Tatra Road Race 2015
-
DST
117.01km
-
Czas
04:07
-
VAVG
28.42km/h
-
VMAX
86.00km/h
-
Kalorie 4852kcal
-
Podjazdy
2742m
-
Sprzęt Scott Foil Premium Di2
-
Aktywność Jazda na rowerze
W końcu długo wyczekiwana niedziela 11 lipca. Gdy zobaczyłem informacje że jest wyścig Tatra Road Race powiedziałem sobie że muszę tam być. Niestety jak to zwykle bywa jakieś terminy się nakładają i ludzie się rozdzielają się gdzie startować. Dziś termin pokrył się z Maratonem w Skrzyszowie, więc spory % ludzi z Tarnowa znajdował się tam. Nie wiedzą co stracili chociaż Paweł również się sporo napracował przy organizacji, i jednak co wyścig u siebie to u siebie. Ja jednak wolę do Zakopanego na szosę.
Niedziela rano, pobudka jakoś pomiędzy 4:30 a 5:00, miałem wczoraj smarować łańcuch ale popatrzyłem na rower i pomyślałem że po co jak ma jeszcze fabryczny smar :) Wziąłem drugi w zapas jakby coś było nie tak. Rano jeszcze pakowanie bo wcześniej to nigdy jakoś nie mogę się zebrać. Wyjazd jakoś kilka minut po godzinie 6, droga szła dosyć sprawnie, yanosik robi jednak robotę :) , wahałem się czy jechać Zakopianką czy przez Czarny Dunajec, tablice pokazywało że zakopianką szybciej, ale napotkałem na to:
Korek na zakopiance © labudu
Korek na dobre kilka minut stania, całe szczęście jest dosyć wcześnie i w miarę sprawnie to szło, jakoś około 8:45 melduje się na miejscu. Od razu duży plus dla organizatorów- całe pół ulicy przeznaczone na parking. Coś jakby w Tarnowie zamknąć pół Słonecznej albo Jana Pawła na całej długości i przeznaczyć na parking, a ruch puścić tylko 1 nitką. Wjazd tylko dla startujących- miejsca było aż zanadto a i rozkręcić się można było. Poszedłem z buta pod biuro zawodów, wsio wygląda profesjonalnie, pomiar czasu przez Timedo, kolejek w biurze nie ma wcale, dostaję numer 86, jeden na plecy, drugi na sztyce- ten na sztyce fajny bajer, ciekawe ile osób będzie jeszcze z nim przez miesiąc jeździć :P Blisko startu spotykam Mirka z Matesów, trochę jest zdziwiony co ja robię w górach... Wracam pod auto, powoli się przebieram, pakuje do kieszonek, przypinam numerki, zacząłem się zastanawiać jak przypiąłem numerek na koszulce bo 86 a 98 to w sumie to samo. Na szczęście przypiąłem dobrze, jest kilku znajomych z Krakowa, pojawia się też Piotrek z Brzeska
Parking © labudu
Ja już niemal gotowy, Piotrek ledwo co zjawił się na miejscu- korki na Zakopiance, nie jeden miał dziś z tym problem. Ja nie lubię tak na ostatnią chwile, dość tak startowałem w Pucharze Tarnowa i mi starczy. Kilka innych znajomych twarzy się pojawiło, a ja się zastanawiam jaki kask- ostatecznie biorę czerwony, jednak wygodniejszy- z trzepackim daszkiem, no i podejmuję decyzje o 3 bidonie do kieszonki.Trochę ciąży, trochę problem z zapakowaniem tego na miejsce ale się udało. W końcu zamykam auto, biorę rower i w drogę. Jakaś prowizoryczna rozgrzewka, trochę z Piotrkiem, później sam, dziwna ta moja rozgrzewka była, głównie jeździłem góra dół pod hotel. W sumie to i tak wszyscy się rozgrzejemy na rozjazdówce. Kręce kręce, a czasu niby jeszcze sporo, a ja dalej bez licznika. W końcu coś się dzieje, ustawiamy się na starcie, ja tak nie z początku i nie z końca, i tak na pierwszym podjeździe przesunę się na przód- no przynajmniej taki jest plan. Jeszcze mowa powitalna, wyjaśnienie zasad, ostatnie spojrzenie na Tatry, w czasie wyścigu raczej nie będzie na to czasu i czas ruszać.
