Objazd trasy Mega Cyklokarpaty Wojnicz po raz wtóry
-
DST
89.80km
-
Teren
35.00km
-
Czas
04:37
-
VAVG
19.45km/h
-
VMAX
59.09km/h
-
Temperatura
18.0°C
-
Podjazdy
1100m
-
Sprzęt Specialized Hardrock
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dziś co chwile spoglądaliśmy w niebo jakby miało nam coś powiedzieć. W nocy obudziła mnie burza, rano patrząc przez okno dalej było bardziej deszczowo niż słonecznie. O 9 jest zbiórka pod Orlikiem w Wojniczu, początkowo miałem nie wstawać, ale się przemogłem bo tak jakby pogoda się poprawiała. Na 7 do kościoła, szybki powrót do domu, 8:15 wyjazd, w krótkim rękawku, bo wydawało mi się że w bluzie się zgrzeje. Wiedziałem że wyjechałem dosyć późno, a jeszcze musiałem kupić jakiegoś batona i przypomniałem sobie że dziś otwarte w zasadzie tylko stacje benzynowe. Tak więc bez opieprzania aby zdążyć, chwilka spokojniej na rozgrzewkę, a później żwawo ale tak aby się zbytnio nie zmęczyć i móc przejechać całą trase Maratonu. Nie patyczkowałem się, w Tarnowie na tzw obwodnice, prędkość >40km/h, później już w okolicach Koszyc na podjeździe nieco wolniej. Na końcu obwodnicy patrzę na Krakowską, żaden rowerzysta mi się nie rzucił w oczy. Na światłach w Zbylitowskiej Górze mija mnie samochód z rowerami, ale jak się później okazało oni nie jechali do Wojnicza. Za mostem na Dunajcu prawie dogoniłem trójkę rowerzystów, jak się rozbujałem z górki to do samego Orlenu >45km/h ale gdy byłem ok 50 metrów za wspomnianą trójką to odbiłem na Orlen. Tam szybkie zakupy i szybko pod Gimnazjum. Średnia pod Gimnazjum 36,5km/h, licząc z wyjazdem po podwórku, światłami i orlenem(do Orlenu była 37) nie jest źle jak na dojazd na mtb :)
Pod Gimnazjum zjawiają się kolejne osoby, rozpakowanko i jedziemy pod boisko bo tam jest reszta. Startujemy, na asfalcie odbijamy w lewo i jedziemy na jakieś wioski, tam na szutrową drogę gdzie największą frajdą było omijanie kałuż. Jakoś tak szybko zleciało i już przejeżdżamy pod drogą osiedlową numer 4. Zaraz odbijamy w polną drogę której jedna koleina jest sucha a drugą cieknie woda. Trochę asfaltem i wjeżdżamy w lasek. Swoją drogą trasa Cyklokarpat już jest oznaczona, Marcin się postarał :) Zaczął mi coś świrować licznik, ale nie tylko mi. Dwa razy w niedalekich odstępach czasu poprawiam magnes, coś pomaga ale nie na długo. Dopiero w domu zorientowałem się że w magnesie rowek na szpryche się wysunął i dlatego był on tak luźny.
Chwilę dalej podjazdy w lesie, ostatnio wydawały mi się krótsze i ciągle wydawało mi się że ten szlaban to już. Ku mojemu zdziwieniu nie podjeżdżamy pod zamek tylko już na starcie odbijamy na zjazd wąwozem. Zjazd poszedł bardzo gładko, przynajmniej dla mnie :) W czasie powrotu deszcz tak jakby był coraz bliżej, oczywiście zaliczyliśmy długi podjazd asfaltem (chyba w Olszynach). W lesie Marcin chciał znaleźć jakąś swoją trasę, skończyło się na tym że dodatkowo zrobiliśmy małą pętle, ale coś tam trasy odnalazł. Od dłuższego czasu przyczepił się do nas jakiś mały pies, później chyba gdzieś odpadł na zjeździe. Jakieś 5 kilometrów przed metą łapie nas deszcz, na szczęście szybko udało się nam schować pod drzewami. Dobrze że już liscie są :) Gdy tylko lekko kropiło, pojechaliśmy dalej, ostatecznie przestało padać ale asfalty dalej wilgotne zostały. Na samej mecie jeszcze mały sprincik, w sumie to wygrałem :) prędkość była ok 52.
Jeszcze chwilka pogawędki pod gimnazjum i się rozjeżdżamy. Ruszam, coś nie gra, stery? ok ale coś jest nie tak. Już wiem, flak z przodu :/ zapas gdzieś mi kiedyś się odlepił i go nie przyklejałem spowrotem. Szybko na Orlen i z racji że oponkę mozna dobić do 5,5bar myślałem że dojadę. Ale ten kompresor jakiś lipny i wbiłem jakoś niewiele ponad 4. Szybko uderzyłem w Tarnów, tym razem Krakowską bo tam stacji więcej. Dojeżdżam pod Statoil Krakowska/Czerwona, dobijam na fulla. Jadę na koszycką, wzdłuż obwodnicy i jestem na Orlenie na Tuchowskiej. Patrzę na wiatr, jest więc jeszcze myjka i bez pompowania jadę do domu. Burza coraz bliżej ale udało mi się schować w domu zanim zaczęło padać :)
Ogólnie cały wyjazd na plus :) Nawet z pogodą się udało, trasa ciekawa bo nie było całkiem sucho. 12 maja mam nadzieję będzie ciekawie na cyklo, mnie raczej nie będzie dane wystartować ale myślę że Tarnowscy i nie tylko rowerzyści zadbają o frekwencję i fair rywalizacje :)
Jeszcze taka mała mapka z gps Lucjana, bo endomondo kolosa siódmego to nas co najmniej na Gubałówkę wysłało
komentarze
nawet jak jest płaski jak w Murowanej Goslinie, to się nie odpocznie, bo jest blat-ośka i gonitwa. Nawet nie ma za bardzo kiedy się napić:).
Jak to mawia mój kolega: pamietaj, trzeba napierać, na mecie sobie odpoczniesz:)
taka np nawierzchnia jest w kieleckim . jechałam tam dwa maratony i wiem, że łatwo nie było, właśnie ze względu na nawierzchnię.
Za wiele nie jeździłam na terenach wroga, ale mam wrażenie, że jest tam dość wertepiasto i to z pewnością daje w kość.
No i jaką miałeś tę średnią do Mielca?
Mój najlepszy czas ( 57 km z domu w Mielcu do domu w Mościcach, a więc jeszcze sporo przez miasto) , to była 1 godz 54 min. o ile dobrze pamiętam.
Na góralu ( Magnusie) . ale wtedy byłam w dużej formie. Już pewnie nigdy nie będzie mi dane tego powtórzyć.
Byłam wtedy bardzo z siebie dumna:).
Teraz to już by mi się chyba nie chciało.
Ciekawe jakby się jechało na szosie i jaka byłaby średnia. Z tymże na pewno nie drogą z Lisiej Góry, bo tam teraz dziura na dziurze.
a dlaczego to Cię nie będzie 12 maja?
Ile km ma to mega i jakie przewyższenie?
W oponie mam niestety dziurkę na wylot, jutro spróbuje załatać, tak samo dętkę i trzeba uderzyć do miasta po zapas dętek, choć nie wiem czy się wyrobie przed zamknięciem sklepów :(
A miałem jechać do Lipnicy premie lotną obejrzeć :((