Czasówka JG
-
DST
17.00km
-
Teren
11.00km
-
Czas
01:35
-
VAVG
10.74km/h
-
VMAX
40.00km/h
-
Temperatura
15.0°C
-
Podjazdy
100m
-
Sprzęt Specialized Hardrock
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dziś czasówka. Rano zrobiłem 2 okrążenia dla treningu. Spory ruch na trasie, podpowiadam kilku chłopakom jak jechać bo przestraszyli się kamienia. Obczajamy trasę i dochodzimy do wniosku że miejscami lepiej prowadzić rower niż jechać. Stoimy z 10 osób i myślimy jak tu przejechać bo nikt nie ma pomysłu, ja tam prowadzę, a w miedzyczasie przejeżdża Marek Konwa i tyle go widzieli... Bez żadnych problemów. Ma gość umiejętności. Przejeżdżam 2 okrążenia, jest coraz lepiej z techniką i wracam do hotelu bo start mam dopiero 13:57. Jakoś przed 13 zaczyna znów padać, no masz a zapowiadało się tak fajnie.
Dosyć wcześnie podjeżdżam pod start, czekam chwilę patrząc, wracam pod hotel, gadam z kolegami i jadę się rozgrzać chwilę. Cały czas w deszczu, staram się szukać drzew bo pod nimi nie pada :) 13:50 już mnie wołają. W ogóle widzę że mam ze 2 minuty przestawienia na zegarze u siebie. Jadę tylko z zegarkiem na ręce bo szkoda mi licznika zgubić, rano już odpadł mi magnes z korby. Chwila startu, najpierw mocno żeby się pokazać :) Wjeżdżam w błoto, ale patrzę że chyba teraz już można asfaltem jechać no to dlaczego by nie skorzystać. Pierwszy podjazd, strasznie ślisko, zatrzymuję się, kilka kroków i jadę dalej. Dalej idzie dobrze, kamień ze schodkami pokonuję schodkami, jednak te schody blisko trasy są wystarczającą sugestią. Podjeżdżam pod pałacyk zjazd po błocie, nieco większe niż wcześniej, z lekkimi problemami udaje się zjechać. Dalej w dół po dosyć sporych kamieniach. Tam gładko jak nóż w masło, jestem ciekaw gdzie będą fotki bo Pan fotograf mi chyba fajną na kamieniu strzelił :)
Za chwilę jednak muszę na chwilę zejść z roweru bo brakuje przyczepności. Kawałek twardym, chciałem tu przycisnąć ale nie ma z czego. Nawrót i podjazd z zawrotką. Nieco więcej błota ale się udaje. Zaraz trawersem w dół, zrzuca mi łańcuch z blatu ale odpalam na pych jak ja to mówię :) Lekko mi koło odjeżdża ale lekka podpórka i można jechać. Zaraz pod górę Jadę, ciężko pod górę nagle bach i koniec jazdy. Łańcuch pomiędzy kasetą a szprychami, zaklinowany. Szarpię się blisko minutę, w końcu wyrwałem i rozwaliłem tą plastykową osłonę. Już miałem odpuścić i biegiem do mety ale się udało. Później zjazd sprowadzany, podjazd też kawałek prowadzony bo nie ma przyczepności. Tam wyprzedzam chyba dwóch zawodników. Ostatni zjazd, a w zasadzie zbieg, zbiegam jak porąbany, wyprzedzam jakiś dwóch gości, szybko na rower, bloki zapchane, siedzę na tym siodełku nieco chaotycznie próbując zjeżdżać w dół bo błoto. W końcu się wpinam i już tylko łąka i do mety. Po raz pierwszy udaje się przejechać kamień bez podpórki i w dół łąką. Na końcu ze 3 metry podbiegu bo błoto i jeszcze chwila podjazdu i nareszcie słyszę charakterystyczny odgłos na mecie, czas zmierzony. Woda się leje, patrzę na wyniki 19:25, Marek zrobił 12:42 prze gość. Ja tam minute mogłem nadrobić, ale wiecej by było ciężko. Ostatecznie 76/177 byłem, jak dla mnie dobry wynik :) Zważywszy na to że w mtb bawię się w zasadzie od września, a treningiem tego nazwać nie można.
Jutro nie nastawiam się na wynik bo będzie rzeź. 177 osób ze wspólnego startu w XC. wychodzi średnio co 20 metrów zawodnik... Duble się zaczną już na samym początku, jak zrobię 3 okrążenia to będzie sukces. Poza tym w trudniejszych fragmentach jak jeden się zatrzyma to reszta stoi, a ja chcę cało stąd wyjechać. No nic trening bardzo dobry, trzymam kciuki za wszystkich w Wojniczu, ale na starcie pewnie i tak o tym pamiętał nie będę.
Zdjęc wiele nie mam, ale kilka wrzucę już z KrakowaDrogowskaz
© labudu