Mocno w górę- ale kto zgasił światło?
-
DST
226.52km
-
Czas
09:17
-
VAVG
24.40km/h
-
VMAX
76.99km/h
-
HRmax
167( 83%)
-
HRavg
121( 60%)
-
Kalorie 9530kcal
-
Podjazdy
3712m
-
Sprzęt Scott Foil Premium Di2
-
Aktywność Jazda na rowerze
Leszek organizował jakąś niedzielną szosę na południu, my zorganizowaliśmy własny event. Ruszamy z Tarnowa samochodem w składzie ja, Krzysiek i Olek, drugim autem z Krakowa dojeżdżają Marcin z Grześkiem. Planowany start o 8, wyszło trochę później, miejscówka już sprawdzona- parking przy kościele na Krzeptówkach. Dużo cieplej niż byliśmy w sierpniu, ale szału nie ma, dyskusje jak się ubrać, całe szczęście nie dałem się przekonać na krótki rękawek- jadę w bluzie i w nogawkach. Ruszamy w kierunku Zakopanego i dalej równym tempem przez Zakopane tak aby udać się w kierunku Łysej Polany.
Idzie atak © labudu
I tam dla nas wielkie zdziwienie- Zrobiliśmy KOMa w Zakopane jadąc na przejażdżkę :) Dalej równym tempem podjazd, zakręty na których czasami się nudzi, były fotki, było kilka mocniejszych fragmentów ale na pewno nie było nudno.
Tatry © labudu
Kiedy zbliżyliśmy się do zjazdu na Łysą Polanę zastał nas korek, samochody były już w sumie od samego ronda zaparkowane, a na dole korek, podobno jeden z ostatnich ładnych weekendów w Tatrach. Mijamy granicę i od razu jakby mniej aut.
Podjeżdżają © labudu
Kawałek podjazdu a później sporo zjazdu. Na zjeździe dosyć mocno wieje. Przejeżdżamy charakterystyczną wioskę i skręt w prawo w górę. Krzysiek się trochę za mocno wziął za zmianę ale go ostrzegliśmy że czeka go 50km podjazdu to znormalniał :P Dojeżdżamy do Tatrzańskiej Polanicy i po krótkich namowach udajemy się pod Śląski Dom, czyli najwyżej położony asfalt w Tatrach :)
Początek podjazdu na Śląski dom © labudu
Bez jakiejś napinki, raczej spokojnie jedziemy metr po metrze. Jakoś tak przyjemniej się jedzie do góry jak się pamięta trasę, nie wydaje się że jeszcze kilometry na górę tylko wiadomo gdzie jest cel. Początkowo jechaliśmy na końcu z Olkiem, później Grzesiek zdejmował nogawki, i się w sumie wszyscy zrównaliśmy aż na końcu wyjechaliśmy z Marcinem jako pierwsi.
Podjazd © labudu
Labu na podjeździe © labudu
Śląski dom © labudu
Ekipa © labudu
Ekipa2 © labudu
Ale na górze wiatr konkretny, telefon dwoma rękami trzeba było trzymać bo inaczej mogło wywiać go z rąk. Na górze nie było sensu zbyt długo stać bo zimno więc zjechaliśmy w dół. My dosyć spokojnie, oszczędzając koła, Olek dziś na SCRze więc dosyć szybko zjechał. Na dole wszyscy się zjechaliśmy i dalej spokojnie do kolejnego celu.
Popradzkie Pleso © labudu
Dojeżdżamy do skrętu na Popradzkie Pleso, trochę nierówny asfalt ale jedziemy w górę. Olek zostaje na dole żeby się nie zajechać. Ja podjeżdżam początkowo z Grześkiem, później złapałem fajne tempo i samotnie podjechałem pod Popradzkie. Trochę fotek i slalom w dół między ludźmi, sporo ich tam szło. Dalej podjazd na Strbskie Pleso, najkrótszy podjazd, jedzie się całkiem fajnie, nawet z przodu jechałem, już niemal jak się wjechało do miasteczka, jadę z blatu i największa z tyłu, coś napęd ześwirował jak jechałem ze stójki i gleba. Pierwsza myśl rower, wyratować od gleby się nie udało, udało się tylko wpiętą jeszcze nogą i ręką w miarę podnosiłem rower od asaltu, do tego tam jeszcze taki betonowy rów był. Podniosłem się trochę obolały, porysowany zamykacz, przerysowany pedał i przytarte siodełko. No trudno, ja trochę biodro, bark i rozwalona rękawiczka.
Zwarty szyk © labudu
Ważne że rower bez większych strat, po chwili przyjeżdża reszta, znajdujemy też Olka który już czekał nie wiadomo gdzie. Mała przerwa, zakupy w sklepie i jedziemy dalej. Podjazdy się skończyły a w dół trochę wieje, jedziemy jedziemy, Grzesiek gubi bidon i wraca po niego, my jedziemy dosyć spokojnie, ale dogania nas dopiero za autostradą. A prędkość do autostrady koło 30km/h, ostatnio było pod 50 :P Dalej jedziemy płaskim, Marcin robi lekką ucieczkę albo mocną zmianę - jak zwał tak zwał. Ale nie udało mu się odjechać całkiem, gdzieś w polach przerwa, dzielę się z Grześkiem wodą, potem okazało się że tej wody mi zabrakło.
Widok przed nami © labudu
Ostatni konkretny podjazd, Krzysiek widać ma już mało sił, więc jedziemy z Marcinem obok niego, Olek z Grześkiem jadą szybciej chociaż niekoniecznie. Krzysiek robi przerwy na podjeździe, my logiczne że też, w końcu dojeżdża nas jakiś gość na szosie - góral spod samiutkich Tatr, pogadaliśmy trochę, przejechaliśmy razem kawałek i na szczycie spotykamy resztę i dojeżdża też drugi góral kolega pierwszego górala. Zjeżdżamy w dół, dosyć szybko i znowu jedziemy w dwójkę. Na dole dojeżdżają nas chłopaki i Grzesiek trafia na otwarty sklep. Ja nie wstępuję- błąd. Dalej do kolejnego rozjazdu jedziemy w sumie w dwójkę z Marcinem.
Z góralem © labudu
Tatry w Chmurach © labudu
Czekamy na Krzyśka bo z Grześkiem nie znają trasy, a Olek udał się w pościg za nami. Skręcamy już w kierunku PL, z Marcinem mijamy górali i Olka, chłopaki juz myślę dojadą, mnie powoli zaczyna odcinać. Mijamy granicę i szukam jakiegoś otwartego sklepu- do samego Zakopanego nie widzę nic, chłopaki podobno znaleźli jakiś odido przy knajpie- no my przegapiliśmy. I kilometry w Polsce to istna męczarnia, dawno mnie tak nie odcieło, ewidentnie brak wody i jedzenia już, ciężko było po płaskim dokręcić z blatu. Jakimś ruchem już nie do końca pewnym dotaczam się za Marcinem do żabki obok Parkingu, wychodzimy z żabki i pod samochody. Chłopaki przyjeżdżają za jakieś 10 minut. Pakowanko i do Tarnowa, odwaliliśmy dziś kawał dobrej roboty, wg stravy koło 4500 przewyższenia, jak na roztrenowanie :P nie jest źle, dzięki chłopaki
Poważne rozmowy © labudu
Taki widok utkwił w pamięci © labudu