Co ty do mnie mówisz © labudu
Widoki © labudu
Góry © labudu
Pierwsza myśl po starcie- byle się wpiąć, druga- byle się nie wyłożyć. Najpierw zjazd zakrętami do głównej ulicy i minięcie bramek na szlabany. Na płaskim dosyć spokojnie, takie były zapowiedzi że start lotny nie będzie miał jakiegoś mega tempa.
Kolejne © labudu
Jazda © labudu
Z początku jadę tak w połowie grupy, założenie było takie żeby się nie przemęczać, ale jak widzę że Mirek jedzie na przód grupy to ja też. Tempo takie że można robić co się chce, tylko trzeba uważać na tylne koło żeby komuś nie podjechać. Całe szczęście rozjazdówka po płaskim albo lekko pod górę więc nie ma wyrywaczy 50km/h. Trochę się dłuży ta rozjazdówka ale przynajmniej się dogrzałem do końca. Widać jakąś drogę w prawo, czyli to będzie start ostry bo zaczęło się robić nieco bardziej nerwowo.
Rozjazdówka © labudu
W cieniu © labudu
Na podjeździe tempo mocne ale stabile, bez szarpań, aczkolwiek różnice w nachyleniu dają swoje. Noga na podjazdach tragedia, ale nadzieja umiera ostatnia i liczę że się rozgrzeje z czasem. Jakoś połowa podjazdu, zaczyna być coraz ciężej, noga zaczyna palić ale trzeba dać radę. Już wydaje się końcówka podjazdu, grupa się rozciągnęła a z góry jedzie samochód i zaczyna dyskusje z sędziami blokujac całą drogę. Chwila zwątpienia i specjalnie nikt się nie powstrzymywał- każdy przejechał tam gdzie akurat było miejsce. Także przejechaliśmy jakoś a tuż za autami grupa zwęszyła okazje i mocno na pedały.
Czołówka © labudu
Pierwszy Podjazd © labudu
Ostro © labudu
W oddali widać już że podjazd się powoli kończy, w nogach zaczyna palić, kilkuosobowa grupka dała mocno w korby. Ja pomyślałem że odpuszczam, w sumie to nogi same odmówiły trochę posłuszeństwa..., oni tak gnają bo premia górska jest, pewnie poczekają na szczycie. Cały czas widać są niedaleko, ale wyjechaliśmy na górę i okazało się że ich nie ma. Czyli zarąbiście, 7 osób można powiedzieć poza naszym zasięgiem. No to fajnie, jeszcze gość z JMP delikatnie odjechał i zaczęło się gonienie. Oczywiście jak to ze mną na szosie, każdy by się woził tylko na kole, pomyślałem że się poświęce i dojedziemy tego pojedynczego gościa, a później może czołówke.
Z Daleka © labudu
Gonimy © labudu
W końcu udało się dojechać fluo koszulke, pewnie z 80% za moją sprawą. Całe szczęście kolega z JMP nie chce za bardzo wozić się na dojechanie do mety, współpracujemy przez dosyć długi czas. Tempo wydaje się szło nie najgorsze, mega długie zjazdy. Niestety kolega z JMP zjeżdża dosyć asekuracyjnie, na czym troszkę tracimy. Ja też nie chcę za bardzo szaleć bo można się nadziać na coś mało ciekawego. Kolega z JMP jest obeznany z trasą, mówi mi jak są dziury to samo jak coś niebezpieczniejszego na zjeździe. Bardzo miła atmosfera. Są i kibice niestety jakoś nie możemy się dowiedzieć jaką mamy stratę, chyba dużą skoro nikogo nie widać z przodu ;/
Grupowo © labudu
Na zjeździe pojawia się też kilku cwaniaków co niby są dobrzy, szkoda że na płaskim tak nie jadą szybko bo moment się chowają za plecami, a strata się sama nie odrobi. Nie wiem który kilometr, pytam kolegów, bez licznika przynajmniej mam głowę wolna. Po jakimś czasie stwierdzamy że we dwóch nie będziemy ciągnąc darmozjadów i zjeżdżamy w tył grupy, ale tak to jakoś wyszło że później znów często pojawialiśmy się z przodu. Skręt w prawo, sprawdzamy czy wszyscy są i jedziemy dalej. Pytam JMP czy długi ten podjazd- jeszcze się nie zaczął. Aha czyli jest ciekawie, później okazało się że to Pitoniówka, no jakoś poszło, nawet z przodu dosyć jechałem. Zobaczymy jak będzie za drugim razem. Na górze bufet, biorę kubek wody.
