Pierwszy pechowy raz
-
DST
13.48km
-
Teren
10.00km
-
Czas
00:46
-
VAVG
17.58km/h
-
VMAX
39.00km/h
-
HRmax
190( 94%)
-
HRavg
168( 83%)
-
Kalorie 470kcal
-
Podjazdy
100m
-
Sprzęt Specialized Hardrock
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dziś Puchar Tarnowa. Wczoraj sprzęt się nieco zajechał- przerzutka lekko się przygięła po glebie, stery do smarowania, blokada amora zniknęła, i pewnie jeszcze parę innych, klocki się z tyłu skończyły. Tutaj poratował mnie swoimi klockami Marcin39 za co serdecznie mu dziękuję :D Generalnie to byłem dziś w pracy, mega pośpiech, o 11:50 zajeżdżam pod Lipie. Szybko się ogarnąłem, Krzysiek też pomagał bo pilnował roweru od godziny. Prowizoryczna rozgrzewka i na start. I tak będzie lipa bo noga zakwaszona po wczoraj. Ogólnie sporo ludzi, w elicie ponad 30, w Orlikach 15. Startujemy- start nie najgorzej, w połowie stawki gdzieś jestem :) Ale myslę powoli się rozgrzeję. Trasy wgl nie pamiętam, nie objechałem, nawet nie znam warunków, tyle co z opowiadań. Więc pierwsze zakręty nieco asekuracyjnie, później coś wyprzedziłem chyba jednego, dalej agrafki. Ktoś się kładzie, ktoś się uślizgnął, szybko schodzę i podbiegam bo tak szybciej. Tym sposobem wyprzedzam kolejną osobę, ale na zjeździe to jedziemy obok siebie. Dalej za kimś utkwiłem i nie bardzo jest jak wyprzedzić ale w końcu się wydaje. Później jak to w lipiu, jedziemy po zakrętach bez większej historii. Dojeżdża do mnie Piotrek Sajdak, wyprzedzamy chyba dwóch gości, na jednym podjeździe coś napęd chrobocze, ale wyprzedzam i jedziemy dalej, Piotrek przechodzi do przodu i logiczne że nie udaje mi się utrzymać mu koła. Do tego dochodzi wyprzedzanie ogona Elity i jakoś to schodzi, ale straty jakoś bardzo dużej nie mam. Cały czas go widzę :D
Drugie kółko zaczyna mnie łapać bomba, jedzie się ciężko, czuję że zaczynam tracić. Z tyłu ktoś jedzie raz mnie wyprzedza, zaraz się kładzie więc go znów wyprzedzam. Przetasowalismy się chyba dwa razy i zaczęły się korzenie i małe podjazdy. Tam jakby forma wróciła i zacząłem jechać lepiej. Na jednym nie zdążyłem zredukować bo omijałem korzeń i wyciągłem na twardszym przełożeniu niż planowałem. Już wyjeżdżam na szczyt na wypłaszczenie i sen prysł. Trzask i z napędem coś nie tak, spojrzenie w dół, w okolicach buta zobaczyłem przerzutkę. Wszystko ok ale to była tylna przerzutka. No więc koniec, pierwszy raz nie bedzie mnie na mecie, na XC wożę co najwyżej imbusy, do tego pogięta przerzutka i pourywane szprychy. Nie ma sensu, rower na plecy i do mety. Dochodzę na metę- strata już spora, nie ma sensu. Przy stoliku sędziowskim jest też Wojtek z JSC- wczoraj jechaliśmy niedaleko siebie, dziś on dobił i złapał kapcia, ja urwałem hak- bywa. Dalej patrzenie na resztę- żal tyłek ściskał patrząc jak jechali. Miłosz też urwał hak, ale miał blisko to wziął rower Michała i pojechał dalej :)
Szkoda dnia, bo myślę skończyłbym w pierwszej 8, a może nawet na 6 miejsce udało by się wskoczyć. Bo jakoś koło 7 pozycji jechałem, ale dokładnie nie pamiętam jak to z tymi numerami obok mnie było. Wyścig dla mnie skończył się po 25 minutach, czyli nawet 2 kółek nie zrobiłem na kołach... No ale punkty w generalce przeleciały i jest lipa, a mogło być ich kilka. Krótko mówiąc Lipa w Lipiu :P