Puściło :) Na 90km :)
-
DST
169.00km
-
Czas
06:22
-
VAVG
26.54km/h
-
VMAX
64.00km/h
-
Podjazdy
1842m
-
Sprzęt Specialized Hardrock
-
Aktywność Jazda na rowerze
Po powrocie z pracy szybkie ogarnianie. Jest 12:15 a o 12:30 z Olkiem umówiliśmy się w Tarnowcu :P A u mnie łańcuch niezałożony, linka przerzutki ma ze 2 metry itp itd :P 12:42 wyjeżdżamy z domu, zjeżdżamy w dół - Olek już czeka. I powtórzyła się sytuacja gdzie Olek kazał mi znów jechać pod górę... Tym razem jedziemy po imbusy, ale schodzi sprawnie i ruszamy w dół. Standardowo przez Rzuchową i Lubinkę. Masakra, na płaskim nie jest to co powinno być, a pod górę to już wgl tragedia. Zjeżdżamy do Janowic, tam z naprzeciwka wyjeżdża Leszek, czyli jest nas czterech, można kręcić- byle nie za szybko. Dojeżdzamy do Zakliczyna i dalej na Czchów. Jak Krzysiek wyszedł na zmianę to brakowało sił, w takim tempie to ja tych kilometrów nie zrobię. Na zmiany nawet nie próbuję wychodzić bo to by mnie dobiło. Ale później trochę odpuszczają i da się jechać. Dojeżdżamy do zapory i dalej główną drogą. Pytam Olka dokąd tą drogą- do Łososiny, no to jedziemy, wyszedłem na przód, jakoś starałem się nie zamulać. Przed Łososiną jednak zjeżdżam na tył grupy. Zaczęła się męczarnia, nie mogę usiedziec na siodełku do tego w butach mega ból i trzeba sobie radzić tak aby nie stwarzać zagrożenia. Odbijamy z głównej drogi i kierujemy się na Laskową.
Śmietnik © labudu
Zaczęło się lekkie czarowanie, każdy chce chwilę odpocząć bo wiadomo co nas czeka :) W sumie objechaliśmy sporą część pasma tego z Jaworzem. Dojeżdżamy do Laskowej i z przodu ukazują się nam domy na skarpie. Krzysiek oznajmia że tam jedziemy- no chyba Cię p... Na dole obok przystanku dłuższy postój. Trzeba się przygotować mentalnie, bo na zrobienie nogi już za późno. W końcu próbujemy podjechać. Ja mam dodatkowy przywilej :P przełożenie 22/32 :) Się gra się ma, muszę mieć lepiej, w końcu przyjechałem tutaj na rowerze MTB z oponami 26x2.1 więc miałem nieco ciężej niż inni, teraz sobie odbije :) Zaczyna się coś ostrego, ale to tylko 18% a ścianka jak nie wiem co. Powoli ustawia się kolejność, Olek odjeżdża, dalej ja, z tyłu Krzysiek z Leszkiem. Zaczęło się robić coraz ostrzej, w najgorszym momencie chyba 27%, ja jechałem na młynku, mocniej można było i to sporo ale po co ;) Wolałem się skupić na właściwej pozycji na rowerze. Powoli swoim tempem sobie podjeżdżam, z tyłu widzę już tylko Leszka, Krzysiek najwidoczniej odpuścił. A z przodu- kolana bolą na sam widok Olka przepychającego korbę w takim tempie.