Jadymy © labudu
Zjazd do Bańskiej, znowu można by szybciej, trochę wychodzę na zmianę i tak sobie jedziemy. Dojeżdżamy chyba do najbardziej wysuniętego na północ fragmentu trasy . Skręt w lewo, kawałek lekko pod górkę i zjazd. Na zjeździe widać w oddali pierwszą grupkę. Ale oni są na podjeździe kawałek dalej już jednak. W sumie dalsze gonienie nijako bez sensu skoro tyle odjechali. Ale ciągle staramy się jechać przyzwoitym tempem. Kawałek po płaskim, staram się odpocząć, czuje że trochę za mocno pojechany początek. Trochę takiej wijącej się drogi, ale trasa dobrze oznaczona, jadąc z tyłu można pooglądać krajobraz.
Grupowo © labudu
Zaczyna się drugi większy podjazd na tej pętli, z początku dwie serpentynki, później łagodnie dosyć ale długo. Ciągnie się i ciągnie ten podjazd, co zakręt to znowu w górę, gdzieś w połowie ktoś nam mówi że mamy 6 minut straty, później że 5, 4 i te wersje się zmieniają. Ostateczna dokladna wersja to 3:45, czyli nie ma po co ciągnąć. Od razu tempo jakby spadło, bo i po co się spieszyć jak i tak nie dogonimy a z tyłu pewnie nic większego się nie dzieje. Byle wyjechać na górę i zacząć w końcu tą drugą pętle- bo ciągnie się ona i ciągnie. W końcu wyjeżdżamy na górę, znajome skrzyżowanie i odcinek deja vu. Zjazdy już bardziej znajome, można bardziej pocisnąć, Tym razem koledzy bardziej aktywni i jadą bardziej z przodu. Mniejsze podjazdy już idą ciężko, a jeden taki nagania do prowadzenia grupy, a miałem się wozić, daję kilka zmian.
Ciągne © labudu
Na tle gór © labudu
W końcu dojeżdżamy do słynnej już Pitoniówki, szczerze mówiąc nie wiem jak to podjadę drugi raz, taktyka podobna jak za pierwszym razem, czyli przed ścianką nieco odpuścić i odpocząć. Wszyscy robią tak samo i dalej ciut mocniej jazda. Bardzo ciężko, czuć że brakuje przełożenia. Niektórzy chcieli linki pourywać bezskutecznie zmieniając przełożenie na lżejsze. Zaczyna się właściwy podjazd, tempo takie że pieszo byłoby szybciej, po głowie chodzą myśli by podprowadzić rower ale szybko je odrzuciłem. Przód widzę powoli odjeżdża, szczególnie kolega z JMP ma jeszcze sporo sił w nogach i ucieka nam już chyba definitywnie. Na Pitoniówce ma doping rodziny to pewnie się popiusuje, ale jednak nie, ucieka na poważnie :) Chętnie bym z nim pojechał ale niestety nie ma czym. Mój sukces- ciągle jadę przed Mirkiem.
Pitoniówka © labudu
Na szczycie bufet, tym razem biorę izotonik, tak dla odmiany. Oprócz tego doping niczym na pro wyścigach kolarskich, na prośbę organizatorów Władze Gminy Szaflary "załatwiły" orkiestre która sobie grała.
Orkiestra © labudu
Czyli teraz już w mniejszej grupie. Odrobić nie bardzo, przynajmniej ja już nie mam czym. Na zjeździe jak zawsze dosyć w czubie ale chłopaki widzę na zjazdach najwięcej umieją odrabiać. Po płaskim coś próbujemy ciągnąć ale nie czuję się zbytnio na siłach, do tego taki jeden ciągle pogania żeby ciągnęli wszyscy tylko nie on. Caritas Polska szuka, daje zmiany ale takie normalnie nie wydłużone jak zazwyczaj. Generalnie to na pościg JMP już nie ma co liczyć. Dojeżdżamy do Szaflar, jadę z przodu może chociaż fotki będą.
