Masowe zakończenie sierpnia
-
DST
71.20km
-
Czas
03:15
-
VAVG
21.91km/h
-
VMAX
64.00km/h
-
Temperatura
24.0°C
-
Podjazdy
710m
-
Sprzęt Specialized Hardrock
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dziś zakończenie miesiąca, nie będę się bawił w dokręcanie do jakiś ustalonych limitów bo moim zdaniem to zabija radość z pedałowania. Najpierw to czego nie lubię czyli dentysta, później do serwisu, przegląd i wymiana łańcucha. Koło wycentrowane, jedzie się przyjemniej.
Początkowo nie mogłem się zdecydować czy dojeżdżać napęd do końca czy stosować metodę na kilka łańcuchów, patrząc na cenę mojego osprzętu średnio się to opłaca ale zawsze taniej. Dziś jednak zmiana łańcucha, przejechane 1500km, niestety poza dwiema największymi zębatkami z tyłu wszędzie przeskakuje. Znaczy zjechałem już za bardo łańcuch, widać dużo zależy od stylu jazdy i łańcucha, kolega przejechał 3 tys km i po wymianie żadnych skoków. Ale nic, myślę że jeszcze 100 km i się dotrze :) bo już widać poprawę. Ale kupna trzeciego łańcucha już nie respektuję, wykończyłbym się psychicznie, lepiej sobie kupić kasetę która jest warta, uwaga 50zł... Teraz bynajmniej będę miał zapasowy łańcuch.
Tak więc delikatnie pokręciłem się po okolicy i później z kolegą i bratem wyjazd na mase krytyczną. Jesteśmy na miejscu, spotkany jeszcze jeden kolega. To moja pierwsza masa, ale to co tam zobaczyłem przeszło moje oczekiwania. Wiadome że zawsze w tłumie znajdzie się kilka osób które jedzie tylko dla lansu, tutaj było ich sporo. Jakieś podskoki, wyprzedzanie po chodnikach, wymuszanie na samochodach, no ludzie nie o to tutaj chodzi. Fajnie się jedzie ze znajomymi dla zabawy na łokcie, tutaj sobie można na to pozwolić. Masa spokojnym tempem, w sam raz na dotarcie mojego łańcucha, raz zmuszony byłem do mocnego hamowania, rowerzyście przede mną inny lanser zajechał droge, ten się zatrzymał, ja heble na max, za mną też hamowali dość ostro ale nie widziałem co się dokładnie działo.
Po zakończeniu masy żwawym tempem przez Skrzyszów powrót do domu, oczywiście znów przy dobrej już szarówce. Sierpień zakończony, pod względem rowerowym bardzo pozytywnie, mam nadzieję że pogoda we wrześniu dopisze i będzie można spokojnie sobie pedałować :)
komentarze
Moge powiedzieć ze swojego doświadczenia...
zanim kupiłam górala, przejeździłam dwa albo trzy lata na rowerach niegórskich. Robiłam długie trasy, nawet w górach, ale asfaltowe.
To było też fajne, też to lubię i nie neguję tego absolutnie, ale jednak co teren to teren.
A już jazda w górach to jest cos niepowtarzalnego.
jak sie tak znajdziesz na rowerze powyżej 1000 m nmp... to jest przezycie.
Tam każdy kilometr zresztą mierzy się inaczej i jedzie znacznie, znacznie dłużej.
Poza tym ten klimat, atmosfera.. jak to w górach.. widoki, schroniska.
jestem pewna, że bardzo Ci sie spodoba. przy dobrej pogodzie można nawet w październiku jechać, bo wtedy kolory przepiękne....
sprobuj:)
Co do jazdy teren - asfalt.
Moje zdanie jest takie, że i to i to może być fajne - zależy na czym nam bardziej zależy.
Jeżdżąc na zawody trudno unikać asfaltu i kręcenia po nim, zwłaszcza jesli chodzi o robienie bazy.
jesli chodzi o jeżdzenie tak tylko dla siebie, turystyczne czy jak je zwał... każdy musi sobie odpowiedziec na pytanie, co go bardziej "kręci" , wielokilometrowe trasy po asfalcie ( wtedy przydałaby się szosa albo rower crossowy), czy krótsze bardzo techniczne trasy w terenie.
Powiem za siebie - nie do końca jest sens kupowania rowera do mtb, jeśli się go nie uzytkuje zgodnie z przeznaczeniem. Bo to jest rower stworzony do mtb.
a do czego konkretnie jest stworzony to tak naprawdę można się przekonać na górskich trasach, ewentualnie w naszych okolicach, własnie na Marcince, na Jamnej czy niektórych brzankowych fragmentach.
Jazda w terenie, kiedy trzeba się nasiłować pod górę, kiedy trzeba walczyć o przyczepność, kiedy na zjazdach trzeba pobalansować trochę ciałem, pooperować hamulcami, powalczyć ze sobą na trudnych technicznych odcinkach daję ogromną satysfakcję.
Satysfakcję i wielką radość, o którą na asfalcie moim zdaniem naprawdę trudno.
Nigdy nie zapomnę swojej pierwszej jazdy w górach ( Jaworzyna, Runek). Tam zrozumiałam co to jest tak naprawdę mtb, albo 2 godzinnego podjazdu na Wlk. Rogacz ( od Rytra).
To sa niezapomniane, bezcenne przeżycia. Jazda na rowerze w górach, w terenie.
Tak więc labudu, ponieważ masz już rower, z ktorym mozna jechać w góry, polecam kiedys spróbować.
Można z rowerem do pociągu i np w Rytrze wysiąść, a tam na Wlk. Rogacz, Przehybę.
jestem przekonana, że będziesz w siódmym niebie.
Trafiłem TU trochę przypadkowo, ale tak to bywa w życiu :)
Fajne jazdy. Górki(teren) nie najważniejsze. Jak jest KORBA w nogach to wszędzie pojedzie się. Teren to tylko technika i trochę przyjemności (ładne widoki) bo nie wszędzie SZOSA wjedzie.
Startujesz w XC na Marcince ?
P.S.- fajny Romet :) też gdzieś mam na strychu-Flaminga :)