labudu prowadzi tutaj blog rowerowy

longer na dwóch kołach

5000km w sezonie, dziś bardziej transportowo

  • DST 144.60km
  • Czas 05:51
  • VAVG 24.72km/h
  • VMAX 63.00km/h
  • Temperatura 25.0°C
  • Podjazdy 1350m
  • Sprzęt Specialized Hardrock
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 30 sierpnia 2012 | dodano: 30.08.2012

Dziś bardziej przemieszczając się z punktu A do B. Wyjechałem około godziny 9 w kierunku Chojnika. Traska zeszła średnio, zawsze jak jadę do jakiegoś konkretnego celu to jedzie się troszkę gorzej. Dojechałem, dowiedziałem się tego co miałem dowiedzieć i droga powrotna. Tę wybrałem przez Rychwałd, z racji że było bliżej i mniejszy ruch. Chęci do jazdy spadły niemalże do zera, ale równym tempem pokonywałem kolejne metry. W Zbylitowskiej Górze szukałem pewnej ulicy, zbytnio mi się nie chciało więc nikogo nie pytałem. Pojadę kiedyś indziej dokładnie szukać, jadę w chate. Już nie chciałem zbytnio nadrabiać drogi więc wzdłuż obwodnicy. Wyjazd do Zawady żwawo, równym tempem.

Później kolega szukał towarzystwa do jazdy do serwisu rowerowego. Również równe, powolne tempo, serwis jeszcze zamknięty. No to krótka rundka wokół Woli i dalej będziemy czekać. Odwiedziłem jeszcze warsztat aby popytać co i jak, później do serwisu i znowu w dom. Tam obiedzik i teraz pasuje jechać gdzieś z braćmi jeszcze.

Myślę sobie, dużo dziś asfaltów, z braćmi w teren nie pojade więc może chociaż jakieś podjazdy :) Dobra jedziemy, do Tarnowca później na Świebodzin, Zgłobie i Błonie. W Świebodzinie spotkany komandor lewa w górę i jedziemy dalej. Już zjeżdżał do domu, przynajmniej tak mi się wydaje. Dalej wyjazd na Szczepanowice, kolega na szosie troszkę pogrymasił, ale dalszy zjazd na Dąbrówkę mu wszystko wynagrodził. Jedziemy sobie wzdłuż Dunajca, piękne miejsca po prawej, reszta się zachwyca, a ja spoglądam w lewo na pagórki :) Jeszcze nie wiedzą, że będziemy tam podjeżdżać :) Dojeżdżamy do przystanku, jadę sobie z tyłu, komenda redukujemy i w lewo :)

Ale ile redukujemy? wy na młynki a ja spróbuję nieco wyżej. Młynka z przodu nie wrzuciłem, ale z tyłu w pewnym momencie już tak. Nie spieszyłem się nigdzie bo już 120 km w nogach. Głównie jechałem na 2-3, czasami nieco wyżej, czasami niżej, ale średnia zębatka z przodu była cały czas, na blat troche za mało w nogach i brak pewności w sprzęcie.
Jest szczyt, włączam stoper, rozglądam się i w dół po resztę peletonu. Teraz już wiem co to znaczy popularna w okolicach Golgota :) Zjeżdżam w dół, nie wiem ile, minimum 200 metrów było. Oberwało mi się gdzie ich wyciągnąłem, ale jechali dalej. Wyjechali na szczyt, prawie 10 minut później niż ja za 1 razem. Kolega na szosie pojechał na Lubinkę do sklepu kupić sobie picie. Drugi brat dołączył i jedziemy w górę.

Ujechaliśmy kawałek dzwoni telefon, Marcin, gdzie jesteście, on przy głównej drodze, ale nie wie gdzie to jest. Wróć się, źle skręciłeś, my czekamy. Czekamy, w zasadzie ja czekam, bracia pojechali dalej, jego dalej nie ma. Drugi telefon, nie wie gdzie jechać, czekaj wrócę znajdę Cie. Musiałem wrócić się z kilometr. Jadę w dół, telefon w ręce, patrzę 3 osoby na rowerkach, jedna koszulka z Sokoła. Nie przyglądam się bo zdenerwowany troszkę jak chłopak na 20 lat mógł się zgubić tak niedaleko od domu.
Ale chwila mijam rowerzystów, mam takie zboczenie, że zawsze oglądam wszystkie rowery które mijam i patrzę a tu czarno biały KTM, skądś kojarze, już wiem to lemuriza1972 nawet ręki nie podniosłem z tego wszystkiego, znalazłem kolegę, a ten do mnie widziałeś tych kolarzy?, nieźle dawali ale chwilę udawało mi się trzymać ich tempo. Jeszcze Ci do nich pary w nogach brakuje, lepiej byś patrzył dobrze gdzie masz jechać.

Dogoniliśmy braci, wspomniana trójka ich nie minęła, więc skręcili gdzieś w teren. W sumie normalne, chyba jestem jednym z niewielu który na MTB kręci więcej kilometrów po asfalcie niż w terenie, muszę to poprawić. Na szczycie w Lubince, brat oznajmia, że nie ma już siły na dalszą jazdę i pozostaje opcja prosto do domu. Zahaczyliśmy jeszcze o Delikatesy w Rzuchowej i prosto do domu.

Dystans fajny, szkoda że nie w terenie :/ z mapką trochę różnica przez to że trochę się wracałem. Jutro do dentysty, później prawdopodobnie na Mase, pasuje rowerek umyć bo poza łańcuchem troszkę się przybrudził. Aaaa i zrobione 5000km w sezonie 2012 :)

Ciekawy domek na szczycie "Golgoty" © labudu





komentarze
lemuriza1972 | 05:56 piątek, 31 sierpnia 2012 | linkuj Jeszcze inaczej:)
Gdyby Mirek włączył swój 5 bieg to ja bym została nie metr z tyłu a kilometr, albo dwa, albo kilka:).
a jeśli chodzi o mnie, to ja po prostu jeżdzę powoli:)
słaba jestem aktualnie, zresztą specjalnie mocna nigdy nie byłam:), ot co.
lemuriza1972 | 05:46 piątek, 31 sierpnia 2012 | linkuj bo to jest tak, że czesto jeździmy tylko i wyłącznie żeby sie poruszać i pobyc w towarzystwie i pogadać, a wtedy nikt nie pędzi.
Nigdzie nie starujemy na chwilę obecną, nie ścigamy się, więc nie ma takiej potrzeby.
Po prostu.
labudu
| 19:56 czwartek, 30 sierpnia 2012 | linkuj Właśnie widziałem że dziś było ciężko, pewnie dlatego od razu nie załapałem że to Wy jedziecie bo zbyt wolno mi się wydawało. Ostatni rower też zostawał dobry metr z tyłu :P
lemuriza1972
| 19:50 czwartek, 30 sierpnia 2012 | linkuj Zgadza się.
To był Mirek, Tomek i ja.
ale dzisiejszą jazdę nazwalismy : dniem wielkich przegranych....
a dlaczego to napiszę jutro.
Mnie jechało się dzisiaj bardzo źle i zjazdy i podjazdy.
z asfaltu skrecilismy zaraz do lasu na zielony pieszy szlak. Nie jest tam tego dużo, ale za to mocnarny lesny szlak. Jak w górach.
Trzeba się mocno namęczyć zeby wjechac ( mnie się nie udało dzisiaj w całości) i zjechać ( też mi sie nie udało)
Wielka klapa.
Tylko Tomek dał dzisiaj radę.
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa nekzz
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]