Od tyłu © labudu
Gdzieś w grupie © labudu
Gdzieś kręcimy po płaskim i po hopkach, już raczej więcej się chowam, złapał mnie skurcz- myślę no to pojechałem czyli po zawodach, całe szczęście Tatry widać już coraz bliżej czyli do mety blisko. W kilometrach pewnie ze 20 ale dokładnie nikt nie wie ile, a do tego tak jakby Gubałówke trzeba jeszcze podjechać całą... Szukam w kieszonce magnezu, jakiś chyba przeterminowany był bo jakby grudki w nim były. Najważniejsze że pomógł i w miarę sprawny mogę jechać dalej. Znak że trzeba się oszczędzać. Zaczyna się drugi długi podjazd, Mirkowi już na samym starcie spada łańcuch przy redukcji, traci trochę, ale teraz podjazd to odrobi chłopak.
Się wozimy © labudu
Grupka jakby się przerzedza, coraz mniej osób, w sumie zostaje nas coś koło 6, także ze 2-3 zostało. Podjazd dosyć długi, jeszcze przed połową zaczynam odstawać od grupy. Ale to że pierwsze ciemno przed oczami to nic, trzeba jechać dalej, już pojechane w zasadzie wszystko i dospawałem te kilka metrów. Dalej kawałek mocniej, jadę ze stójki i się udaje w grupie. Wypłaszczenie to już łatwiej, chciało by się powiedzieć że odpoczynek ale nie ma tak lekko, dystans do grupy zostaje ok i jedziemy dalej razem. Końcówka podjazdu przed rozjazdem na pętle, jakby coś się zluzowało, trochę ciągłem ale zjeżdżam bo trzeba siły zachować. Chwilka rozmowy, gość lekko jest zdziwiony że z taką masą dalej jadę tak dobrze, a przecież to wyścig niby górski. Chciałoby się końcówkę lepiej ale nie było czym. Gdzieś tam stoją chłopaki i wołaja do każdego o bidon, mi akurat denerwuje zajmując miejsce w kieszonce, a że już pusty to poszedł do dzieciaków. Myślę się ucieszyli, a mi go nie szkoda :P zwykły stary isostar za 6zł...
Widok zajedwabisty © labudu
Ostatni podjazd to już dla mnie za dużo. Niby jadę do góry ale nie bardzo jest czym kręcić, w głowie standardowo myśli po co mi to, ale staram się jechać mocno i równo żeby sił na górę starczyło. Łatwo się mówi- jak cały czas widzę osoby z przodu. Trochę staram się odrobić, bo przecież oni też są zmęczeni. Odrabiani w takim tempie to trochę zejdzie bo jakoś mega nie ma czym kręcić, nogi za słabe już. Zakręt w prawo, ciemno przed oczami, zachwiało mnie tak że zjechałem na szutrowe pobocze, dosyć blisko barierek już było, chyba jednak ciut za mocno był ten początek, ważne też żeby flaka nie złapać.
