Pechowo
-
DST
116.72km
-
Teren
5.00km
-
Czas
04:26
-
VAVG
26.33km/h
-
VMAX
59.00km/h
-
HRmax
152( 75%)
-
HRavg
124( 61%)
-
Kalorie 2000kcal
-
Podjazdy
100m
-
Sprzęt Specialized Hardrock
-
Aktywność Jazda na rowerze
Trochę pechowo bo zaspałem troche a musiałem koło roweru pogrzebać. Między innymi był kapeć, tak więc spóźniłem się na Wtorek MTB. Wyruszyłem gdy ekipa podjeżdzała do Trzemesnej. Jechało się nie najgorzej, wyjechałem na Górę Trzemeską i urwało mi neta, straciłem ślad w endomondo, ale ostatni ślad jest obok leśniczówki więc teraz to już chyba prosto na Brzankę. Jak pomyślałem tak zrobiłem, wyjechałem do Lasu Tuchowskiego a ich dalej nie ma. Goniłem więc ile się dało, po zjechaniu z asfaltu chciałem dokręcić pod górę, przeskoczył napęd - przeleciałem przez kierownicę. Niestety pechowo prawa noga zetknęła się z korbą i trochę dotkliwie się poobcierałem. Lewa noga i ramię tylko lekko przetarte ale prawa noga rwie dosyć mocno. Postanowiłem wrócić- lepiej przemyć ten syf niż mieć później problemy. W Karwodrży mijam wtorkowiczów, okazało się że zrobili sobie pętelke asfaltową w Trzemesnej. Powoli dotaczam się do domu, gdzie wyglądam mniej więcej tak
Trochę się porysowałem © labudu
Później około godziny 18 spakowałem się i w drogę. Cel- Kraków, jutro o 7:30 zajęcia, nie chce mi się wstawać rano by zdążyć. Tempo lajtowe, szkoda że cały czas było pod wiatr, ale zmienia to tyle że jechałem wolniej. Nie będę się bez sensu spinał. Widać chmury, wodę spotykam w Brzesku ale jadę dalej, nie widać by była jakaś mega ulewa. Gdzie się da to chodnikiem bo beton szybciej wchłania wodę i tak nie chlapie spod kół :) W Bochni kolejna wnerwiająca sytuacja, przy wyjeździe jadę mieląc podjazd i pęka spinka łańcucha, do tego też prawie lotem się to skończyło. Nowa spinka i jest ok, dalej już bez historii, zaczęło się ściemniać ale już blisko Krakowa. Na mieszkanie docieram około 21:30, czas jazdy netto 3:12, jak na lajcik pod wiatr- całkiem ok
komentarze
Wygląda ostro :P ja jeszcze zanim zacząłem jeździć, wypieprzyłem na rowerze siostry: jadąc z górki z pod domu zahamowałem ale klamki były zamienione stronami więc ścisnąłem mocno przedni hamulec - wyjątkowo mocny w tamtym rowerze. Rower został, ja poleciałem przez kierę głową w asfalt aż mi obraz pośnieżył trochę jak w tv czasem :P Kolana, łokieć i pół twarzy zdarte, bardzo efektownie. Do tego nad górną wargą na wylot dziura od kamyczka i lekko naderwane ucho :P No i cały podjazd zakrwawiony hehe :P
Tak mi się przypomniało ;)