Zabierz nas na Liwocz
-
DST
117.70km
-
Teren
40.00km
-
Czas
06:24
-
VAVG
18.39km/h
-
VMAX
74.87km/h
-
Podjazdy
2300m
-
Sprzęt Specialized Hardrock
-
Aktywność Jazda na rowerze
Miało być lajtowo po asfalcie bo w teren się nie da, wyjazd z 3/4 bidonu, z 1 kanapką na śniadanie i bez żadnych batonów, jeszcze wyciągnąłem Krzyśka który był jeszcze mniej przygotowany i do tego bez tylnego hamulca, skończyło się w Liwoczu... Rano pogoda w miarę ok, wyjazd jakoś 8:40, Przemysłową, dojeżdżamy pod Koszycką- jest i Staszek. Podjeżdżamy pod Mytnika-pusto. Co jest odjechali, chwila niepewności, Krzysiek dobija się do drzwi do domu Kryśki. I jednak nie pojechali bez nas :) Zjawiają się też dwa Marciny i tata Olka. W sumie 7 osób, sporo osób ma opony w teren, a ma być asfalt-no trochę ich szkoda.
Ruszamy, najpierw bocznymi drogami dojeżdżamy do Przemysłowej tam trochę kałuż więc już po moich klockach. Dalej wzdłuż obwodnicy i szutrem na Marcinkę. Na podjeździe wiadomo, trzeba się rozgrzać :) Wyjeżdżamy do góry, jeszcze sobie można kawałek zjechać, na szczycie Marcin coś majstruje przy rowerze ale po chwili jedziemy dalej. Przez Łękawicę do Zalasowej-W Zalasowej podjazd pod światła na przełożeniu blat-ośka, taką małą premię sobie zrobiliśmy. Nieco bokiem, nieznaną mi trasą dojeżdżamy do Ryglic, było dosyć stromo. W Ryglicach jesteśmy jakoś koło 10:45, wiem bo gdy zobaczyłem kolegę to spojrzałem na zegarek.
Na Rynku prosto i trzeba się wspinać przez Pasmo Brzanki. Ale asfaltami to tak jakoś inaczej. Podjazd przez same pasmo pokonany 2 razy- była dłuższa przerwa w jeździe bo nauka, dodatkowo pogoda nie rozpieszcza-trzeba sobie dać w kość. Troszkę mi odjechali gdy podjeżdżałem drugi raz ale jednak ten podjazd kilka metrów ma. Zjeżdżamy w dół, na zjeździe prawie 75km/h pokazał licznik-można było się lepiej pochylić i dokręcić, może 8 dyszek by się pokazało. Jedziemy tymi asfaltami, widać Liwocz-no trzeba jechać skoro tak blisko. Część dosyć niechętnie na to patrzy, najbardziej naciskamy ja z Marcinem. Jedziem dalej, gdzieś na dole czekając niedaleko kościoła Marcin zaczął śpiewać: Zabierz nas na Liwocz... Prosi by mu pomóc, dojeżdża reszta, zaczyna śpiewać. Dają się przekonać, jedziemy na Liwocz :)
Jedziemy jakimś szlakiem, jednak nie zawracamy kawałek i podjeżdżamy Drogą Krzyżową-chyba tak to się nazywało. Fajny podjeździk ale dłuży się strasznie. W pewnym momencie jestem zmuszony zrzucić na młynek-oj chyba nie zdarzyło mi się to jeszcze w tym roku. Kawałek jednak zbyt ostro i techniki brak-trzeba prowadzić. W końcu jesteśmy na Górze z Krzyżem. Czekamy na resztę, gospodarze dają nam wodę mineralną i słoik ogórków kiszonych. Ale pycha ogóreczki XT, marchewka XTR :) Po odpoczynku zjeżdżamy w dół-docelowo żółtym w kierunku Brzanki, jak będzie ciężko to wcześniej odbijemy na asfalcie. Kilka fajnych zjazdów, ale z mojej strony obyło się bez gleb-z techniką coraz lepiej, jednak opony juz nie te. A Krzysiek z jednym hamplem-powodzenia, kawałek musi prowadzić. W terenie ciekawie, ale nic ciekawego do pisania, zauważamy że nie ma Marcina. Widać na fullu to zyskuje na zjazdach.
Okazuje się że złapał gumę no to po przyjacielsku... czekamy na dole aż naprawi i do nas zjedzie. Z dołu widać jakiś kolarzy, kojarzę ich z wypadów, nie wiem jak się nazywają ale dla mnie to ta "para na fajnych Specach". W każdym razie swoi, jadą od Tuchowa. Gdy odjeżdżają to Marcin się uwinął z oponą i jest z nami. Jedziemy dalej, Brzanka już coraz bliżej. Trochę szutru, kawałek asfaltu, obok Ostrego Kamienia, kawałeczek i jest Bacówka :) Tam kolejna przerwa, długo nie było Staszka, przerwa w jeździe zrobiła u niego swoje ale po solidnym bufecie odzyskał siły. Dalej zjeżdżamy na Burzyn i już asfaltem do Tuchowa. Na Rynku White Team Specialized Zawada odłącza się od peletonu na akcję pt. Stwierdzam żużel bo niedziela :) Już asfaltem byle szybciej do domu. Jakoś kilka minut po 17 meldujemy się w domu. Szybkie ogarnięcie i na żużel panowie na Unie :), ale to już samochodem. Wygraliśmy i to jak. W drodze powrotnej mijamy jeszcze Kamila, jak zwykle kręci gdzieś po asfaltach.
Podsumowując-kawał dobrej roboty, przynajmniej w kilku procentach nadrobiona przerwa w jeździe. Klocki jeszcze kilka km i w kosz, bo prawie już nie hamują, w sumie to te Alonghi nigdy dobrze nie hamowały. Wieczorna myjka na podwórku, coś się przerzutka już rozregulowała bo jak "depnę" to potrafi przeskoczyć a łańcuchy jeszcze są ok. W sumie to ten Liwocz można było w całości terenem przejechać, ale wyjeżdżając około 7-7:30, ale niektórzy dramatyzowali o błocie, a tak ładnie przeschło że mozna powiedzieć nie kurzyło się tylko.
Trasa taka od Tuanniki, ja trochę pozakręcałem to i przewyższeń myślę mam więcej, ale nie sądzę żeby było ich aż 2000m
/Liwocz
komentarze
wiem, chociaż mnie z Wami nie było, ale wieści szybko się rozchodzą:).
Liwocz fajna górka, maraton w Jaśle tamtędy przebiega.