pomysł, po całym dniu w słońcu jakoś niespecjalnie chciało mi się jeszcze opalać, a że chęci do jazdy też były średnie to na rower wybrałem się dopiero o 20:23 :D Ale ustaliłem sobie jasny cel- Gródek nad Dunajcem więc jechało się lepiej, a po 10 km to już dosyć lekko szło. Z minuty na minutę coraz ciemniej, asfalt zdawał się jakby bardziej dziurawy. Dojeżdżam do Gródka, patrzę nie będzie 100 km to jeszcze dalej w kierunku Sącza. Była myśl żeby jechać dookoła jeziora ale jednak odpuściłem bo dosyć późno już. Nawrót i dalej szło dużo szybciej, samochodów mało, na Lubince jakieś zbiorowisko psów a później jakiś gościu przechodzi na zakręcie. Mądre bo go widać było z 10 kilometrów.... Ale spokojnie do domu, noga zmęczona, ale średnia ujdzie w tłumie
Szosa nocą
-
DST
69.54km
-
Czas
02:13
-
VAVG
31.37km/h
-
VMAX
76.00km/h
-
Kalorie 3169kcal
-
Podjazdy
413m
-
Sprzęt Scott Foil Premium Di2
-
Aktywność Jazda na rowerze
Jak ktoś jest głupi to na pewno nie ja :) Godzina 0:06 wyjeżdzam z grila z Podłęża bo przecież rano trzeba być w pracy. Lampka odpalona i jadymy. Trochę chce się spać, ale trzeba się skupić, lewa prawa i jakoś leci. Tempo wyraźnie słabsze ale jest też podjazd na Zawade, średnio wyszło niewiele ponad 31 bez tragedii, ważne że dojechane. To może zagadka typu Leszka, nagrodą uścisk dłoni Pana Prezesa, gdzie zostało zrobione to zdjęcie
Szosa nocą © labudu