Akademickie Mistrzostwa Małopolski
-
DST
52.46km
-
Teren
46.00km
-
Czas
02:53
-
VAVG
18.19km/h
-
VMAX
48.20km/h
-
Podjazdy
1124m
-
Aktywność Jazda na rowerze
Zawody w środę, mnie niedawno złapało przeziębienie, po próbach jazdy na rowerze musiałem odpuścić bo nie było sensu- ważne by się wykurować na środę na AMM. We wtorek wiele wskazywało że będe musiał odpuścić ale nie mogłem tego zrobić bo nie byłem na pierwszym rzucie AMM a pasuje się pokazać żeby jechać na AMPy, poza tym znając forme mojej uczelni to nawet chorym była szansa na załapanie się do piątki najlepszych osób z PK. Rano rower Pawła do bagażnika, po drodze jeszcze zebrałem rower Olka i pojechałem na zajęcia. O 14:15 koniec zajęć, rowery spokojnie czekały na parkingu strzeżonym , Voyager się lekko spóźnił więc Olka zbieram spod AGH i jedziemy do Zabierzowa. Pojechałem obok IKEI bo na Balickiej wahadło jest i zamyślony pojechałem nie tam gdzie trzeba :P Nie ma to jak zgubić się w Krakowie :) Całe szczęście z Balic do Zabierzowa też jest dogodny dojazd. Wjazd na miejsce zawodów, znajome twarze. Wypakowanie rowerów- kurcze jaki mój ciężki... Siadłem na niego, zdawało mi się że przerzutka prawie wgl nie chodzi, a ostatnio na Brzance było normalnie. Dałem spróbować Marcinowi i stwierdził że DI2 to nie jest ale chodzi dobrze. Dojeżdżamy na miejsce, są wszyscy :P Jedziemy z Marcinem i Olkiem na objazd trasy. Ja trase niby znam ale rozgrzać się trzeba. Jadę z przodu, staram się nie zamulać ale strasznie się mecze. Marcin też mówi że ciężko było. Trasa ogólnie spoko, kilka kałuż, w drugiej części trasy trochę rowów których nie widać w ciemnych okularach. Dojazd pod metę a tam liście na asfalcie- no może być różnie. Pojechałem zmienić okulary na przeźroczyste i znowu pod start. Próba ustalenia szczegółów odnośnie AMPów- generalnie w tym roku szykuje się lekki syf. Drugie okrążenie zapoznawcze już podczas wyścigu dziewczyn, mimo trudnej dla mnie jazdy żadna mnie nie objechała. W wyścigu czuję będą dwa okrążenia i padnę bo nie ma sił. W jasnych okularach dużo lepiej, przynajmniej widzę dziury na końcu trasy.
Tarnów w Krakowie © labudu
Chwila przerwy, głupie gadanie i ustawienie się na starcie. Start jak zawsze kawałek niżej niż meta po to by było trochę zamieszania. Politechnika startuje z prawej strony, ja ustawiam się drugi, tuż za Tomkiem, później się okazuje że nie była to dobra decyzja bo kolejność startu nie do końca pokryła się z formą. Ze startu nie liczę na wiele, ale z asfaltu udaje się zjechać jakoś pod koniec pierwszej dziesiątki. Lekko zabrakło miejsca, ale jakoś bokiem jadę. Jak nie lubię zamieszania na starcie, coś tam przejechałem ze dwa miejsca w przód. Próba chwili odpoczynku wożąc się na kole bo widzę jestem już w towarzystwie w którym powinienem być. Jest Olek z Marcinem, chłopaki z AGH, ktoś z UEK. Na początku jest dosyć długi podjazd, jadę chyba 4-5, prowadzi Artur, później Wojtek i reszta. Miejscami ciężko utrzymać tempa, ale jak jest po płaskim to jest łatwiej. Kręcimy w górę, patrzę do przodu, Wojtek zostaje a Artur odjeżdża. Pomyślałem że zagrywka taktyczna żeby miał dalej spokojną jazde, bo ludzie lubią się wozić na kole. Odbiłem w prawo i wyprzedziłem chłopaków. Artura dogonić będzie ciężko ale nie ma co zamulać. Też chyba nikt nie będzie na pierwszym kółku gnał ile sił w nogach. Wyjeżdzamy na szuter, trzeba uważać na tyły bo różnica raptem kilku metrów, ale Artur jakoś daleko nie odjechał. Plan jest taki by początek pojechać mocno bo później zdechne i tak. Zjazd w dół, o dziwo poszedł płynnie ale słyszę z tyłu inne rowery. Na prostą startową wyjeżdżam drugi, nie ma wielkiej straty. Dokręcam żeby nie stracić, ale na podjeździe znowu nie jest tak kolorowo można się zsapać. Najgorsze to że chyba przez chorobę nie mogę wejść w wysokie tętno tylko ciagle jest niskie, a próba mocniejszego kręcenia kończy się nogami jak z waty i ciemnością przed oczami. Plus z tego taki że nogi nie pieką w ogóle. Drugie kółko to jakby rozjeżdżanie się stawki, z tyłu widać jakby więcej osób niż jedną. Niestety dla mnie, osoby pilnujące trasy mówią jakieś tam straty ale to jakieś chore wartości dla mnie. Trochę dokręcenia po szutrze i dalej po płaskim, dosyć szybki zjazd i na końcu drugiego okrążenia udało się złapać koła Arturowi. Niestety jak to zobaczył to wrzucił drugi bieg i tyle chłopaka widziałem :) nie no gdzieś tam jeszcze mi mignął. Ale jak zaczął się podjazd to już czułem że mam dość, na podjeździe Marcin sprowadza rower z kapciem, szkoda pewnie byłaby między nami walka w końcówce wyścigu. A ja na zjeździe omijając zawodnika z końca stawki przejeżdżam blisko drzewa, gleby nie było ale ręka porysowana.
