labudu prowadzi tutaj blog rowerowy

longer na dwóch kołach

Road Maraton Nowy Sacz 2015

  • DST 90.70km
  • Czas 03:02
  • VAVG 29.90km/h
  • VMAX 78.00km/h
  • HRmax 194( 96%)
  • HRavg 163( 81%)
  • Kalorie 3500kcal
  • Podjazdy 1510m
  • Sprzęt Scott Foil Premium Di2
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 25 lipca 2015 | dodano: 31.07.2015

Road Maraton w Sączu, różne były opinie, gorsze i lepsze, ostatecznie zdecydowałem się jechać. Fajne bo blisko więc i wyjechać można dosyć późno. Docieram na miejsce, start na miejscu jakiegoś ośrodka, miło, spokojnie, jak zawsze gdzieś tam się kręcą ludzie z BikerSportu, jest też Piotrek z Bikebrothers. Rozpakowanie, wsio wydaje się grać, mam dwa komplety kół jakby coś się jeszcze miało wydarzyć przed startem. Rozgrzewka, wracam się jeszcze do auta po batony bo coś głodny jestem. Na rozgrzewce tłum ludzi na jednej ulicy a i tak jakiś debil inaczej mówiąc kierowca autobusu miejskiego trąbi na pół miasta bo niby droga rowerowa jest na chodniku. I taki ludzi wozi. Zbliża się godzina startu, plan był taki żeby stać z przodu, bo tak radził Bartek żeby na 1 podjeździe być z przodu, ale dosyć dużo ludzi jest, staję gdzieś koło 3-4 rzędu. Sygnał do startu a jeszcze pomiar czasu i policja nie gotowa. Ostatecznie ruszamy chyba 2 minuty po pierwszym sygnale :) 


Ruszamy, ja myślę o tym by się nie wyłożyć oraz żeby  podjechać do przodu. Całe szczęście droga szeroka to szybko udaje się przejechać na przód grupy, tak do 2-3 rzędu po boku żeby było bezpiecznie :) Jedziemy po płaskim, jedyne co trzeba uważać to studzienki w jezdni, ale to w tym kraju norma. W końcu skręt w prawo i myślałem że będzie lajt bo z moją formą po przerwie trochę lipa, a tutaj dla niepoznaki Tomek zaczął ciągnąć grupe- pytanie po co :) Chyba sam nie do końca wiedział, dobre 2.5km podjazdu tam było. Już się wydawało że podjazd się kończy a Tomek odpuszcza a tutaj jeszcze kolejny mniejszy podjazd. Podobno byli tacy co im się to podobało :P Fakt faktem wyglądało jakby był rasowym pomocnikiem w peletonie. Kończy się podjazd, myślę to teraz będzie lajt, ale nie ma tak łatwo. Za duża grupa została, fakt no sporo osób było więc dalej dosyć mocno na podjazdach. Jakieś zjazdy się zaczynają, dosyć szybko i kurna jakieś płyty. Szkoda bo mam nowe koła ale jak to mówią na pełnej :D Kolejny podjazd, znów mocno, byli dziś lepsi ode mnie, ale było ich tak niewielu że załapałem się do pierwszej grupy :D  Zostało nas w niej 7 osób, 6 facetów i Ukrainka. Ma kobita krzepe. Trochę się uspokoiło w grupie, na płaskim po zmianach, takich mniej wiecęj co pół kilometra. Dziwi mnie to że Mirek nie załapał się do pierwszej grupy, Tomek też nie a tak ładnie ciągnął na początku że myślałem że to ze mną jest tak źle. W sumie było bo po krótkiej przerwie niby ale bardziej się męczyłem.

Gdzieś na poboczu mijamy jakiegoś kolarza. Patrzę broda drwala czyli Arek z Skomielnej. Macham ręką, chwilę później podjeżdża do nas do grupy i chwilę rozmawiamy aż go ktoś wygonił z grupy. Ja z kolei dzis od startu postawiłem sobie cel żeby jechać za Piotkiem z BBC, bo on i tak będzie z przodu a szkoda się szarpać i tracić siły :) Później na podjeździe dostrzegam Bartka z Tuchowa, nie startuje ale kibicuje, to się chwali. Gdzieś na 3 podjeździe nawet idzie w miarę równo, później ktoś ucieka i dosyć mocno pracuję nad tym żeby ją skasować. Gdzieś wtedy za grupą zostaje ukrainka. Jakieś mniejsze hopki, jakoś idzie, później wychodzę na zmianę, gdzieś około 60 kilometra i ścianka 15%, już czuć zmęczenie a rodzinnej jazdy dziś nie będzie, Piotrek dosyć lekko wyszedł pod tą górę, ja musiałem zamulać przepychając i trochę grupa się nam rozjechała. W sumie zostały dwie grupy po 3 osoby. Chciałem dojechać  ich, już trochę się zbliżyliśmy do siebie, ale samemu to ciężko a moi towarzysze to tragedia jeśli o współpracę chodzi. Później gdzieś na kolejnym podjeździe to ja zostaję z tyłu no i jest po ptokach. Jeszcze dojeżdża Ukrainka, coś jedziemy razem, może kilometr ale też nie mam siły, tragedia, chyba dziś nie jest mój dzień, na Tatrze przewyższeń było mniej a jechało się dużo lepiej. 

Ale jakoś jadę dalej, co chwile nerwowe oglądanie się czy druga grupa nie dojeżdża. W końcu jest jakaś dwójka kolarzy, ale patrzę do Sącza daleko, myślę sobie kij, dojedziemy i na finiszu ich zrobię. Ale patrzę jakieś znaki że 400 metrów do mety, trochę przyspieszam, ale myśle eee to chyba nie meta tego dystansu. Ale widzę chłopaki stoją kawałek za metą, to przyspieszam lekko i wjeżdżam na metę sekunde dwie przed przeciwnikami, jeszcze po mecie prawie się szczepiliśmy bo tam się naoglądali Tour de France i zrobili szybki finish. Woda się skończyła jakiś czas temu, dziękuje kolegom za jazdę, powiem szczerze chyba najcięższy z tych 3 wyścigów co jechałem w tym roku. Dalej powolny zjazd do Sącza, ze 4km jeszcze było, nawet Ukrainka przemówiła ludzkim głosem a nie tak jak w Nowym Targu co chwile był opieprz o cokolwiek. Zjeżdżam w dół, ogarniam się a ludzie jeszcze przyjeżdżają. Aha ja jechałem 2:25:48 co dało mi 7 miejsce Open, no można powiedzieć 6MOpen bo Ukrainka się nie liczy, a w kategorii miejsce 4. Czekam na dekoracje bo w regulaminie napisane jest że 1-3 medale/puchary a 4-6 to chociaż jakiś dyplom mam dostać. Srednia prękość 32.1, a przewyższeń ponad 1400 na 75km. Czekam w sumie 2 godziny, okazuje się że dekorują tylko 1-3, no nie tylko ja byłem wkurzony, po dekoracji powrót do chałupy. Poza wtopą z dekoracją, i trochę lipnym zabezpieczeniem trasy( w jednym miejscu był pisk kół bo jechało auto z naprzeciwka na naszą grupę a skrzyżowanie niezabezpieczone) myślę było w miarę ok.




komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa przyz
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]