Ogień © labudu
Na szczęście kończy się bez takich przygód i ciśnienie w kołach jest ok. Czyli teraz ciut wolniej żeby do mety dojechać. Słyszę motocykl z tyłu, ciekawa sytuacja za co wielkie brawa dla organizatorów, motocyklista podjeżdża do każdego z nas z pytaniem czy chce wodę. Ja wziąłem 3 bidony więc nie potrzebuję, na dwóch to właśnie tka by mi mniej więcej wody zabrakło. Jadę tak kawałek na 80%, i końcówkę na 110% bo już został tylko zjazd. Gdzieś tam z przodu migają mi przeciwnicy, jednak na wypłaszczeniu już ich nie widzę, czyli koniec;/ Wyjeżdżam na górę, ludzi jakby więcej. Końcówka podjazdu mocno bo tam jakaś droga leci. Zjazd dosyć szybki, wyprzedziłem auto użytkowe jakim jest golf trójka, myślę że mu tym zaimponowałem. Zjazd super oznakowany, w sumie skrzyżowań nie było tylko zakręty a strażacy stali. Na dole widzę że sporo odrobiłem do kogoś z JMP. Teraz kawałek płaskiego, no może lekko z górki więc jestem w lepszej sytuacji. Mocno kręce, doganiam i wyprzedzam fluo koszulkę. Jadę dalej mocno tak a 98% ażeby na ostatnim podjeździe jeszcze były siły. Oglądam się, przewaga ciut się powiększa ale bez szału, patrzę w przód i w oddali widzę jakąś koszulkę. Więc teraz już ogień dwa razy ponad norme. Skręt na podjazd do hotelu, rower widzę już na kolejnym zakręcie, nadzieja umiera ostatnia, podjazd z blatu i ze stójki. Nogi palą a do mety jeszcze kawałek. Widzę że jest szansa dojechać wcześniej na mete, kibice mówią mu żeby przyspieszył bo go objadę, ogląda się i trochę przyspiesza, ostatecznie kolega wyprzedzony może 20-30 metrów przez metą ale taki skurcz od wysiłku że nogę ledwo czułem. Ciężko się podeprzeć na betonie, kilka kółek w miejscu i jet lepiej.
Na kresce © labudu
Powoli trzeba wrócić do stanu używalności, coś tam się napić, coś odsapnąć i patrzeć kto dojeżdża na metę. Zadowolenie jest bo można powiedzieć wyścig pojechany na maxa. Obowiązkowe wyłączenie endomondo, przy okazji smsy na telefonie, czyli jednak ktoś śledzi, prezydent jednak nie dzwonił :P na pewno jest sms od timedo. WOW 11 open i 3 w kat. M1 :) Poszło lekkie hura, ale przełknąć cokolwiek ciężko, jednak izo i żele na żołądek to średnio ;/ Rozmowy na mecie dobra czas się ogarnąć więc dojazd do auta. Przebieram się na cywila ale iść się nie chce więc pod hotel jadę znów rowerem. Jeszcze jadę po BigMilka ale ten rozpada się podczas jazdy brukiem;/ Swoją drogą człowiek się ogarnął, czeka dłuższą chwile a ludzie dalej jadą- współczuje. Ostatnia osoba dojechała jakoś w połowie dekoracji, ten gość co pchał rower jak go minęliśmy- brawa za motywacje. W międzyczasie okazuje się że jestem 10 open- gość który dziś wygrał ma licencje a w tym wyścigu jej mieć nie wolno. Dalej ceremoniały, nawet na pudło za kategorie musiałem wyjść, co prawda nie najwyższy stopień ale głowe miałem najwyżej, nagrody spoko, trochę za gorąco. Na końcu dekoracji losowanie z jakimiś akrobacjami, a jadę do domu bo już nie mam sił na żadne spacery po Zakopcu. Był pomysł żeby podjechać Laskową bo i tak tam przejeżdżam, ale myślę że 30% bym nie podjechał dziś...
Podium M1 © labudu
Droga powrotna zleciała spoko, Wielkie Gratulacje dla organizatorów, inni powinni się od nich uczyć jak się organizuje zawody. Parking zapewniony, trasa zabezpieczona, na mecie wszystko co potrzeba, widoki wspaniałe i miła atmosfera. Mam nadzieję widzimy się za rok przy większej frekwencji.
komentarze
Strasznie żałuje pierwszego podjazdu bo brakło dosłownie te 300m i bym z Wami się zabrał na zjazdy, mogło by być lepiej niż było, tak to została mi kolejna grupa, też się chłopy nie palili do roboty, na dodatek na zjazdach połowa ludzi z zaciśniętymi hamulcami musiałem potem spawać jak już ich zdołałem wyprzedzić, tragedia, chłopy chyba zjazdów nie widzieli wcześniej bo coś mówili, że z centrum pl to oni same płaskie mają :P Ogólnie wyszedł mi znów brak doświadczenia w ściganiu, ważna rzecz :P Za rok mam nadzieję, uda mi się z Tobą dłużej utrzymać :) Szacun za ten atak na mecie, ja też gościa objechałem ale to było jeszcze niżej przy skrzyżowaniu i mu sił brakło więc nie musiałem z blatu wjeżdżać :P