Melsztyn po raz kolejny, ale już chyba ostatni w tym roku.
-
DST
83.70km
-
Teren
42.00km
-
Czas
04:48
-
VAVG
17.44km/h
-
Temperatura
2.0°C
-
Podjazdy
1000m
-
Sprzęt Specialized Hardrock
-
Aktywność Jazda na rowerze
Kolejna niedziela z cyklu "nie ma mnie w domu, jadę na rower". Teraz w niedziele wstaję wcześniej niż zazwyczaj w dzień powszedni, co nie jest zbytnio logiczne. Temperatura nie zachęcała ale o 8:45 wyjazd. Pierwszy zjazd-myśli niczym komentarz skoków z Zakopanego na temat temperatury. Ale po chwili kręcenia po płaskim już jest cieplej :) i o godzinie 8:59:48 melduję się na Krakowskiej przed bramą :) Zaraz zjawia się Marcin, telefon do Leszka i możemy jechać. Spokojnym tempem, a wręcz jak najwolniej bo wtedy cieplej dojeżdżamy do Wojnicza na Rynek.
Chwila oczekiwania(czekaliśmy bo z nas tylko Leszek ma licznik :P ), ruszamy i na następnym skrzyżowaniu zjawia się poszukiwany. Jedziemy nieco zmodyfikowaną trasą, Czwórka po otwarciu autostrady wygląda niczym droga osiedlowa(ale zapewne na os. Zielonym już nie mają takiej radości) Jedziemy podobnymi ścieżkami, lecz nie tymi samymi co by nie wyjechać poza Gminę Wojnicz. Na jednym z podjazdów prawie nie do podjechania w takich warunkach dostrzegam na szczycie rowerzyste, okazało się że to Piotrek który z nami już jeździł ostatnio. Trafił tam prawie przez przypadek, a z racji że nie było śladów to postanowił na nas zaczekać.
Dalej już w czwórkę. Próba zmodyfikowania trasy, ale chyba nieudana bo przebijaliśmy się przez chaszcze, były miejsca w których niosłem rower żeby nie zabrakło wiatru w dętce. Raz złapałem jakąś gałąź, dobrze że przy małej prędkości bo podejrzewam że kilka szprych z przedniego koła by ubyło. Pod altankę w lesie nawieźli jakiś kamieni(pewnie będą asfalt kłaść :P ). Później już żwawo pod zamek w Melsztynie, trasą położoną kilkadziesiąt metrów wyżej a widok lepszy :) Później oczywiście zjazd wąwozem-coraz lepiej mi to idzie :)
Dalej próba znalezienia fajniejszej trasy, przebijanie się przez strumyk, trochę mnie schlapało, ale ostatecznie wróciliśmy tym co zawsze. Tam pierwsza gleba, na podjeździe ambicje przerosły umiejętności i koło w górę i cały zestaw w bok. Dalej już tylko na ziemię, sądzę że wyglądało to dość efektownie. Trochę wyżej na tym zakręcie robi się coraz większe bagno. Gdzieś dalej w innym lesie gleba na koleinie, nie wiem jak omijałem gałąź, podniosłem koło żeby wyjechać z koleiny ale i tak było 2:0 bo przód stracił przyczepność(w sumie to chciałem żeby był w powietrzu wtedy). Na dole rower na plecy i idziemy. Później w lesie znów podczas szukania alternatywy gdzieś się wracamy.
Powoli dojeżdżamy do Wojnicza, jeszcze krótki sprint pod Szkołę i można kończyć. No ale najpierw trzeba wrócić do domu. Wracamy główną drogą, Na końcu Krakowskiej rozjeżdżamy się i dalej jadę sam. Oczywiście lans na Krakowskiej i Narutowicza, już nie chciało mi się jechać wałami i wracać na myjkę. Szybkie mycie i do domu, gdzie poczułem prawdziwe zimno panujące dzisiejszego dnia podczas odmarzania. W czasie jazdy tak tego nie czuć.
Panowie Dzięki za jazdę i do następnego razu. Grudzień rozpoczęty jakby nie było z wysokiego C jak na takie warunki :) Aha i nowy smar(FL zielony) można powiedzieć sprawdził się, nawet smarować nie trzeba przed następną jazdą :)Ruiny w Melsztynie
© labuduDruga strona medalu, czyli bufet i rozmyślanie nad strategią, spoglądając na zjazd
© labuduDrzewo się położyło, rower na plecy
© labuduTo On mnie wozi
© labuduOrlen Tuchowska-po myciu, mam nadzieję nie ostatnim w sezonie 2012
© labudu