WielkaWoda © labudu
Podjazd jak szybko się zaczął tak też się skończył, docieram na górę a Olek z rozczarowaniem stwierdza że go oszukali, bo nie było 30% a sam podjazd szybko się skończył. No ja tam nie wiem, dobrze że się już skończył bo niewiele brakowało i to ja bym się skończył. Dojeżdża Leszek, po chwili też Krzysiek. Leszek podjechał całość, z dwiema przerwami, Krzysiek podprowadził najgorsze fragmenty bo łańcuch jęczał jak podjeżdżał i żal było urwać. Zjeżdżamy powoli w dół tak by Garmin zapisał całość podjazdu. Tarcze mi się zgrzały a chłopakom te obręcze to nie wiem czy jeszcze do jazdy się będą nadawać. Zjeżdżamy w dół i poszukiwanie Lewiatana który był tuż tuż Laskowej. To tuż tuż się trochę ciągło i czekając na Leszka zrobiliśmy sobie bufet. Dojeżdżamy do Łososiny i chwila spojrzenia na deszczowe chmury i narada co do powrotu. Ostatecznie wracamy przez Wielogłowy. Tam ten długi dosyć płaski podjazd, czuję jakby jechało się lepiej, w końcówce nawet już dosyć mocno przykręciłem. No dobrze, zjeżdżamy serpentynami w dół i lecimy do skrzyżowania. Dostrzegam kamieniołom o którym mówił Leszek- nigdy wcześniej go nie widziałem :) Skręcamy na Wojnicz, nie ma jeszcze Leszka ale widać jakąś sylwetkę przed zakrętem. Jedziemy z Olkiem, Krzysiek czeka na Leszka, ten podobno nie skręcił i pojechał na Sącz więc Krzysiek pojechał go gonić. Z Olkiem czekamy na serpentynkach i po chwili przyjeżdża....- Leszek, a Krzyśka nie ma. Okazało się że Leszek to nie Leszek, a Krzysiek jest taki zajechany że nie poznaje nie Leszka że to nie jest Leszek. Ostatecznie znów w czwórkę jedziemy do góry, teraz już bardzo miło, w butach nieco wygodniej, tyłek już się przyzwyczaił.
Przerwa © labudu
Powoli widać wilgotny asfalt, ale chmura już przeszła więc może tym razem nie zmokniemy. Na przerwie na szczycie dostrzegam butelkę Oshee w worku na śmieci, może jest poprawa, ale my jedziemy dalej na Gródek. Tam zamknięta droga z powodu remontu, ale nie ma takiego zakazu coby rowerem nie przejechał :) Chwilę później robię zdjęcie, Leszkowi należy się 200zł i 5pkt za linie ciągłą, w dodatku wcześniej zakaz ruchu więc teraz musi się pilnować. W okolicach Paleśnicy czuję się już świetnie, wygląda na to że wróciło samopoczucie z tamtego lata gdy rozgrzewałem się 20km, a fajnie jechać się zaczynało na 50. Fajnie idą podjazdy, po płaskim też nie zostaje. Zrobiło się już ciemno, dojeżdżamy do Zakliczyna i znów czekamy na Leszka. Tam decyzja że trzeba się lekko pośpieszyć tak też jedziemy kolejne kilometry. W Janowicach Leszek jedzie wzdłuż Dunajca, my sie wspinamy. Sama wspinaczka przebiegła bardzo miło, nie było widać ile jeszcze górki człowiek ma to można było jechać. Zjeżdżamy do Rzuchowej, tam powoli czuję że zaczyna brakować paliwa ale jedziemy dalej, dopiero kilka minut po 20 :P Na koniec jeszcze z Olkiem do Tarnowa, mały bufet i wracamy przez Marcinkę do domu.
Słońce © labudu
W końcu jakieś sensowne kilometry, jechało się całkiem fajnie, od setnego kilometra :) Szkoda że dzień coraz krótszy i czasu coraz mniej. Dzięki za wspólna jazdę
komentarze
Chyba tylko tym pierwszym należy się koszulka, bo podjazd mają zaliczony:).
Gratuluję!
Ale mordercza góra :D
Ale to nie jest jakoś bardzo ważne szczerze mówiąc, ważne, że podjazd robi wrażenie :) Pokonujesz zakręt, a tam zamiast się wypłaszczać, to się robi ostrzej :D