Znów na góralu-Brzanka na 29
-
DST
50.74km
-
Teren
20.00km
-
Czas
02:29
-
VAVG
20.43km/h
-
VMAX
51.00km/h
-
Kalorie 2392kcal
-
Podjazdy
954m
-
Aktywność Jazda na rowerze
Olek gnębił i wygnębił. Miałem jechać jeszcze na szosę, ale Puchar Tarnowa blisko już w sumie więc pasuje się powoli oswajać z góralem. Kurcze- realnie licząc czyli nie licząc sylwestra i jednej październikowej jazdy z kolosem po Marcince to ostatni raz na góralu siedziałem we wrześniu.... Można sobie policzyć ile to czasu, no dobre pół roku. Ale jak to mówią z tym jest jak z jazdą na rowerze- tego się nie zapomina- w sumie to o jazde na rowerze tu chodzi- no nieważne :P Wyjechałem i zdaje się za mało wiatru w oponach- takie odczucie po przesiadce z szosy ale mimo wszystko wróciłem się nieco dobić. Także na Marcinkę się spóźniłem 8 minut, tam już czekał Olek. Mieliśmy kręcić po Marcince ale ostatecznie pojechaliśmy na Brzankę :D Wyjazd lasem, dalej po asfalcie- masakra jak to się buja- czuję się jak na fatbike a to przecież zwykła 29. Zjazd polami, z początku jakoś dziwnie się jechało, później już było ciut lepiej. Dojazd do Łękawki i podjazd pod kapliczke. Ciągle mi się zdaje że jadę wolno, do góry idzie ciężko ale chyba żwawo bo Olek został lekko z tyłu. Zjazd do Karwodrzy, jakoś węższe te koleiny ale Olek jakby minimalnie odjeżdżał ale na dole dospawałem :) i podjazd autostradą. Masakra co oni tam zrobili- szosą można śmigać po lesie... Wolałem dawną nawierzchnie. Zjazd do Uniszowej już pewniej bo tam płasko jest i równo, dojazd do Stalbomatu i Olek niedawno pobił tam KOMa Marcina Cz. więc dziś chciałem to poprawić. Z początku równo a gdy zaczął się szuter to przycisnąłem mocniej. Co chwila myślałem kiedy ta górka się już skończy ale czas wyszedł o prawie minute lepiej niż Olka kilka dni wcześniej. Co ciekawe na górze byłem jakieś 5 sekund przed Olkiem a to jemu strava policzyła że miał lepszy czas- ja się tak nie bawię :D Zjazd strumykiem, z początku ciężko bo luźne kamienie i mase liści. Później gdzieś tam jeszcze patyk wlazł w przerzutke. Generalnie w terenie nie jest dobrze, ale prawie udaje się trzymać tempo Olka, co prawda jest w tym trochę chaosu i więcej zmęczenia niż dawniej ale da się- po pół roku przerwy nie jest źle, może w Lipiu się nie połamie. Kawałek i zjazd Olka, tym razem koła całe i przejazd obok Lasu Tuchowskiego. Dalej podobną drogą jak wcześniej. Zjazd autostradą do Karwodrzy i zabawa z przeskakiwaniem przepustów :) Ciężej podskoczyć tym rowerem bo nie waży 7kg jak szosa. Podjazd pod kapliczkę, zjazd do Łękawki, zrobiło się już ciemniej. W Zawadzie spotykamy Tośka, chwila rozmowy i się rozjeżdżamy.