Zawody © labudu
Dalsza część wyścigu to już nie gonienie Artura ale bronienie się przed Tomkiem z UEKu. Od 4 okrążenia wyraźnie osłabłem, on jechał bardziej równo i próbowałem walczyć ale jakoś nie mogłem się w 100% skoncentrować na jeździe i próba szybszej jazdy zazwyczaj kończyła się jakimś błędem technicznym. Na szutrze po płaskim nie mogłem dokręcić tak aby odjechać. ostatni zjazd- zakręt w lewo, jadę za Tomkiem i wylatuję z tegoż zakrętu. Na szczęście strata nie była duża i wystarczyło nawrócić i wrócić na trase dalej na 3 miejscu. Ostatni zjazd to raczej ześlizgnięcie niż zjazd bo o mało do rowu nie wpadłem. Za niedługo udało się znów siąść na koło i plan aby odpocząć i zaatakować w 2 części 5 okrążenia. Plany planami ale kręcić już nie było czym. Na płaskim nie dałem już rady, na zjeździe też było cięzko, ostatecznie w sumie już spokojnie wjeżdżam na mete na 3 miejscu. Można powiedzieć dobry wynik, przed startem brałbym w ciemno bo jednak chory byłem. Może bez przeziębienia objechałbym Tomka? tego się nie dowiem i szkoda też kapcia Marcina. Na mecie jeszcze Filip przyjechał na szosie. A my tj Olek, Marcin, Maciek i ja po zawodach i obgadaniu sprawy AMPów udajemy się w kierunku Lasku Wolskiego aby zrobić rozjazd.
Na starcie © labudu
Startujemy z okolic Obserwatorium, wyjeżdżamy w kierunku ZOO, lekko nie było, jednak noga już nie ta. Spod ZOO zjazd w kierunku Singielka BikeBoardu, ale skleroza 50 lat za wcześnie i nie udaje się wjechać za pierwszym razem. Ale jak już trafiliśmy to było fajnie, w Tarnowie tego nie ma :D Podjazd do góry szutrówką znowu jesteśmy pod ZOO. Tam Maciek decyduje się że odpocznie i na nas poczeka. My zjeżdżamy w dół spotykając sporą grupe biegaczy, w sumie nie wiem co to była za zorganizowana akcja. Od asfaltu kawałek brukiem i górą transportujemy się w kierunku Kopca Kościuszki. Przejazd standardową drogą przez las. O mało nie było gleby zaraz na początku przez jakiś patyk. Zjazd do Wilczych Dołów, kawałek stromych podjazdów. Spojrzenie na ścianke do zjazdu, jakaś stromsza się wydaje, a kiedyś się to zjeżdżało od święta. Już jesteśmy blisko asfaltu, zjazd singielkiem, przejazd przez drogę udany, chociaż z początku się bałem czy się uda po takiej przerwie. Na 29 jednak jakby łatwiej. Od asfaltu główną ścieżką i dotaczamy się pod ZOO gdzie czeka Maciek. Na koniec zjazd do aut, pakowanie i dojazd do Tarnowa, szkoda że ten Wolski teraz tak daleko bo można by pojeździć i technika byłaby lepsza...
Gadanie © labudu